Anaya Jorgen
24 lata
fizjoterapeutka
"Oczy widzą to co na zewnątrz. Oceniają obudowę. Za to serce. Serce widzi to czego nie dostrzega wzrok, to co jest ukryte głęboko w nas.
Dlatego niewidomi widzą najlepiej. "
_________
zapraszam do wątków !
[Dadada przybyłam z propozycją wątku! :D]
OdpowiedzUsuńAdaś Downing
[ Witam na blogu życzę dużo weny i dobrej zabawy ;)]
OdpowiedzUsuńClementine
[Teraz zauważyłam komentarz dotyczący Cory, podoba mi się i jeżeli ja mam zacząć to zrobię to jutro. Pierścionek, pff, żaden mi tam odstraszacz ;p Ja osobiście pokombinuję jutro, prześpię się z tym bo padnę, a Adam mógłby być jej prywatnym ogrodnikiem albo kucharzem xd]
OdpowiedzUsuń[Czeeeeść.]
OdpowiedzUsuńAndrea R.
[ Witam nową postać :) Skąd Ty bierzesz te zdjęcia? ]
OdpowiedzUsuńAdministracja/Claudia
[Anaya <3
OdpowiedzUsuńZaczęłabym jakiś wątek, ale nie wiem, czy wolisz od razu zacząć komplikować Silasowi życie, czy zacząć od czegoś neutralnego? ;)]
Silas
[Zastanawiałam się wczoraj, czy mogłybyśmy przyjąć, że nasze postacie mieszkały ze sobą już wcześniej, ale wydało mi się to mało logiczne. Głownie przez fakt, że ktoś ze stopniem niepełnosprawności Anayi musi mieć stałe, stabilne i przystosowane do swoich potrzeb środowisko, które bardzo dobrze zna, a Silas w ciągu ostatnich lat przeprowadzał się nawet dwa razy do roku, co na pewno nie wpłynęłoby korzystnie na dziewczynę, która co chwilę musiałaby przyzwyczajać się do kolejnego nowego miejsca, w dodatku kompletnie niedostosowanego do jej potrzeb.
OdpowiedzUsuńDlatego uznałam, że zaczniemy wątek od tego, jak Silas proponuje jej, żeby z nim wreszcie zamieszkała, jako, że ma teraz do tego warunki. Pasuje ci takie rozwiązanie?]
Silas był prawdziwym minimalistą. Nigdy nie ciągnęło go do sławy, kariery, bogactwa, ani innych wzniosłych celów, które ponoć przynosiły szczęście. Może dlatego, że po prostu był szczęśliwy? I dlatego, że para skarpetek pod choinką była dla niego wystarczająco satysfakcjonującym prezentem? Dlatego, gdyby nie jeden drobny szczegół, który dotyczył go bezpośrednio, nigdy nie szarpnąłby się na wynajem dużego mieszkania w nowoczesnym budynku Modeny. I tą drobnostką, była właśnie Anaya.
Nie zależało mu na wynajmie wielkiego metrażu, ale ona go potrzebowała, choćby po to, żeby móc swobodnie się po nim poruszać i co rusz nie wpadać na meble, jak bywało niejednokrotnie, gdy odwiedzała go w dawnych miejscach zamieszkania. Choć i w tym przypadku „wielki” było słowem przesadzonym. Silas uważał, że nowe lokum jest duże, bo nigdy nie miał okazji w takim mieszkać. Uważał, że mu się poszczęściło, gdy za korzystną cenę mógł wynająć kawalerkę z jednym pokojem, połączonym z aneksem kuchennym i łazienką, do której nie biegało się piętro wyżej. Dla każdego poza nim, to nowe mieszkanko byłoby po prostu zwyczajne, choć dobrze zaaranżowane dla potrzeb osoby niewidomej, o co Silas postarał się, wynajmując odpowiedniego specjalistę.
Silas musiał to wszystko bardzo dokładnie przemyśleć, skoro w najbliższym czasie mieli się pobrać. Nie mógł już myśleć tylko o sobie i swojej wygodzie, czy też oczekiwaniach, bo przecież nie mogli mieszkać osobno jako małżeństwo. To byłoby co najmniej dziwaczne.
Odkąd Anaya zaczęła na stałe pracować jako fizjoterapeutka w centrum rehabilitacji, a on jako szef kuchni restauracji, nie mieli zbyt wielu sposobności, żeby spędzać ze sobą czas, jak jeszcze kilka miesięcy temu. Głównie przez fakt, że gdy Ana kończyła pracę, on swoją dopiero zaczynał, a do domu docierał czasem późno w nocy. Nic więc dziwnego, że nie miał wcześniej okazji na poważnie porozmawiać z narzeczoną o nowym mieszkaniu. Konsultował z nią to, oczywiście, ale tylko ogólnikowo i do tego drogą telefoniczną, a szczerze powiedziawszy nie chciał poruszać tak poważnych tematów ze słuchawką przyciśniętą do ucha.
Dlatego tego ranka wstał trochę wcześniej niż zwykle i skierował się do miejsca, w którym Jorgen od jakiegoś czasu piastowała ciepłą posadkę fizjoterapeutki. Nie był typem faceta, który jest jakoś niesamowicie zaborczy, musi wiedzieć wszystko o ludziach z którymi jego ukochana pracuje i wpada na każdą przerwę w jej pracy, żeby tylko przypilnować, czy ktoś nie próbuje mu podkraść kobiety. Właściwie to był w tym przybytku pierwszy raz i nie do końca wiedział, czego się spodziewać.
Gdy podszedł do recepcji i usłyszał oschłe „nie ma terminów” zanim jeszcze zdążył cokolwiek powiedzieć, musiał szczerze przyznać, że mocno go zatkało, a minę naprawdę musiał mieć głupią, bo recepcjonistka aż oderwała wzrok od czasopisma dla kobiet, aby zaszczycić go bazyliszkowatym spojrzeniem.
Wytłumaczył jej spokojnie, że chciałby tylko porozmawiać chwilę z narzeczoną i po krótkiej przepychance słownej udało mu się ustalić na którym piętrze znajduje się gabinet, w którym przyjmowała Anaya, choć na tym dobroć recepcjonistki się skończyła. Chrzanić choroby, wojny i głód, Boże, broń nas przed służbą zdrowia!
UsuńTo, co ucieszyło go już na wstępie to fakt, że poczekalnia była pusta, a drzwi lekko uchylone. Dobry znak, bo przynajmniej nie będzie musiał się wciskać w kolejkę, niczym rasowa babcia wykrzykując ponad tłumem „ja tylko na chwileczkę, o coś zapytam!”. O mało nie parsknął śmiechem, gdy zobaczył siebie w tak dramatycznej scenie. Podszedł do drzwi i zapukał w nie lekko, ostrożnie zaglądając do środka, w razie, gdyby kogoś przyjmowała. Kolejny raz już tego dnia odpowiedziano mu, zanim zdążył zadać pytanie, bo Anaya zamiast zapytać o co chodzi rzuciła tylko „przerwa”, nie przerywając swojego obecnego zajęcia. Wywrócił tylko oczami, bo zaczynał mieć wrażenie, że chyba wszyscy mieli tu jedną wielką przerwę, ale od razu zganił się w za tę myśl.
- Na pewno nie można pani jakoś przekupić? Mam ciasteczka – odparł z rozbawieniem podchodząc do siedzącej na obrotowym krześle dziewczyny i krótko całując jej usta.
Silas
[Taa.. nie. Myślenie mi ostatnio nie idzie, więc ja bym została przy rehabilitacji .. chyba że się jeszcze zrehabilituję i nagle pyk i coś mam. I postaram się jeszcze dzisiaj napisać wątek Corze ale czasu obecnie nie mam więc nie obiecuję :C]
OdpowiedzUsuńAdam.
[A, to mamy zbliżony problem, bo ja dziś siedzę nad biologicznymi podstawami zachowań. Fun, fun, fun.]
OdpowiedzUsuńPod względem ogólnospołecznym, Silas od dziecka był nieco inny. Zawsze odstawał, a w szkole podstawowej zawsze żartowano z niego, że to dlatego, że jest blondynem. W końcu ilu blondynów mieszkało na stałe we Włoskim miasteczku? Może faktycznie coś w tym było...
W każdym razie, Goldman nawet jako dziecko nie bał się Anayi w przeciwieństwie do innych. Może dlatego, że był starszy niż jej rówieśnicy, a może dlatego, że zawsze sprzeciwiał się ogólnoprzyjętym wzorcom, które nakazywały odpowiednie zachowanie, w odpowiedniej sytuacji. A odpowiednią reakcją na niewidome dziecko był strach i unikanie.
I szczerze powiedziawszy zawsze bolał go fakt, że Ana jest tak brutalnie odrzucana przez środowisko, czy w późniejszym czasie nawet i wyśmiewana. Dlatego, gdy stopniowo, po rozpoczęciu studiów zaczęła socjalizować się z innymi, można było powiedzieć, że kamień spadł mu z serca. W końcu każdy potrzebował przyjaciół, którym mógł się zwierzyć i porozmawiać o swoich obawach, czy problemach. Do niedawna miała tylko jego, więc niby z kim miała go obgadywać i narzekać na to, że znowu zostawił nóż na blacie i się skaleczyła? Albo komu miała się poskarżyć na jego humory i głupie według niej pomysły?
Nie byli w końcu idealną parą, kłócili się jak wszystkie inne, o pierdoły i o rzeczy całkiem poważne, ale przecież o to chodziło w związkach, żeby się docierać i ustalać pewne reguły. Ludzie, którzy nie dawali sobie z tym rady, szybko się rozchodzili, a Silas i Anaya jakoś sobie z tym wszystkim radzili. Nie było więc chyba aż tak źle, a przynajmniej tak uważał mężczyzna.
Bo gdyby wiedział, co chodzi jej po głowie, pewnie dość mocno by go tym zaniepokoiła.
Fakt, że Anaya nie była pierwszą kobietą w jego życiu, w jego odczuciu nigdy nie powinien być powodem, przez który mogłaby się źle czuć.
W końcu to wszystko należało do przeszłości, a ona była teraz i miała być już zawsze. Gdyby jednak chciała go o cokolwiek zapytać, pewnie nie miałby oporów, aby odpowiedzieć na wszystkie jej pytania. An po prostu tego nie robiła, więc sam też nie dotykał tematu.
Nie znał również jej obaw dotyczących zaręczyn, ostatecznie, gdy się jej oświadczał cieszyła się, więc niby jak miał się domyślić tego, że dziewczyna się boi?
Nie chciał przecież wywierać na niej presji, pewnie, gdyby poprosiła go o to, żeby na razie nie planować ślubu tylko odłożyć to w czasie, najpewniej by się zgodził. Kochał ją nad życie i zgodziłby się dla niej na wszystko, byle tylko sprawić dziewczynie radość. Taka chyba była największa wada człowieka, że nie dostrzega on wyraźnych sygnałów, gdy jego głowę wypełnia obraz wyidealizowanego ukochanego.
Miejsca zamieszkania, nigdy za to nie zmieniał "na złość" Anayi. Czasem przeprowadzał się, bo znalazł tańsze rozwiązanie, co chwilami było krokiem niezbędnym, czasem warunki mieszkania okazywały się tak tragiczne, że dłuższe egzystowanie w nich nie wchodziło w rachubę, a czasem przeprowadzał się, bo właściciele chcieli sprzedać mieszkanie, które wynajmował Silas, a jego nie było na taki wydatek stać.
Dla niego ten proces również był bardzo męczący i niedogodny, ale na chwilę obecną to wszystko się jakoś ustabilizowało. Po dziesięciu latach mógł wreszcie odetchnąć.
Czasem, widząc Anayę, nie dziwił się, że wielu niewidomych nosi ciemne okulary, nawet, gdy nie jest to konieczne. Ten pusty wzrok potrafił przestraszyć, gdy ktoś spotykał się z nim pierwszy raz, szczególnie, gdy w czasie rozmowy błądziła oczami w kierunku zupełnie innym, niż ten w którym znajdował się jej rozmówca. Nie wiedział nawet na ile jest tego świadoma, ale nigdy by jej tego nie powiedział. Kochał ją i nie chciał sprawiać jej przykrości niepotrzebnymi komentarzami na temat jej wyglądu.
Widząc, jak dziewczyna szuka jego dłoni, przesunął ją w taki sposób, aby łatwo na nią trafiła. Zawsze pomagał jej w takich sytuacjach, nawet, jeśli dziewczyna nie do końca zdawała sobie z tego sprawę. Nie uważał, że jest niesamodzielna i nie da sobie rady, po prostu lubił jej uproszczać życie na wszelkie możliwe sposoby. I tak już dość cierpiała.
Usuń- Odkąd tu pracujesz widzę cię tylko w weekendy, to trochę boli. - zauważył, jednak bez żalu w głosie. Wina leżała głównie po jego stronie, bo z własnej woli brał dodatkowe zmiany w restauracji, przez co czasem widywali się nawet rzadziej, niż dwa razy w tygodniu. Odłożył na jej biurko szklany pojemniczek z ciastkami i przysunął sobie krzesło, żeby usiąść koło niej, ani na chwilę nie puszczając przy tym jej ręki. Inni mieli wzrok, Anaya za to utrzymywała kontakt z drugą osobą poprzez dotyk.
- Załatwiłem już wszystkie formalności z mieszkaniem, wczoraj tata pomógł mi przeprowadzką. Przyniosłem ci klucze. - dodał ostrożnie, wiedząc, że ta decyzja była dla niej bardzo trudna, a każdy kontakt z nowym otoczeniem był dla dziewczyny wyzwaniem. Było łatwiej, gdy tak jak do tej pory zostawała u niego na noc, albo na weekend góra, a teraz, gdy miała na stałe przenieść się do nowego mieszkania... nie wyobrażał sobie nawet jak ciężko jej będzie się przyzwyczaić. - Nie musisz się spieszyć, ale chcę, żebyś je chociaż obejrzała. - dodał od razu, żeby nie pomyślała, że Silas ją naciska na tę przeprowadzkę. Oczywiście, chciał, żeby z nim zamieszkała i to bardzo. Tak samo, jak bardzo chciał mieć dzieci. Wiedział jednak, że decyzje tego typu dla Anayi nie są tak proste jak dla niego i wiedział też, że musi być cierpliwy, żeby jej nie przytłoczyć. Uśmiechnął się więc i lekko uścisnął jej dłoń, czekając na jakąkolwiek reakcję.
Silas
[Koła możesz poprawiać w nieskończoność, take it easy ;D
OdpowiedzUsuńI nie przejmuj się za bardzo pisaniem, jest dobrze ;)]
Tak samo, jak i ona często gdybała na temat tego „co by było gdyby”, tak i Silas bardzo często zastanawiał się, czy jego życie wyglądałoby tak jak teraz, gdyby Anaya nie urodziła się z wrodzoną ślepotą.
Fakt, mówił jej, że jest piękna i mówił to całkiem szczerze. Nie mówił, „jesteś piękna dla mnie”, ani nie „jesteś piękna, bo cię kocham”. Ona zwyczajnie była piękna i głównie dlatego często męczyła go myśl, czy taka dziewczyna jak ona kiedykolwiek zwróciłaby na niego uwagę, gdyby tak naprawdę zdawała sobie sprawę z własnej atrakcyjności. Ze smutkiem, ale całkiem szczerze musiał sam przed sobą przyznać, że z pewnością nie byliby teraz razem.
Było to dość brutalne stwierdzenie, ale przecież równie brutalny był świat. Silas nie miał niczego, w momencie, gdy zaczął spotykać się z Anayą. Poza tym nienormalnym pokładem miłości i opieki, nie mógł dać jej niczego. Mieszkał w wynajętym pokoju, który bardziej przypominał schowek, chodził na zmianę w dwóch spranych koszulach i jeździł starym cadillakiem, który wydawał z siebie dźwięki, jakby za chwilę miał umrzeć.
Gdyby Anaya widziała, gdyby miała więcej pewności siebie i świadomość, że może mieć wszystko na skinienie małego palca, to nawet najszczersza miłość nie skłoniłaby jej do związania się z kimś takim jak on. Ale ona tego nie widziała, prawda? Na wpół zjedzonych trampków, obskurnych mieszkań i jego podkrążonych ze zmęczenia oczu.
„Widziała” tylko to, jak bardzo ją kochał, jak mocno trzymał się obranego kursu i jak ciężko pracował na swój sukces. A przynajmniej on postrzegał to w ten sposób. Bo nigdy nie dopuścił do siebie myśli, że mógł być dla niej „jedyną możliwością na normalne życie”. Takie myśli chyba po prostu by go przerosły.
To, że nie nosiła białej laski zawsze było utrapieniem, nie tylko dla Silasa, ale i dla całej jej rodziny. Oczywiście, rozumieli. Nie chciała być postrzegana wśród tłumu obcych ludzi, jako niewidoma, ale ta laska bardzo by jej pomogła w codziennym życiu, z czego sama Anaya albo nie zdawała sobie sprawy, albo po prostu nie chciała przyjąć tego do wiadomości.
To nie do końca było tak, że jej wzrok wprawiał go w zakłopotanie. Może, kiedy byli dziećmi, czasem trochę się tego bał, ale teraz już przywykł do jej powierzchowności i umiał ją zaakceptować. Wiedział jednak, jak dziewczyna reaguje na każdą sugestię tego typu, dlatego wolał trzymać język za zębami i nie sprawiać jej przykrości. Tak samo, jak nie informować jej o tych drobnych pomocach, których udzielał jej czasem, gdy nie mogła czegoś znaleźć. Nauczył się już tego, jak bardzo ją to denerwuje. Kiedyś chciał jej pomagać, instruować, podpowiadał jej, gdzie ma przesunąć rękę, żeby znaleźć dany przedmiot, ale za każdym razem reagowała wybuchem złości, dlatego przestał jakkolwiek wtrącać się do jej działać, dopóki sama go o coś nie poprosiła.
- Wiem, skarbie. To w dużej części moja wina. Od przyszłego tygodnia przestanę brać dodatkowe zmiany i będziemy mogli spędzić razem trochę więcej czasu – obiecał, gdyż w tej materii tylko on mógł coś poradzić. Nie mógł nic zrobić z faktem, że Ana przyjmowała pacjentów w dzień, za to on musiał pracować do późnych godzin nocnych, ale mógł ograniczyć swój czas pracy do sześćdziesięciu, a nie osiemdziesięciu godzin tygodniowo. Starych nawyków jednak ciężko było się pozbyć ot tak.
Anaya nie widziała, dlatego jej emocje nie odbijały się w oczach, a na całej twarzy. Widział jej niepokój i to, że zaskoczył ją wiadomością o tak szybkiej przeprowadzce. Rozumiał, że dziewczyna się boi, przecież sam się bał. Głupi by się nie bał.
Anyai było ciężko z oczywistych powodów, ale i Silasa przerażała myśl o tym, że miałby dzielić z nią mieszkanie. Przez lata nauczył się już, że dziewczyna wymaga ogromnej opieki i czasem, niezależnie od tego czy był chory, zmęczony, głodny, czy tak wkurzony na swoją dziewczynę, że miał ochotę trzasnąć jej drzwiami przed nosem i pójść w cholerę i tam musiał przełknąć swoją głupią dumę i w czymś jej pomóc. Gdy się kłócili nie mógł wyrzucić jej z mieszkania, musiał posłusznie ubrać kurtkę, chwycić ją za rękę i zaprowadzić do domu, pomimo, że ona płakała, a on trząsł się ze złości.
UsuńDo tej pory mógł od tego czasami odpocząć. Zamknąć się u siebie i wszystko na spokojnie przemyśleć. Jeśli zamieszkają razem nie będzie miał takiego przywileju. Będzie musiał z nią być przez cały czas, pomagać, troszczyć się i zmagać z codziennymi problemami bez chwili na odpoczynek. Jej rodzice często z nim o tym rozmawiali, gdy był młodszy. Tłumaczyli, że życie z Anayą nie jest i nigdy nie będzie proste i Silas doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby miał w pełni sprawną fizycznie narzeczoną, to wszystko byłoby o wiele prostsze. Mógłby pojechać z ukochaną na wakacje, pójść do kina, a wychodząc na spacer nie musiałby na bieżąco relacjonować, gdzie ma uważać na wzniesienie, a gdzie napotka schody. Oczywiście, że byłoby prościej, ale czy lepiej?
Przyciągnął ją do siebie tą samą ręką, którą ona tak kurczowo zaczęła ściskać, gdy zaczął mówić o mieszkaniu i posadził sobie dziewczynę na kolanach, całując jej policzek i mocno do siebie przytulając.
- Nie rób takiej miny, będzie dobrze. Poradzimy sobie ze wszystkim razem, na spokojnie. Powiesz mi, kiedy będziesz gotowa, dobrze? – zaproponował, bo jakoś nie uwierzył, że byłaby w stanie skorzystać z pierwszej możliwej okazji, żeby zacząć poznawać miejsce, w którym miała spędzić najbliższych kilka lat życia. Wsunął jej w dłoń pęk świeżo dorobionych kluczy tym razem to on poprawił jej włosy, które niesfornie wymknęły się z fryzury. – Ja też się boję. – przyznał szczerze. Bał się wielu rzeczy, że sobie nie poradzi, Anaya po kilku tygodniach stwierdzi, że nie chce już z nim mieszkać, że to dla niej za trudne, że być może okaże się, że nie są w stanie ze sobą wytrzymać. Różne brudy zaczynały wychodzić na światło dzienne, gdy zaczynało się dzielić z kimś życie.
Silas
[Na obydwu moich kierunkach też nas tak straszą, że nie można kolokwiów poprawiać, a ja się potem wkurzam, bo sama siedzę godzinami nad książkami i się przejmuję, a inni mają to gdzieś i zdają zaległe koła jeszcze przez połowę drugiego semestru -.- "sprawiedliwość", heh.]
OdpowiedzUsuńMężczyzna też był przeciwny takiemu rozwiązaniu. Nie chciał, żeby Anaya sama mieszkała, bał się o nią, w końcu, gdyby ktoś się włamał, albo gdyby po okolicy chodzili naciągacze to dziewczyna stałaby się bardzo łatwym celem. Nie mógł jej jednak przywiązać do kaloryfera, a, że An była uparta to i tak postawiła na swoim i bardzo szybko zrealizowała swój szalony plan. Szalony, według Silasa.
Dopiero później przekonał się, że samodzielne mieszkanie wyszło jej na dobre. Stała się bardziej dojrzała, samodzielna i miała o wiele lepsze samopoczucie, niż, gdy nad głową wiecznie biegała jej zaaferowana matka. Jeżeli Silas był nadopiekuńczy względem brunetki, to nawet nie wiedział, jak nazwać jej rodzicielkę, która chwilami zwyczajnie przesadzała. Ale, matki już chyba tak mają.
Będąc całkowicie szczerym, Silasowi nawet nie przyszło do głowy, żeby brać od niej pieniądze na mieszkanie. W końcu za jakiś czas to wszystko przestanie być jego, a zacznie być „ich”. Dlatego też nie przejmował się za bardzo faktem, że jak na razie płaci za wszystko z własnej kieszeni, skoro i tak po ślubie nie będzie to miało większego znaczenia. Poza tym, Anaya cały czas była przytłoczona przeprowadzką i nie chciał jej denerwować jeszcze bardziej, prosząc o pieniądze na kaucję, czy na wynagrodzenie dla specjalisty, który pomógł mu z ustawieniem mebli. Bał się, że przez to poczuje się bardziej związana z tym mieszkaniem i w pewnym momencie ją to przerośnie.
- Nie przejmuj się tym. Kupisz mi okap do kuchni – zażartował, żeby nie była aż tak spięta całą tą sytuacją. Pomimo wszystkich swoich obaw Silas miał chyba o wiele luźniejsze podejście do całej sprawy z przeprowadzką, niż Ana.
W pewnym sensie fakt, że nieraz musiał schować swoje ego w buty i zachować się jak należy, zamiast stroić fochy pomógł mu dorosnąć. Po doświadczeniach z wcześniejszych związków wiedział, że ludziom ciężko było się pogodzić po sprzeczce, woleli się gdzieś zaszyć, a przy następnym spotkaniu udawać, że nic się nie stało. Tak było wygodniej, ale dopiero będąc z Anayą zrozumiał, że to nie jest możliwe. Nie zostawiłby jej samej sobie nawet jeśli byli na siebie źli i wcale nie dlatego, że była niewidoma. Gdyby się uparł, mógłby zadzwonić po jej siostrę i kazać jej czekać na zewnątrz, ale nie robił tego, bo ją kochał. Nauczył się, że nawet, gdy ta druga osoba bardzo cię skrzywdzi, to i tak nie potrafisz przestać jej kochać i zawsze kurczowo trzymał się tej myśli, gdy między nimi było naprawdę źle. Pewnie był po prostu beznadziejnym pantoflem, ale tak długo, jak był szczęśliwy nikt mu nie wmówi, że to nie jest w porządku.
Wiedział, że nie lubi zmian. Zanim zaczęli się spotykać był wręcz niepoprawnym bałaganiarzem i syfiarzem, który zawsze trzymał wszystkie rzeczy na wierzchu, wprowadzając do poukładanego życia Anayi niepożądany chaos. Dopiero, gdy za trzecim razem przewróciła się o jego porozwalane rzeczy zaczął bardziej dbać o porządek i zazwyczaj starał się zabierać ją do miejsc, które już znała, żeby niepotrzebnie nie wprawiać jej w dyskomfort. Poza swoimi nieustającymi przeprowadzkami, rzecz jasna, ale na to sam nie miał zbyt dużego wpływu.
- Na razie chciała tylko, żebym przesłał jej zdjęcia, ale ich nie skomentowała – odparł po krótkim zastanowieniu, bo matka dziewczyny zaczęła traktować go o wiele chłodniej, odkąd An oświadczyła rodzicom, że mają zamieszkać razem. – chyba nie jest zadowolona z faktu, że będziemy dzielić mieszkanie przed ślubem. – dodał, choć to było tylko jego przypuszczenie. Wielu rodziców psioczyło na wspólne mieszkanie z partnerem przed ślubem, bo przecież „jak tak można” i „kiedyś to było nie do pomyślenia”. A jego przyszła teściowa była chyba nawet bardziej przewrażliwiona na punkcie swojej córki, niż standardowe matki.
Jednak nawet największe żale, wyrzuty i fochy pani Jorgen nie skłoniłyby go do zmiany zdania. Pewnie, gdyby miał do tego odpowiednie warunki, już dawno zaproponowałby swojej dziewczynie wspólne mieszkanie. Pod wieloma względami takie rozwiązanie było po prostu praktyczniejsze.
UsuńI według Silasa An zawsze za bardzo się nim przejmowała. Mężczyzna już chyba dość dosadnie udowodnił jej, że jest twardy jak stal i nic nie jest w stanie go złamać, dlatego w ogóle nie powinna zawracać sobie głowy tym, że Goldman może sobie z czymś nie poradzić. Pewnie poczułby się bardzo urażony, gdyby w ogóle coś takiego zasugerowała.
Objął ją mocniej i poprawił sobie jej drobną sylwetkę w ramionach, żeby czuła się bardziej stabilnie.
- Pewna urocza pani z recepcji powiedziała mi, że nie ma już dzisiaj terminów, ale może wciśniesz mnie do grafiku chociaż na pół godzinki? Strasznie się za tobą stęskniłem – odparł i nie dając jej czasu na odpowiedź, złączył ich usta w namiętnym pocałunku, przy okazji pozbawiając jej kok pierwotnego kształtu, bo lubił, gdy miała rozpuszczone włosy. Nie mógł jednak nacieszyć się swoją narzeczoną zbyt długo, gdyż drzwi do gabinetu rozwarły się z hukiem i weszła przez nie wcześniej przez niego wspomniana, ujmująca kobieta z recepcji.
- Jak w „Soku z żuka”, wywołałem ją… - szepnął jej do ucha z trudem powstrzymując wybuch śmiechu. Wysłuchał tyrady starej śliwy na temat tego, że to nie hotel i ma iść do domu, jeśli nie jest pacjentem, za to Anaya została poinformowana o skróconej przerwie z uwagi na jednego z pacjentów. Zmierzyła ich jeszcze wrogim spojrzeniem, po czym wróciła do swojej twierdzy ciemności.
- Mmm. Jaka ona rozkoszna. – mruknął kąśliwie, wracając wzorkiem do twarzy dziewczyny. – pewnie jak nie zniknę w przeciągu minuty, to jej wzrok zamieni mnie w kamień.
Przytrzymał ją, gdy wstawała, ale nie pomagał już więcej, kiedy mozolnie wracała na swoje dawne miejsce. Byłaby zła, gdyby to zrobił.
- Zadzwoń do mnie w sobotę i powiedz jakie mamy plany na wieczór, dobrze? – spytał jeszcze przed wyjściem. Było wielce prawdopodobne, że nie będzie jeszcze chciała obejrzeć mieszkania, więc wolał pozostawić jej wybór.
Silas
[.......
OdpowiedzUsuńNie musisz mi się tłumaczyć za każdym razem xD]
[ COMA! tu też jestem i tu nie wiem, ale ostatnim cytatem mnie kupiłaś! ]
OdpowiedzUsuń[ W krk będzie Coma symfonicznie :P
OdpowiedzUsuńpoza wiekiem to nie mam żadnego punktu zaczepienia ]
[Hej :D wątek, wątunio, wąteczek bardzo chętnie tylko pomysłów brak ;c]
OdpowiedzUsuńJace
[Można też robić że Jace w liceum kochał się, w Anay ale nigdy tego jej nie powiedział. Tylko po prostu jak największy dupek traktował ją jak tą niewidomą i czasem przezywał ? :D]
OdpowiedzUsuńJace
[Szlachetny zawód ;D]
OdpowiedzUsuńDlatego zawsze powtarzał jej, żeby nie wchodziła do kuchni. Nie tylko dlatego, że często zostawiał na gazie rozgrzane patelni i garnki, nie tylko dlatego, że dziewczyna potrafiła za jednym razem pozbawić go połowy talerzy, a głównie dlatego, że tak jak Anaya nienawidziła, gdy on przestawiał cokolwiek w jej mieszkaniu nie na swoje miejsce, tak samo on denerwował się, gdy dziewczyna zaczynała krzątać się po jego kuchni w bliżej nieokreślonym celu. To jedno pomieszczenia miało zawsze być przeznaczone tylko dla niego, dlatego szlag go jasny trafiał, gdy kolejny raz próbowała mu udowodnić, że sama może sobie zrobić kanapkę, a przy okazji poprzestawiać mu wszystko i nabałaganić, jakby przygotowywała obiad dla pięciu osób.
No, ale nie przetłumaczysz jej, że nie ma wchodzić do kuchni, więc dziewczyna tak, czy tak będzie narzekać na okap...
- Kobieto, bluźnisz. - mruknął tylko z niemałym rozbawieniem, gdy tylko zasugerowała, że mógłby nawiązać bliższą znajomość z Królową Ciemności.
Pożegnał się z nią, nie chcąc przeszkadzać w pracy i opuścił gabinet. Tylko tego brakowało, żeby narobił jej jakichś problemów u szefostwa.
Silasowi czas pozostały do soboty dłużył się niemiłosiernie. Chyba przez to, że denerwował się reakcją dziewczyny na nowe lokum, poza tym coraz mniej spał i przez to przez większość czasu chodził zły jak osa.
Anaya tylko do pewnego stopnia zdawała sobie sprawę z faktu, że jej narzeczony kiepsko sypia, bo Goldman zwyczajnie nie chciał jej tym denerwować. Jeszcze kazałaby mu iść do lekarza i niby co miał powiedzieć?
"Panie doktorze, nie mogę zasnąć"? To śmieszne.
Po piątkowe zmianie udało mu się pogrążyć we śnie dopiero nad ranem, a dźwięk telefonu był w tym momencie najmniej pożądanym przez niego odgłosem wszechświata.
Mimo zmęczenia, machinalnie sięgnął po telefon, nawet nie sprawdzając imienia rozmówcy na wyświetlaczu, witając się niedbałym "Hao?".
Ocknął się dopiero, słysząc jak głos osoby po drugiej stronie załamuje się w trakcie mówienia. Uniósł się i przetarł zmęczoną twarz wolną ręką.
- Na pewno, skarbie? Kiepsko brzmisz. - zauważył ostrożnie, choć wiedział, że nawet, gdyby coś jej było, to nie przyznałaby się za żadne skarby. Ile razy zapewniała go już, że nie jest chora, a gdy do niej przyjeżdżał okazywało się, że ma prawie czterdzieści stopni gorączki? Zamiast wypytywać ja przez telefon wolał sam to sprawdzić.
- Zaraz będę. - powiedział tylko, zanim zdążyła odpowiedzieć na jego wcześniejsze pytanie i niecałą godzinę później mocował się z milionem zamków, które dziewczyna zawsze bardzo pieczołowicie zakluczała, gdy była sama w domu. Sam ją do tego namówił, ale i tak się wkurzał, gdy sam musiał je wszystkie po kolei otwierać. Choć to i tak dobrze, że dała mu klucze, bo pewnie starość by go dopadła na wycieraczce, gdyby musiał czekać, aż ona to zrobi.
- Hej. - przywitał się, wchodząc do prawie pustego saloniku dziewczyny, który każdego włamywacza przyprawiłby o gęsią skórkę. W takich mieszkaniach zazwyczaj przebywają osoby, skrajnie biedne, albo narkomani, którzy sprzedali wszystkie wartościowe rzeczy, żeby mieć na prochy. Ale dało sie przyzwyczaić do tego surowego klimatu.
- Wyglądasz, jakbym chciał cię zabić, a nie pokazać nowe mieszkanie - odparł niemrawo, by była tak samo blada, jak śnieżnobiała ściana za jej plecami. Dla pewności przyłożył jej jeszcze rękę do czoła, żeby sprawdzić, czy aby na pewno nie ma gorączki. Nie miała, dlatego nachylił się i ucałował ją w czubek głowy.
Silas nigdy nie mówił głośno o tym, jak ciężko mu jest znosić jej wieczne lęki, ataki paniki i buntownicze zachowania. Nie mówił tego, ale w takich sytuacjach, jak ta, jej zachowanie najbardziej go bolało. Przecież nie chciał jej zrobić krzywdy, chciał tylko z nią żyć, chciał, żeby była szczęśliwa. A ona wyglądała, jak zwierze, które wie, że ma zostać wywiezione na rzeź. Coś takiego naprawdę mogło dać w kość, szczególnie, gdy takie zachowanie przejawiała osoba, która twierdziła, że cię kocha.
Silas
[ Hm, nie wiem czy Anaya ma samochód, ale jeśli tak to Anthony mógłby go jej naprawiać i spóźniać się z terminem. ciągle by miał jakąś wymówkę.
OdpowiedzUsuńA u Cory zaraz zacznę. :)]
Anthony
[ Hm, to teraz żeś mi wbiła ćwieka... Kurde, muszę pomyśleć nad tym w takim razie. ]
OdpowiedzUsuńTony
[ Hm, tak teraz sobie siedzę i myślę i wymóżdżyłam, że ten mój chłop niedobry mógł chcieć udowodnić znajomemu, że jest na tyle silny, że może spokojnie zastąpić lewarek samochodowy. Pech chciał, że Anthony zwichnąłby sobie przy tej czynności bark i nawet nie poszedłby z tym do lekarza. Dopiero, kiedy ból nie dawałby mu już spokoju umówiłby się na wizytę u Anayi, licząc po chichu na to, że jeden mały masażyk mu pomoże. Co myślisz?]
OdpowiedzUsuńAnthony
[Też o tym pomyślałam, szczerze powiedziawszy ;D
OdpowiedzUsuńTylko niech naprawdę mu w tą ciążę nie zajdzie, jako autorka Silasa nie jestem gotowa na bycie ojcem ^^]
Mężczyznę faktycznie bolał fakt, że często zachowywała się, jakby była z nim za karę. Jakby był jakimś porywaczem, albo arabskim szejkiem, który "kupił" sobie kobietę, a ta tak naprawdę go nie chce.
Szybko jednak przypominał sobie słowa jej rodziny, o tym, że związek z An nie będzie łatwy, że będzie musiał wiele ścierpieć.
Bywały jednak chwile, które mu te momenty niepewności rekompensowały. Anaya nie uśmiechała się, bo nie czuła się pewnie w tak rzewnym okazywaniu emocji, nie wiedziała, czy to naturalne, czy inni ludzie uśmiechają się w taki sam sposób, w jaki ona to robiła. Dlatego za każdym razem, gdy udało mu się wywołać na jej ustach chociaż cień tej przyjaznej mimiki, czuł niewyobrażalną wręcz radość, taką, której nie można porównać z żadnymi wydumanymi obawami Silasa.
I sama świadomość, że mógł tak prostym gestem przywołać na jej twarz choć odrobinę szczęścia była kojąca dla już i tak mocno zagraconego umysłu Goldmana.
Objął ją bez słowa, wiedząc, że brunetka bije się z myślami i potrzebuje chwili na zastanowienie. Pogładził ją po długich, ciemnych włosach. Jeśli kiedykolwiek przejmowała się tym, czy dobrze wygląda, to naprawdę głupio robiła. Anaya zawsze wyglądała nieziemsko i nie potrzebowała sztucznych upiększeń, jednak, gdy poprosiła go o makijaż, zgodził się bez marudzenia.
Wiele czasu zajęło mu, zanim nauczył się robić to poprawnie. Spędził kiedyś całe popołudnie na ćwiczeniach, gdzie Jorgen służyła mu jako modelka, a za każdym razem wychodziło coraz gorzej i Silas naprawdę żałował, że dziewczyna nie może zobaczyć jego nieudolnych prób, bo pękłaby ze śmiechu.
Z czasem nabrał niejakiej wprawy, choć nie takiej, jaką posiadały kobiety, codziennie malujące się nawet przed głupim wyjściem do sklepu. Zresztą, nigdy nie uważał, że Anaya potrzebowała grubej warstwy makijażu. Trochę pudru, tuszu i szminki i wyglądała o wiele lepiej, niż kobieta z "perfekcyjnym makijażem".
No, ale on był facetem. Faceci nie znają się przecież na tym, co jest "ładne", a co nie...
- Nie. Mam wolny weekend. Zamknij. - ostatnim słowem poprosił ja o zamknięcie oka. Natasha kiedyś mu pokazała jak malować oczy, żeby nie wydłubać przy okazji komuś oka, a przy okazji ładnie je zawinąć. Gdy kończył liceum, nigdy w życiu nie podejrzewał siebie, że kiedykolwiek posiądzie wiedzę o tym, w jaki sposób podkręcać rzęsy...
- Giorgio wrócił do miasta i powiedział, że przejmie moje obowiązki, żebym mógł odsapnąć. - dodał jeszcze, gdyż faktycznie nie miał ostatnimi czasy zbyt wiele wolnego, a szef Silasa w gruncie rzeczy nie był aż taki zły. Po prostu często wyjeżdżał w interesach i zostawiał wszystko na głowie chłopaka i managerki Dark Restaurant.
Silas wcale nie uważał, że byłoby jej tam źle. Głównie dlatego, że codziennie podwoziłby ją do pracy i nie musiałaby się z tym sama męczyć. O sklepy za to nie musiała się martwić, bo Goldman zadbał o to, żeby w pobliżu budynku było kilka osiedlowych sklepików, takich, gdzie można podejść do lady i porozmawiać ze sprzedawcą. W hipermarkecie pewnie zabłądziłaby gdzieś w dziale mrożonek...
Dla niego to wszystko było oczywiste, ale dziewczyna chyba nie do końca mu ufała, skoro tak łatwo wierzyła, że mógłby cokolwiek pominąć, planując ich wspólne życie.
- Zaciśnij. - poprosił, gdy skończył malować jej usta i odłożył kosmetyki na miejsce. Dokładnie na swoje miejsce. Wystarczyło przecież przesunąć je o trzy centymetry, żeby dziewczyna zwątpiła w istnienie owych specyfików...
Pocałował ją w policzek, bo nie chciał zniszczyć swojej misternej pracy w ułamku sekundy i delikatnie się uśmiechnął. Wiedział, że Anaya nie może zobaczyć jego uśmiechu, ale równie dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że może go wyczuć w tonie jego głosu.
- Potraktuj to jak zrywanie plastra. Im dłużej będziesz to odkładać, tym gorzej. - przypomniał jej, w razie, gdyby się rozmyśliła, bo było to więcej, niż prawdopodobne. - Kocham Cię.
Silas
[Zawsze jak oddaję jakąś postać do przejęcia, to osoba, która ma to zrobić jest mega przerażona faktem, czy jestem z tego tytułu usatysfakcjonowana Oo' Chill out ^^]
OdpowiedzUsuńSilas pewnie wzdrygałby się za każdym razem, gdyby miał świadomość, że jego narzeczona sprawiła sobie doklejane rzęsy. No, typowe myślenie w stylu "Po co ma sobie doklejać, jak ma własne". Nie zrozumiałby tej idei, choćby dziewczyna starała się mu ją wytłumaczyć przez najbliższych dwadzieścia lat.
Niektórzy już po prostu byli niereformowalni.
Mogła go zapewniać, że jej uczucia są szczere i prawdziwe, ale ilekroć spinała się na jakąkolwiek wzmiankę o ślubie, czy zaczynała się jąkać, gdy ktoś pytał ją o to, czy planują mieć dzieci, Silas czuł się jak jakiś niechciany intruz w jej życiu, który bardziej przeszkadza, niż do czegokolwiek się przydaje. Coraz częściej się zastanawiał, czy An naprawdę chce z nim być, czy jest to tylko jej sposób na bezpieczne życie, którym nie mogłaby się cieszyć, będąc osobą samotną.
- Będziesz musiała wpisać się na listę oczekujących. - stwierdził zdawkowo, układając głowę wygodnie na oparciu kanapy i odprowadzając ją wzrokiem do sypialni. Anaya bardzo często przejmowała się głupotami, które na dobrą sprawę w ogóle nie powinny zawracać jej głowy. Bo gdy tak patrzył jak krząta się w tę i z powrotem, wcale nie wyglądała na niewidomą, a na najzwyklejszą w świecie kobietę.
- Nie kombinuj. - uciął krótko jej propozycję i musiał powstrzymać się przed parsknięciem śmiechem. Znając swoją narzeczoną miała w lodówce kilka gotowych kanapek, kupionych w osiedlowym sklepie i jakieś zapiekanki, które można na szybko wrzucić do mikrofali.
Silas nigdy nie preferował takiego jedzenia i często powtarzał brunetce, że powinna się lepiej odżywiać, ale jego słowa, jakby odbijały się od głuchej ściany.
- Równie dobrze możemy zrobić to na miejscu. Chodź już. - ponaglił ją i wyszedł za nią na korytarz. Miał wrażenie, że wieki minęły, nim zamknęła za sobą drzwi, ale nie odezwał się przy tym ani słowem, żeby jej nie zdenerwować. Równie dobrze mógł to zrobić za nią, ale rozpoczynanie kolejnej kłótni tego typu było mu zwyczajnie niepotrzebne.
- Zastanawiałaś się już jak w tym roku spędzimy wigilię? - spytał, gdy wsiedli do samochodu Silasa i udali się w kierunku nowego mieszkania. Do niedawna na przemian spędzali Boże Narodzenie ze swoimi rodzinami, albo w domu Hamiltonów na wsi, albo u rodziców Anayi, za to "porzuconych" rodziców odwiedzali w pierwsze święto, żeby nie czuli się zaniedbani.
Silas jednak uważał, że są już na tyle dorośli, że nie muszą zawracać głowy rodzicom i powinni spędzić tegoroczne święta tylko we dwójkę. Może byłoby trochę smutno bez corocznych opowiadań wujka Henry'ego, ale nie mogli przecież do końca życia żerować na rodzicach. Poza tym, niedługo mieli stać się taką małą "rodziną" i Silas uważał, że powinni zacząć się do tego przyzwyczajać. Oczywiście, gdyby była odmiennego zdania, byłby w stanie się przełamać, ale jak do tej pory, nie odpowiedziała mu jednoznacznie w tej kwestii.
Jak się okazało, ich nowe mieszkanie nie było jakoś niewyobrażalnie oddalone od kawalerki dziewczyny, bo nim skończyła mówić, Silas zaparował samochód i spiesząc się, jak tylko mógł, znalazł się przy jej drzwiach, żeby pomóc dziewczynie wysiąść.
Silas
[ Prześliczne zdjęcie ;) Sunniva potrzebuje przyjaciółki, może Anaya byłaby chętna? ;> ]
OdpowiedzUsuńSunniva
[Przychodzę po wątek <3]
OdpowiedzUsuńNicolas
[Mnie akurat nie trudno nie zauważyć, choć ostatnio ograniczam blogi do maksymalnie dwóch :D może kiedyś jak mnie albo Tobie coś przyjdzie do głowy to pomyślimy :)]
OdpowiedzUsuń[Zgadzam się z tobą, ale muszę dodać, że mnie zauroczyło zdjęcie Anayi (nie mam pojęcia, jak odmienić to imię. przepraszam :C ).
OdpowiedzUsuńComa, Żulczyk... kojarzę Cię, ale jeszcze nie wiem z jakiego bloga. :D ]
Elsa L.
[A, dziękuję bardzo :) Staram się go jakoś ogarnąć, ale zazwyczaj odpisuję w pośpiechu, tak jak teraz i nie mam nawet okazji jeszcze raz przeczytać swoich odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńTy wróciłaś do domu, a ja znów wyjeżdżam. Odpiszę w poniedziałek, chyba, że w niedzielę uda mi się wcześniej wrócić, ale wątpię...]
Do pewnego stopnia zdawał sobie sprawę ze sztuczności co poniektórych kobiet. Musiał przy tym przyznać, że w XXI wieku wszelkie modyfikacje i upiększenia, nie były aż tak uwypuklone. Ludzie po prostu przywykli do grubej warstwy makijażu i czasem mniejszych, czasem większych operacji plastycznych, a gdy mężczyźni mówili swoim wybrankom, że wolą je "naturalne", głównie chodziło o fakt, że całując swoje dziewczyny nie muszą wtedy czuć nieprzyjemnego smaku specyfików do upiększania ciała. Może to wszystko ładnie wygląda i pachnie, ale smakuje obrzydliwie i często po długim dniu pracy, zaczyna już nie upiększać, a oszpecać daną osobę.
No i nie zapominajmy, że misterna sztuka makijażu zajmuje wiele czasu, a płeć brzydka, jak ma gdzieś wyjść, to nie lubi czekać.
Jak na przykład taki Silas, który zamiast w pokorze znieść fakt, że dziewczyna chce sama poradzić sobie z zamknięciem mieszkania, zaczął sapać jak lokomotywa.
Zdarza się każdemu.
Wysłuchał jej w milczeniu, ale z odpowiedzią poczekał, aż dziewczyna wysiądzie z samochodu. Przysunął się, żeby mogła się złapać jego ramienia i ostrzegł przed krawężnikiem, na który musiała się wspiąć, żeby dostać się do klatki, a następnie, opisał jej otoczenie: byli na parkingu należącym do budynku mieszkalnego numer 46, ogrodzonym, z bramą otwieraną na pilota. Ogółem wokół sam beton i kilka krzaczków dla ozdoby, więc jego relacja pewnie nieco ją rozczarowała.
- To bardzo dobry pomysł. - odparł z prawdziwym, ani trochę nie udawanym entuzjazmem. W końcu byli dorośli i w końcu mogliby spędzić święta z rodzicami i Anayi i Silasa. Jednak na prywatność, na którą liczyła An i tak nie będą mogli liczyć. W końcu rodzice Goldmana, też muszą gdzieś przenocować, a wątpił, aby Natasha przyjęła ich do siebie. Szczególnie, że ze sobą nie rozmawiają.
- Mógłbym wszystko przygotować, Giorgio nawet obiecał mi jakieś dobre ryby z południa, ale jeszcze nie określił jakie, ale w sumie to chyba wszystko jedno. - zaczął się zastanawiać i to w dość chaotyczny i niezrozumiały sposób, co znaczyło, że faktycznie wziął go ten temat. Kolacja wigilijna, którą Silas sam mógłby zaplanowac i przygotować i do tego dla tak dużej liczby osób, to było dla niego prawdziwe wydarzenie i ciężko było mu powstrzymać emocje.
Uspokoił się dopiero, gdy dotarli pod drzwi klatki.
Zanim wystukał kod na domofonie, wziął jej rękę i poprowadził ją po cyberblacie, aby mogła go poznać i po kolei pokazał prosty czterocyfrowy szyfr.
- Gdybyś zapomniała, to listonosz powiedział, że możesz wchodzić na jego kod. Do wszystkich klatek to cztery zera. - poinstruował ją i poprowadził do windy, dokładnie w ten sam sposób instruując ją gdzie znajduje się panel i który przycisk odpowiada piętru, na którym mieszkają.
Co do zamka... chyba już dość się naczekał, gdy zamykała swoje mieszanie, więc nawet nie czekał na jej bunt, tylko szybo otworzył drzwi i wpuścił dziewczynę do środka.
Wziął od niej płaszcz, który odwiesił w szafie w przedpokoju, a gdy spytała, jak "tu" jest, jedną ręką objął ją w talii, a drugą chwycił jej dłoń, aby móc ją prowadzić po tym nowym świecie.
- Oprowadzę cię. - zaproponował z uśmiechem. Korytarz nie był odgrodzony drzwiami, ani ścianą, tylko prowadził wprost do otwartego salonu. Proces był żmudny i bardzo czasochłonny, ale Silas tym razem nie marudził, ani nawet się nie niecierpliwił. W pewnym sensie już się do tego przygotował.
Mieszkanie składało się z wcześniej wspomnianego salonu, w którym co prawda znajdował się telewizor, ale tylko dla potrzeb Silasa i do tego wisiał na ścianie, żeby nie przeszkadzał dziewczynie. Całe pomieszczenie było bardzo rozsądnie zagospodarowane dzięki czemu dziewczyna mogła się swobodnie poruszać. Nie było tam wielu mebli, jedynie kanapa, stolik do kawy, dwa fotele i regał z książkami, które Silas prowizorycznie zaopatrzył w książki pisane w alfabecie Braille'a.
UsuńPoza tym była jeszcze sypialnia z łazienką, pokój, który Silas przedstawił Anayi, jako gościnny, choć można go było przerobić na gabinet, albo... na coś innego i oczywiście kuchnia. I ta ostatnia jako jedyna nie była zaprojektowana z myślą o Anayi, bo ona zwyczajnie nie miała tam prawa wstępu o czym Silas wspomniał chyba ze trzy razy. Jeszcze tego brakowało, żeby mu pozbijała zastawę...
Dodatkowym ułatwieniem dla dziewczyny, poza dużą przestrzenią oczywiście był fakt, że za każdym razem, gdy zbliżała się do jakiegoś mebla, wchodziła na mięciutki dywan, który w swoisty sposób ostrzegał przed "starciem" z nieuniknionym. To jeden z genialniejszych pomysłów, za które Silas miał ochotę ozłocić gościa, który rozdysponował wystrój w jego mieszkaniu.
- Nie ma jeszcze zasłon w oknach, ale powinny być dostarczone w ciągu tygodnia. - zrelacjonował jej, kończąc wywód o tym, gdzie leżą panele, a gdzie płytki i ile metrów szerokości ma balkon, na który wychodzi się z sypialni. Nałożył na talerzyk deserowy kawałek ciasta cytrynowego i postawił przed dziewczyną na stoliku kawowym razem z łyżeczką.
- I jak? - spytał, teraz już trochę zaniepokojony. Włożył bardzo wiele wysiłku w urządzenie tego mieszkania i gdyby stwierdziła, że jej się nie podoba, bądź, że nie może tu mieszkać, to z pewnością byłoby to bardzo niemiłe zaskoczenie.
No i nie zapominajmy o fakcie, że od razu musiałby się wziąć za szukanie nowego lokum...
Silas
[ To nie szkodzi, nawet tym bardziej - Sun będzie starała się być jej oczami ;) ]
OdpowiedzUsuńSunniva
[No tak, w końcu święta idą. Dopiero teraz się zorientowałam, że to za tydzień. Ech...]
OdpowiedzUsuńW jego odczuciu, to wcale nie były "drobne gesty". Silas w ogóle nie uznawał podziału na "duże" i "małe" poświęcenie, bo uważał, że w związku każdy przejaw inicjatywy i chęć uszczęśliwienia drugiej osoby jest tak samo ważny. Przecież obydwoje starali się jak mogli, żeby tej drugiej stronie było jak najlepiej, nawet, gdy chodziło o drobiazgi.
Widział jej radość, którą wywołał sporych rozmiarów regał. Silas nie lubił się do tego przyznawać, ale nie był entuzjastą książek. Był jedną z tych niemądrych osób, które wolą poczekać na film, bo oglądanie telewizji wymaga w końcu mniejszego wysiłku, niż czytanie. Czasem jednak starał się przebrnąć przez jakąś obszerną lekturę, tylko dlatego, żeby móc porozmawiać o niej z An, która w końcu kochała czytać i pochłaniała po kilka książek w miesiącu.
Czasem sam nie mógł się sobie nadziwić, jak bardzo go od siebie uzależniła i w jak wielkim stopniu zaabsorbowała go swoją osobą, skoro robił coś, czego nie lubił, byle tylko móc porozmawiać z nią na inne tematy niż "jak ci minął dzień".
Co do pokoju gościnnego, nie powinna dorabiać sobie teorii do oczywistego faktu. W końcu sama mogła poczuć, że pokój gościnny, to pokój gościnny. Było tam łóżko, jakaś szafka stolik i mała łazienka.
Co prawda Silas był w stanie to wszystko wyrzucić, gdyby ewentualne dziecko miało się pojawić, ale jak na razie pokój gościnny, był pokojem gościnnym. W każdym domu znajdzie się takie miejsce...
Tak, jak w jej mieszkaniu Silas dostosował się do reguł i odkładał wszystko na swoje miejsce, tak Anaya musiała zaakceptować zasady, panujące w jego kuchni i nie grzebać tam niepotrzebnie, gdy nie zachodziła taka potrzeba. W końcu Goldman produkował hurtowe ilości jedzenia, które potem zalegały w lodówce, a Anaya i tak zawsze upierała się, że sama może sobie zrobić kanapkę i kaleczyła czymś, co Silas zostawił na wierzchu, bo nie przewidział, że mając pod ręką profesjonalnego kucharza, jego dziewczyna, a później narzeczona będzie się tak bardzo upierać przy tym, że sama może zrobić sobie kolację.
No co za baba...
Fakt, zależało mu na odpowiedzi. Bardziej na pozytywnej niż negatywnej, ale szczerze powiedziawszy każda by go zadowoliła, bo nienawidził milczenia brunetki.
Usiadł koło niej, przyglądając się, jak jego narzeczona marszczy brwi, za pewne szukając w głowie odpowiednich słów, a gdy już się odezwała, uśmiechnął się nieznacznie.
- Nie będzie tak źle. Zostaniesz ze mną do poniedziałku i pomału, jakoś sobie z tym poradzimy. - powiedział, a słysząc wzmiankę o kuchni, tym razem to on cicho westchnął. - wiesz o co mi chodzi. Zawsze się na coś nadziewasz, bo jesteś zbyt dumna, żeby poprosić mnie o zrobienie sobie czegoś do jedzenia. Nawet nie wiesz ile kobiet chciałoby mieć w domu faceta, który dla nich gotuje. - zauważył, teraz już trochę rozbawiony, bo jej obsesja na punkcie samodzielności, nie raz potrafiła wkurzyć.
- Ja dostosowałem się do porządku w domu i rezygnacji z większości umeblowania, więc ty nie grzeb w mojej kuchni. To uczciwy układ. - dodał jeszcze, chcąc podkreślić, że jej niesubordynacja w tym temacie bywała uciążliwa.
Wziął od niej pusty talerzyk, gdy już skończyła jeść i odstawił go na stolik, chwilę potem obejmując brunetkę ramieniem.
- Jeśli jesteś ze mną szczera, to bardzo się cieszę, że Ci się podoba. To wiele dla mnie znaczy. - odparł już z mniejszą napastliwością, bo o ile jest mu w stanie powiedzieć, że może mieszkać w tym miejscu, to przecież wszystko było w porządku.
Uniósł dłonią jej podbródek i złączył jej słodkie od ciastka usta ze swoimi.
Silas
[ Wybacz, że odpowiadam dopiero teraz, strasznie mi głupio z tego powodu.
OdpowiedzUsuńNiestety, jeszcze nie wpadłam na to, jak można by było połączyć grajka z ulicy z fizjoterapeutką, ale jeżeli Ty miałabyś jakiś pomysł, to proszę coś zaproponować. :) I muszę przyznać, że troszeczkę przeraża mnie długość komentarzy, które dostajesz; nie wiem, czy nie polegnę pod tym względem, zważywszy na moje zerowe doświadczenie. ]
Monchi
[ Jak wolisz, mnie podobają się obie opcje. :) I dziękuję za wyrozumiałość! ]
OdpowiedzUsuńMonchi
Skoro ona była skrępowana, to Silas przecież nie mógł zachowywać się tak samo. Wiedział, że dziewczyna nie lubi zmian i nie przyzwyczai się ot tak do tego mieszkania, więc nie widział problemu w tym, aby dać jej trochę czasu na oswojenie się z sytuacją.
OdpowiedzUsuńOstatecznie nie chciał, żeby w poniedziałek, zaraz po powrocie z pracy spakowała wszystkie rzeczy i się tu przeniosła. Pogodził się już z faktem, że jeszcze przez jakiś czas będzie musiał wracać do pustego łóżka.
I to wcale nie było tak, że jego rodzice jej nie lubili. Choć w tym wypadku rodzice to złe określenie. W końcu wychowywało go wujostwo od czasu, gdy jego biologiczni rodzice zginęli w katastrofie lotniczej. Silas był zbyt mały, żeby to pamiętać i przy tym bardzo wdzięczny Hamiltonom, że postanowili wziąć go do siebie, inaczej pewnie spędziłby najmłodsze lata w jakimś obskurnym domu dziecka w Dublinie.
Nie, nie chodziło o to, że Hamiltonowie za nią nie przepadali. Zwyczajnie byli bardzo poważnymi i wymagającymi osobami. Nie byli zachwyceni tym, że Silas porzucił naukę, aby zostać kucharzem, nie byli zadowoleni z postępowania Natashy i może przez to byli nieco oschli dla swoich dzieci, ale z drugiej strony Silas wiedział, że bardzo go kochają i, że kochają także Anayę, jakkolwiek by to nie brzmiało w jej głowie.
Ostatecznie niczego jej nie brakowało - była inteligentna, miała pracę, nie zachowywała się jak pokrzywdzone przez świat dziecię, którego wszyscy powinni żałować. Więc niby czemu mieliby jej nie lubić?
Parsknął wesołym śmiechem, słysząc jej niedorzeczną propozycję w kwestii plastikowej zastawy. Nigdy przecież nie potraktowałby jej w tak niepoważny sposób, żeby zmuszać ją do jedzenia na talerzu dla dzieci, czy jednorazówkach. Cały czas starał się jej wytłumaczyć o co chodzi, ale chyba była zbyt uparta, żeby przyjąć do wiadomości jego ideę.
Naparł na nią, zmuszając tym samym, aby położyła się na kanapie, a jego dłonie zachłannie zaczęły błądzić po jej ciele, przesuwając się wzdłuż jej boków do szczupłych ud.
- Lubię tę sukienkę - wymruczał jej do ucha, odrywając się na chwilę od jej ust i podciągając miękki materiał aż do linii bielizny. Uwielbiał, gdy An nosiła takie typowo dziewczęce stroje, choć ona sama nie była do tego jakoś szczególnie przekonana. Na tę konkretną sukienkę zgodziła się tylko dlatego, że podobał jej się materiał i być może dla świętego spokoju.
Silas
[Fakt może być skomplikowane. :D Zacznę. ]
OdpowiedzUsuńByła trochę rozpieszczona, ale przyznawała się do tego. Od zawsze ojciec, a teraz też brat traktowali kobiety z góry i zawsze uznawali, że ona to przecież nic nie wie. Nie wyprowadzała ich z błędu i wykorzystywała ich dla własnych zachcianek.
Ten sklep był jedną z nich. I tak by ją gdzieś zesłali, żeby im nie przeszkadzała w dorosłym, męskim świecie, więc sama wybrała miejsc i postanowiła wprowadzić swoje marzenie w życie. W jej salonie były suknie jedynie jej projektów i działała od jakiegoś pół roku. Mimo to wiodło jej się nieźle. Powodem mogło być to, że nie istniały dla niej ograniczenia rozmiaru, nie istniały projekty nie do zrobienia. Biznes zarabiał na siebie i chociaż może kapitał jeszcze się nie zwrócił to nie martwiła się. Nikt nie chciał, żeby go oddawała. Dla jej brata i ojca to był pikuś, a w swoim odczuciu mieli ją z głowy. Zresztą byli pewni, że to jej chwilowa zachcianka. Miała zamiar udowodnić im, że też coś jest warta i mimo, że z ich pomocą to jednak jest w stanie stworzyć coś wartościowego.
Od zawsze lubiła wyzwanie. Nie bała się, bo nic nie miała do stracenia. Była dokładna, kreatywna i otwarta.
Gdy zmieniła swoją pracownicę, która dziś chciała wyjść szybciej w salonie była jedna rozglądająca się dziewczyna. Często zdarzało się, że ktoś chciał tylko zobaczyć modele, które widział w witrynie. Gdy uznała za stosowne podeszła do dziewczyny i zagadała ją.
-Dzień dobry. – w jej akcencie słychać było, że na pewno nie jest stąd. – Doradzić? Pokazać katalogi?
[Przychodzę tutaj, bo ta pani bardziej mi się spodobała ;) Pomysł jakiś może?]
OdpowiedzUsuńCiro
[Okej, pasuje mi to. Ciro jest bardziej nastawiony na panów więc spoko, będzie trzymał sie w granicach rozsądku przy flircie ;)
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz bym zaczeła to jutro to zrobię]
Tak, Silas również nie wyobrażał sobie, że mógłby Hamiltonów tytułować w inny sposób, niż swoimi rodzicami. W końcu nie musieli się nim zajmować, mogli pozwolić na to, żeby mały, przestraszony Irlandczyk został oddany do jakiegoś obskurnego domu dziecka, a jedynym wyjaśnieniem tego zachowania byłoby uświadomienie mu, że nigdy już nie zobaczy swoich rodziców.
OdpowiedzUsuńA jednak opłacili mu bilet na samolot, zorganizowali pokoik na poddaszu i kochali tak bardzo, że Silas nigdy nie podejrzewałby, że można tak wielką miłością obdarzyć cudze dziecko.
Więc tak, Hamiltonowie byli jego rodzicami. I gdyby nie różnica nazwisk Silasa i jego opiekunów pewnie nikt nigdy by niczego nie podejrzewał.
Gdyby musiał być szczery, to przyznałby, że cieszy się, że An wdała się w ojca, a nie humorzastą matkę. Sam też nieraz odczuł jej gniew, bo ile razy kazała mu już spać na kanapie, bo "pod moim dachem nie będziesz spać z Anayą", żeby następnego wieczora pytać, czemu zabiera poduszkę do salonu, skoro u Anayi jest tyle miejsca.
Szczerze się zastanawiał dlaczego pan Jorgen tak długo z nią wytrzymuje i nawet chciał kiedyś o to zapytać, ale ostatecznie stwierdził, że bezpieczniej będzie to zrobić już po ślubie. Bo kto wie, może trafi na czuły punkt? W końcu miłość to dość skomplikowana sprawa i ciężko komuś wytłumaczyć, czemu akurat tego dziwaka kochasz.
Może i była uparta, ale mimo wszystko mężczyzna nigdy nie pozwoliłby, żeby jadła jak jakiś wyrzutek. W końcu nie chodziło w tym wszystkim o to, żeby pokazać jej jaka jest niezdarna i strach ją wpuścić do miejsca pełnego kruchych przedmiotów. Głównie chodziło mu o jej bezpieczeństwo. Oczywiście, zorganizuje jej miejsce, gdzie wszystko będzie miała pod ręką, owoce, sztućce, talerze, to czego potrzebuje normalny człowiek do codziennego funkcjonowania, ale nie chciał, żeby myszkowała po innych schowkach, szufladach i szafach, bo pewnie znów zrobiłaby sobie straszną krzywdę.
Co do sukienek, to chyba właśnie dlatego zawsze kupował jej grube rajstopy kryjące, żeby mieć pewność, że nie wkradnie się do nich wcześniej wspomniane "oczko". Tak, znał się też na modzie. Musiał się znać, żeby jakoś tą biedną An ubrać i żeby nie wglądała jak clown, który uciekł z pobliskiego cyrku. Choć w gruncie rzeczy i tak w większości przypadków wyzwaniami modowymi zajmowała się siostra brunetki, która później jedynie instruowała Silasa co powinien kupować i jak powinno leżeć.
Czy było to dla niego uciążliwe? Z pewnością, ale trzeba czasem zachować się jak facet i nie marudzić za bardzo, jak kobieta ciągnie Cię na zakupy.
- Tylko lubisz? - spytał z lekkim rozbawieniem w głosie, przesuwając swoje pocałunki na szyję dziewczyny. Wsunął dłonie pod jej plecy i po omacku zaczął szukać tego malutkiego, cholernego zameczka, który na pewno gdzieś tam był, ale nigdy nie mógł go znaleźć tak szybko, jakby sobie tego życzył.
Gdy w końcu udało mu się go odnaleźć, wprawnym uchem rozpiął jej sukienkę i ostrożnie zdjął ją z dziewczyny, skupiając się na tym, żeby nie zrzucić jej z kanapy.
I musiał szczerze przyznać, że uwielbiał jej ciało. Wielu jego znajomych często narzekało na swoje dziewczyny, twierdząc, że z czasem każda potrafi się znudzić, ale Silas nigdy nie wyobrażał sobie, że mógłby być znudzony Aną.
Przesunął dłonią wzdłuż jej boku, delikatnie ją przy tym łaskocząc, po czym musnął ustami jej płaski brzuch.
Silas
[Przychodzę, żeby powiedzieć, że świetny wybrałaś sobie wizerunek. Kropka.]
OdpowiedzUsuńDante
[Hej. Czołgam się na kolanach, żeby przeprosić za zwłokę, troszkę mnie wywiało, ale jestem, żyję i odpiszę jutro wieczorem!
OdpowiedzUsuńNo i wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku :))]
Silas
[Cześć! Dziękuję za przywitanie. Ty również masz bardzo ładne, intrygujące panie. Cora ma prześliczny portret tak samo jak Anaya. W ogóle Anaya to strasznie ciekawe imię, podoba mi się :)
OdpowiedzUsuńW takim razie twórzmy coś! :D Czy chciałabyś wątek jakiś "od początku" czy mają się znać? Może Cesare miałby wypadek w pracy albo gdzieś w drodze do pracy (co by mu to podciągnęli w papierach xD) i musiałby chodzić do Anayi na leczenie?]
Cesare
[Ohh! To jeszcze bardziej urozmaica wątek, łał.
OdpowiedzUsuńW takim razie, mogę zacząć jeśli chcesz jak tylko określisz mi, gdzie dokładniej Anaya pracuje :) Przy szpitalu, w jakimś prywatnym gabinecie? Żebym wiedziała, gdzie się udać :)]
Cesare
[Idę, do Anayi, bo chociaż u jednej i u drugiej zdjęcia są piękne, w tej karcie jednak bije na głowę! <3 Relacji wymyślać nie umiem, więc wymyśl coś, a wtedy ja na pewno zacznę. Oby to było coś dobrego, bo Jason i Anaya razem mogliby stworzyć paring nie od parady. <3]
OdpowiedzUsuńJason Lahane
[To bardzo dobry pomysł. W tym całym chaosie pełnym najróżniejszych ludzi, An mogłaby być istotką budzącą w Jasonie wrażliwość. Nawet nie wiesz jak mi się to podoba. <3]
OdpowiedzUsuńŻycie jakie Jason prowadził tutaj nie przypominało nawet w połowie koszmaru z Nowego Jorku. Tu nie było rodziców, którzy mogliby go ciągle upominać, ani ludzi dyszących mu w kark i obserwujących wszystkie jego kroki. Podobało mu się to, co zbudował w tym małym włoskim miasteczku i chciał to dalej pielęgnować oraz rozwijać.
Pośród całego zgiełku imprez, pracy w redakcji niezależnej gazety oraz poznawania nowych, bardzo modnych ludzi, jego życie kilka tygodni temu stało się bogatsze dzięki poznaniu Anayi. Wszystko zaczęło się w sposób typowy: spodobała mu się bardziej, niż ktokolwiek inny, dostrzegł w niej coś, czego nie dostrzegał u nikogo innego. Zbierając w sobie cały swój magnetyzm, tego wieczora w jednej z włoskich kawiarni pożegnał w dość brutalny sposób swoją towarzyszkę i przysiadł się do nieznajomej dziewczyny. Wystarczyła chwila, by zdał sobie sprawę, że była niewidoma. W następnej sekundzie dostrzegł na jej palcu pierścionek z brylantem - zaręczynowy. Po raz pierwszy odkąd przyjechał do miasteczka poczuł się przegranym. Chciał ja przeprosić, odejść ze wstydem i odpuścić, ale wtedy ona uśmiechnęła się i poprosiła by został. Tak to się zaczęło.
Jak urzeczony słuchał jej miękkiego, lekkiego głosu, spijał z jej ust słowa mówiące o jej życiu. Gdy poprosiła, by powiedział jej coś o sobie, mówił nieskładnie, chaotycznie, nagle gubiąc się w tym co chciał, a co powinien jej przekazać.
Od tej pory często ją odwiedzał. Robił to dlatego, by pokazać jej świat ze swojej perspektywy, a także by ona pozwoliła mu poznać to, co sama dostrzega mimo braku wzroku. Przy niej był kimś innym, kimś czystszym i mniej grzesznym, kimś o wrażliwości i głębi, o delikatności jakiej nikt wcześniej nie miał u niego szans dostrzec.
Było chłodne popołudnie, a Jason zadzwonił wcześniej do An pytając, czy może wpaść. Gdy się zgodziła, w zaledwie dwie minuty był gotowy, a dwadzieścia minut później zadzwonił do jej drzwi. Otwarła i jak zawsze wyglądała olśniewająco pięknie i niewinnie, a on musiał zaczerpnąć kilka głębokich wdechów, by zdusić w sobie chęć dotknięcia jej twarzy.
Jak zawsze usiedli obok siebie na kanapie w salonie, on standardowo odmówił, gdy zapytała czy się czegoś nie napije, a później zaczęli rozmawiać.
Jak minął ci wczorajszy dzień, Jason?
W porządku, a tobie, An?
Gdy obowiązkowy temat wreszcie się wyczerpał, oboje na chwilę zamilkli. An wbijała niewidzące spojrzenie w jakiś punkt przed sobą, a on patrzył na jej profil i czerpał przyjemność z obserwowania spokoju na jej twarzy. Była niesamowita. A jej facet był cholernym szczęściarzem.
-An, czy zastanawiałaś się kiedyś jak wyglądam? - spytał nagle, czując jak ogarnia go niepokój. - Chciałbym, byś dzisiaj dotknęła mojej twarzy i zapoznała się z tym jak wyglądam. Myślę, że to byłoby sprawiedliwe, bo ja cię widzę, a ty mnie nie i wszystkie moje emocje musisz odczytywać tylko przez ton mojego głosu. Chciałbym byś poznała mnie w ten sposób, w jaki poznajesz świat. To dla mnie ważne - powiedział cicho, zaciskając lekko palce na swoich kolanach.
Odkąd tylko się poznali, ich ciała nigdy się ze sobą nie zetknęły. Nigdy nie podali sobie ręki, nigdy przez przypadek nie zetknęli się małymi palcami u dłoni. To miał być pierwszy raz i Jason obawiał się, że będzie to dla niego o wiele bardziej znaczące niż powinno.
Jason Lahane
[No to jazda z tym koksem! :D mam nadzieje, że nie zanudziłam, nie zbłaźniłam się i wiele innych "nie" (początki nie są moją mocną stroną :D]
OdpowiedzUsuńI znowu szpital. Boże, jak on uwielbiał szpitale. Te fascynujące kolejki, ciągłe słuchanie o nowych chorobach i nieustanny zaduch połączony z hermetycznym zapachem wszelkich przyrządów oraz leków. Pocieszeniem w tym wszystkim było to, że ludzi w Modenie nie chorowało "aż tak dużo", ale w kolejkach siedziały głównie stare hipochondryczki, którym często wydawało się, że coś się dzieje.
Cesare zazwyczaj podchodził do ludzi bardzo neutralnie, jednak niejednokrotnie musiał zmienić swoją postawę. Zwłaszcza, gdy wkracza się do poczekalni i widzi kilka "dam" o zdegustowanym spojrzeniu.
- Buonasera - przywitał się kulturalnie, po czym zajął miejsce na ławce, przy znudzonym chłopaku grającym na konsoli. Santini westchnął ciężko czując pulsujący ból w prawej nodze, przechodzący nieprzyjemnie na całą prawą stronę. Miał nadzieję, że rehabilitacja mu pomoże. Nie chciał zostać przykutym do łóżka na dłużej niż tydzień - miał pracę i mamę, której trzeba było opłacić badania. Sobą chciał się zająć na samym końcu, jednak ciągłe utykanie i wyraźne polecenia Marcelo, szefa jego zmiany, zmusiły go do czekania w długiej kolejce państwowej przychodni.
"Cholera" zaklął w myślach i nałożył słuchawki na uszy. Będzie musiał zaczekać, a miał odwiedzić mamę...
~*~
Wracali właśnie z przerwy na papierosa, cali otoczeniu dymem.
- Cesare, bierz się tam za kocioł! Tylko uważaj! Chłopaki robili tam instalkę, ale wszystko jest już ok! - krzyknął mu postawny pracownik, zastępca szefa zmiany. Hałas zagłuszał jego słowa, jednak kilka gestów wystarczyło, by Santini wiedział co robić. Machnął mu tylko na "ok" i zakładając grube rękawice oddalił się w stronę kotła.
Choć większość zakładów była już modernizowana, to ich nadal stał w "rozsypce". Wiele rzeczy musieli jeszcze robić sami, uważać by się nie poparzyć, nie poharatać i nie zabić. Nie była to bardzo niebezpieczna robota, ale niedospanie czy popicie miało szansę źle się tutaj skończyć.
Cesare schował długi kucyk włosów pod kołnierzem ochronnego stroju i kapeluszem. Pracował obecnie przy jednym z mniejszych kotłów dostosowanych do odlewu drobnych części maszyn. Czekał właśnie na formy do odlewu, które miała mu dostarczyć maszyna.
Szedł ostrożnie widząc dużo kabli leżących na ziemi. Co za idiota je tu tak zostawił!? Można się potknąć. Cesare starał się uważać, jednak niejednokrotnie poślizgnęła mu się noga. Miał tylko nadzieje, że były zabezpieczone.
Santini zaczął powoli obracać kocioł. Ciężko skrzypiało, co dało się nawet słyszeć w tym hałasie. Ciekły i gorący materiał lał powoli do forem rozrzucając dookoła skry.
Dzień jak co dzień, dzień jak co dzień, gdyby kilka z nich nie upadło na kable...
~*~
Cesare chwycił się za nogę, która powoli zaczynała boleć go coraz bardziej. Pieprzona sytuacja. Dobrze przynajmniej, że podciągnęli mu to pod wypadek w pracy, on był trzeźwy i nie musi płacić pełnej ceny za cały ten szmelc.
Głupio się zachował, że nie usunął tych kabli na bok. Jak idiota niemalże. Dobrze jednak, że nie oberwał mocniej, a obuwie go uchroniło.
I wiele innych "dobrze"...
Cesare
[W pomyśle jaki dałaś bardzo dobrze się czuję, więc pisanie przychodzi mi z łatwością. Twoja odpowiedź także jest świetna. :)]
OdpowiedzUsuńNowojorskie życie Jasona nie było usłane różami. On, w przeciwieństwie do An nie uznawał, że cokolwiek w tamtym życiu było dobre. Wszystko uległo poprawie gdy postanowił przeprowadzić się do Modeny. Nagle wyrwał się spod bacznego oka rodziny i dawnych znajomych. Nagle mógł zacząć wszystko od nowa, z czystą kartą. Tutaj nikt go nie znał, nie oceniał, nie niszczył wszystkiego za pomocą dawnych przewinień. Tutaj był kimś nowym, a przy An także lepszym.
Dzień rzeczywiście był ponury, zimny i deszczowy. Za oknami panowała szarość, a ludzie w pośpiechu pochowali się w domach. Gdy szedł do mieszkania An, spotkał po drodze zaledwie dwie osoby. Jednak chciał ją zobaczyć. Naprawdę chciał ją zobaczyć. To pragnienie okazało się silniejsze od wszelkich przeciwności losu.
Zdawał sobie sprawę jak bardzo relacja z nią mu zagraża. Było w niej coś niezwykłego, co zwróciło jego uwagę od razu. Coś, co sprawiało, że naprawdę chciał ją poznać. Jednak od początku wiedział też, że była zaręczona, że miała mężczyznę który się nią opiekował, który się o nią troszczył i który w bliższej bądź dalszej przyszłości miał zostać jej mężem. Wszystko było nie tak, jak powinno. Przynajmniej z jego strony. An, chociaż zawsze miła, była też od niego oddalona w sposób, jakiego nie znosił. Lubił ją rozluźnioną, uśmiechniętą, pełną energii. Nie zawsze taka była, jak gdyby bezustannie hamowała się w jego obecności, by nie zrobić czegoś, co mogłoby nie spodobać się jej narzeczonemu.
Widział jak przełknęła ślinę, gdy poprosił by poznała jego twarz, jednak po chwili odwróciła się w jego kierunku, usiadła bokiem na kanapie i wyciągnęła rękę, mówiąc by ją nakierował. Patrzył przez chwilę na jej drobną, delikatną dłoń, zastanawiając się jaka jej skóra mogła być w dotyku, a kiedy wreszcie pozwolił by opuszki jego palców zetknęły się z jej nadgarstkiem w delikatnym uścisku, serce na moment mu zamarło. Przysunął jej dłoń do swojej twarzy, godząc się z tym jak wielkie uczucia to w nim wzbudzało. Zamknął oczy i oddychał powoli przez nos, wiedząc już, że ta chwila znaczyła dla niego więcej niż w rzeczy samej powinna.
Jej palce były delikatne, dotyk powolny i poznawczy. Z dokładnością przesuwała opuszkami po jego skórze, w głowie rysując sobie jego obraz. Miał ochotę przytulić twarz do jej dłoni, zatrzymać na chwilę jej ruch, zatrzymać ten moment, by na ułamek sekundy wszystko co wiedzieli i co mieli przestało mieć znaczenie.
Życie w dalszym ciągu nie było dla niego łaskawe. Siedział w mieszkaniu kobiety, która potrafiła wydobyć z odmętów jego grzesznej duszy wszystko co było w nim najlepszego, która sprawiała, że oddech wiązł mu w gardle, której pragnienie ujrzenia było silniejsze od ulewy na zewnątrz, a jedynym co mógł zrobić, było obserwowanie jej z daleka i godzenie się z faktem, że w jej życiu już był ktoś, kogo naprawdę kochała.
Wiedział już, że nie ważne jak trudne by to było, postara się rzadziej z nią widywać. Nie chciał zatracać się w uczuciach jakie w nim wywoływała, nie chciał utonąć w miłości, jaką mógłby ją z całą pewnością obdarzyć. Była warta wszystkiego, każdego uśmiechu, każdego dotknięcia, każdego pocałunku, lecz nic nie dawało zatracanie się w marzeniach i zapominanie o życiu. Nie mógł być tym, który ją kocha, ani tym, który swoją miłością sprawiłby, że jej życie byłoby lepsze.
Odchrząknął cicho.
-Co o tym myślisz? – spytał wreszcie, gdy jej dłoń odsunęła się od jego twarzy i ponownie spoczęła na jej kolanach. Całe ciepło, które otulało go jak puchowa kołdra bezpowrotnie zniknęło.
Jason Lahane
[Już jest odpis! Naprawdę przepraszam za tę zwłokę, ale wzięli mnie szturmem i wywieźli na odludzie, a potem ciężko mi było się otrząsnąć i wrócić do pisania >.< Naprawdę przepraszam, mam nadzieję, że to pierwszy i ostatni raz...]
OdpowiedzUsuńSilasa nie raz denerwował ten jej brak pewności siebie. To, że tak strasznie obawiała się jakiejś wpadki, powodowało, że w ich związku była osobą dość bierną i czasem nieco drażniło to mężczyznę. A trzeba było przyznać, że jak na Irlandczyka, miał wyjątkowo wybuchowy charakter, wręcz typowy dla Włoskich młodzieńców, którzy nie do końca zapanowali jeszcze nad własnymi instynktami.
Może dlatego trochę zbyt często ją krytykował i zniecierpliwiony powtarzał, że powinna być osobą bardziej zdecydowaną, za co musiał sam sobie dać w pysk - albo kochamy kogoś takiego, jakim jest, albo szukamy innego partnera, bo zmienianie drugiego człowieka dla własnej wygody było po prostu niesprawiedliwe i dość krzywdzące.
Miał jednak to szczęście, że An nie chowała urazy za jego słowa latami i chyba tylko dlatego udało im się przetrwać. W końcu jak inaczej wytłumaczyć fakt, że taki złośnik jak Silas miał się niedługo ożenić?
Mógłby jeszcze długo tak leżeć i obsypywać jej ciało drobnymi pocałunkami, które tak bardzo lubiła, ale jej odpowiedź wzbudziła w nim nieco sprzeczne emocje. Nie negatywne, rzecz jasna. Zwyczajnie miał przekorną ochotę na to, żeby w jakiś sposób odwdzięczyć się jej za te, jakże romantyczne, słowa.
- Przestanę z Tobą rozmawiać, jeśli nadal będziesz zołzą. - skwitował krótko i połaskotał wrażliwą skórę na jej brzuchu. Nie rozumiał jej obaw, w końcu nie istniało żadne, nawet najmniejsze prawdopodobieństwo, żeby pozwolił jej spaść, a ona i tak uczepiła się tej kanapy, jakby od tego zależało jej życie.
I to dopiero wyglądało zabawnie.
Nie chciał jednak, żeby odczuwała jakikolwiek dyskomfort, więc wsunął dłonie pod jej plecy i jednym sprawnym ruchem podniósł ją do siadu.
- Obejmij mnie - szepnął jej cicho do ucha, a gdy już to zrobiła wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Ich wspólnej sypialni, która chwilowo, przynajmniej w odczuciu Silasa była zbyt pusta.
Zdjął z siebie koszulę i spodnie, które swoją drogą zaczęły go już trochę uwierać, nie licząc ze strony kobiety na jakieś zawrotne ekscesy. I wcale nie miał jej tego za złe. An nie była kobietą, która rzucała swojego faceta na łóżko i zdzierała z niego najlepszą koszulę dla własnego kaprysu. Silas za to uwielbiał takie wybryki, ale z drugiej strony nie zmusiłby jej do sytuacji, w której czułaby się niekomfortowo, czy głupio. Poza tym, był na tyle zakochany i co ważniejsze, głupi, że fakt, że odwzajemniała jego uczucia i w ogóle pozwalała mu się do siebie zbliżyć rekompensował mu wszelkie prymitywne zachcianki.
Pochylił się nad jej drobną twarzą i raz jeszcze musnął jej usta, choć o wiele delikatniej niż robił to wcześniej. Dokładnie tak, jakby po prostu mu się nie chciało.
Równie leniwie zaczął schodzić pocałunkami niżej, przez szyję, do dekoltu i brzucha, aż mozolnie dotarł do linii bielizny. Wiedział, że w ten sposób jedynie męczy ją i siebie, jednakże, jak wszystkim kucharzom wiadomo - apetyt rośnie w miarę jedzenia, za to Goldman lubił rozpieszczać swoją narzeczoną do granic możliwości.
Nie kwapiąc się na razie tym, żeby pozbyć się bielizny brunetki, musnął jej kobiecość przez cienki materiał.
- Powiedz, że mnie kochasz, albo Cię tak zostawię. - zagroził w końcu, bo do tej pory nie doczekał się tego upragnionego zwrotu z jej strony, a nie miał żadnego pomysłu na to, w jaki inny sposób mógłby jej zagrozić, żeby w końcu mógł usłyszeć te dwa słowa. Choć w gruncie rzeczy zdawał sobie sprawę z tego, że Anaya bardzo dobrze wie, że to tylko czcze pogróżki, których i tak nie spełni i pewnie będzie się nad nim znęcać jeszcze długo.
UsuńNieco to było frustrujące, ale w gruncie rzeczy lubił te ich słowne przepychanki, a może raczej - lubił to uczucie satysfakcji, kiedy wreszcie udało mu się dopiąć swego.
Czekając na jej odpowiedź, zaczął pieszczotliwie masować jej rozchylone uda, w głębi ducha marząc już o tym, żeby móc przycisnąć ją do miękkiego materaca i oddać się przyjemności.
Silas
[Anaya bardziej przypadła mi do gustu :D Tylko, że oni nie mają za wiele wspólnego ze sobą :c Ewentualnie, Ollie może posądzić Anayę o kradzież czegoś w sklepie. Każe jej wyrzucić wszystko z torby, gdy tam nic nie znajdzie, każe jej zdjąć płaszcz, po czym okaże się, że niczego nie ukradła. Będzie bał się, że wniesie jakiś pozew i straci pracę, dlatego zaprosi ją na przeprosinową kolację :)]
OdpowiedzUsuńOlivier
[Ale go An zapędziła w kozi róg swoim pytaniem. ;D]
OdpowiedzUsuńGdy dotykała jego ust tak delikatnie, tak spokojnie, Jason miał ogromną ochotę by ucałować opuszki jej palców, wszystkie po kolei, następnie wnętrze jej dłoni, wszystko czym mógłby wyrazić ogrom i natłok swoich uczuć. Cierpiał niewypowiedziane katusze, chociaż sam przecież zaproponował by poznała jego twarz, lecz chciał przez to przejść, by chociaż odrobinę się do niej zbliżyć, nawet jeśli dla An to nie miało żadnego znaczenia.
Nie potrafił się nie roześmiać, gdy stwierdziła, że był przystojny i właściwie już miał jej coś odpowiedzieć, lecz wtedy ona zadała pytanie, które uwięziło mu głos w samym gardle. Dlaczego spędzał sobotni wieczór z niewidomą kobietą? Dlaczego? Dlaczego, Jasonie, spędzałeś z nią sobotni wieczór?
Jego milczenie przedłużało się z sekundy na sekundę, było coraz bardziej niezręczne, coś zawisło w powietrzu nad ich głowami, a on był pewien, że ona także to czuła.
-An... nie spodziewałem się, że o to zapytasz - odpowiedział wreszcie, rozumiejąc, że czas pełen ciszy działał na jego niekorzyść. - Od kiedy cię poznałem, dużo myślałem o swoim życiu, wiesz? Znamy się niewiele ponad miesiąc, przez ten czas spędziliśmy na rozmowach kilka cennych godzin, które sporo dla mnie znaczyły. To nie tylko ja uczę cię mojego spojrzenia na świat. Ty też uczysz mnie wielu rzeczy - urwał, patrząc jej w twarz przez kilka długich sekund. Była przepiękna. Dlaczego, do cholery, nie poznał jej wcześniej, gdy jeszcze istniał cień nadziei, że to on mógł być kimś ważnym w jej życiu? - Wiem, że pewnego dnia nasze spotkania dobiegną końca. Twój narzeczony zostanie twoim mężem, a wówczas ta znajomość przestanie mieć sens i prawo bytu. Boję się tego dnia, An. Chciałbym lepiej poznać ciebie, twój świat, bo... jesteś najwartościowszą osobą jaką kiedykolwiek spotkałem - powiedział cicho, po czym zamilkł, odwracając wzrok od jej twarzy.
Bał się ujrzeć niezrozumienie, złość czy zażenowanie, jakie mogła poczuć podczas jego przemowy. Bał się jej reakcji, która wyjątkowo łatwo mogła go zranić. Bał się, że powie, że już teraz powinni zaprzestać spotkań i więcej się ze sobą nie kontaktować, bo jej narzeczonemu się to nie podoba.
Co mógłby zrobić wobec takich słów? Walczyć o kobietę, która była już zaręczona? Nie, musiałby odpuścić. I tak prędzej czy później zostanie zmuszony do tego by odpuścić.
Jason Lahane
Silas za to uważał, że przynależność kulturowa była bardzo ważna, bo pomagała odnaleźć się w tym pogmatwanym świecie. W końcu utożsamienie się z jakimś narodem dawało więcej pewności siebie, szczególnie, gdy zmuszeni jesteśmy odwiedzać obce dla nas państwa. No i, chociaż biały jak śnieg, z włosami jasnymi jak zboże na polach i oczami w kolorze wód Lazurowego Wybrzeża i tak uważał się za stuprocentowego Włocha i nie dałby żadnym Francuzom ani Anglikom obrażać swojej ojczyzny.
OdpowiedzUsuńOsobiście nigdy nie czuł się przez nią skrzywdzony, czy zaniedbany. Ale bardzo możliwe było też to, że jego zauroczony umysł ignorował wszelkie niepokojące sygnały. W końcu powściągliwość dziewczyny i ostrożność przypisywał nieodzownym cechom charakteru brunetki i nigdy by nie podejrzewał, że być może w przypadku innej osoby zachowywałaby się inaczej.
Jednakże Silas był zbyt zapatrzony w swoją wybrankę, aby cokolwiek jej wypomnieć, czy też zwrócić uwagę na fakt, że być może nie jest ona z nim tak do końca szczęśliwa, nawet, jeśli starał się, jak tylko mógł.
Jej odpowiedzi nie skomentował, nie chcąc wywoływać konfliktu na skalę wojny domowej, ale zdecydowanie mógłby się z nią kłócić w tej kwestii. Bywała potworną wręcz zołzą, jak każda Włoszka, którą znał, choć pewnie sama się przed tą myślą wzbraniała jak mogła.
W jego mniemaniu, mówienie o byciu zieloną po pięciu latach związku było co najmniej niepoprawne. Oczywiście, Silas nigdy nie przypuszczałby, że to określenie odnosiło się do ilości partnerów w ciągu życia. Pewna egoistyczna część jego osobowości czerpała bardzo dużą satysfakcję z tego, że był jej pierwszym facetem i nie był przez An porównywany z byłymi partnerami, na czym łapał się ze wstydem, bo przecież nie powinien myśleć o niej tak przedmiotowo. Nie zmieniało to jednak faktu, że wbrew rozsądkowi cieszyło go, że był jej jedynym mężczyzną jak do tej pory.
I tak, zdawał sobie sprawę, że każdy przejaw romantyzmu z Anayi trzeba było siłą wyciągać na powierzchnię. Bo z nich dwojga, o dziwo, to Silas był tym zakochanym głąbem, który zawsze dba o atmosferę i planuje dziwaczne ale i urocze randki, podczas gdy jego narzeczona, w pokornym milczeniu to wszystko znosi. Dlatego też, nauczony doświadczeniem, wiedział, że chcąc usłyszeć od niej jakieś pokrzepiające słowa, sam musiał sobie na to zapracować i trochę ją przydusić. I nawet, jeśli było to wymuszone z jej strony, to i tak cieszył się jak dziecko, gdy powiedziała mu coś miłego. Mogłoby się wydawać, że to trochę smutne, aby po tylu latach wciąż musiał się prosić o to, żeby zadeklarowała mu słownie swoje uczucia, jednak nie dla Silasa, który doceniał każdy przejaw inicjatywy ze strony Anayi.
Dlatego też uśmiechnął się mimowolnie, na dźwięk jej słów. Wiedział, oczywiście, ale co z tego, skoro chciał to od niej słyszeć każdego dnia, rano po przebudzeniu, w ciągu dnia i na dobranoc?
Złączył jej nogi ze sobą, choć tylko po to, żeby pozbawić dziewczynę dolnej części bielizny z koronki, którą przecież sam dla niej wybrał i kupił.
- Tak. Ale lubię, kiedy to mówisz. - odparł nieco rozbawiony tą jej obronną postawą - jeszcze raz. - poprosił, pochylając się nad jej twarzą i delikatnie muskając czubek jej nosa. Położył dłoń pomiędzy nogami dziewczyny i wsunął w nią dwa palce, energicznie przesuwając nimi po jej wnętrzu.
Ustami coraz zachłanniej przesuwał po jej wargach, policzkach i szyi, bo sam był już mocno pobudzony, jednakże chęć, aby sprawić jej jak najwięcej przyjemności była silniejsza niż jego własne potrzeby.
OdpowiedzUsuńKochał widok jej lekko zaczerwienionej twarzy, jak również przyjemny dla ucha pomruk zadowolenia z jej strony.
Przeniósł się z powrotem pomiędzy jej delikatne, gładkie uda i na dokładkę zaczął pieścić jej łechtaczkę i wargi sromowe ustami, przygryzając je delikatnie i ssąc, aż poczuł, jak jej drobna piąstka zaciska się na jego włosach, jakby chciała go od siebie odciągnąć.
Wiedział, że sam dłużej też już nie wytrzyma, ale gdy w końcu pozbył się swojej bielizny, która zaczęła być już boleśnie ciasna, przypomniał sobie o dość znaczącym szczególe, który wytrącił go z równowagi.
- Um. Kochanie... nie mam. Zapomniałem kupić. - odparł dość mocno zmieszany, bo w kwestii zabezpieczeń, Anaya była bardzo konsekwentna, dlatego, chcąc nie chcąc, zaczął się przygotowywać psychicznie na zimny prysznic tego wieczora.
Silas
[Huh, o to właśnie się modliłam, żeby było ze zdjęciem wszystko ok ;D co do postaci Sophie, prowadziłam ją bardzo długo, i dzieciaki to taki jej znak rozpoznawczy. Co powiesz na wątek? c:]
OdpowiedzUsuńSophie Dulain
[Tworzę odpis do ciebie, bo znowu mi biednego Jasona zagnałyście z An pod ścianę. ;p]
OdpowiedzUsuńJason Lahane
Pomimo tego, co rodzice sądzą o swoich "aniołkach", które grzecznie każdego dnia nakrywają wieczorem stół do kolacji, prawda była taka, że dzieci były czasem okrutniejsze, niż niektórzy dorośli. W końcu tolerancji uczymy się z czasem, a dojrzałości nabywamy z wiekiem, nic więc dziwnego, że wielu ludzi do dziś ma ciężką traumę po tym, co spotkało ich w podstawówce, czy nawet w przedszkolu.
OdpowiedzUsuńSilasowi pewnie też trudno byłoby zrozumieć, jak ktoś może aż tak rozpamiętywać stare dzieje, gdyby nie to, że sam był świadkiem tego, w jak okrutny sposób An była traktowana w dzieciństwie.
Właściwie nie ona jedna była odmieńcem w ich lokalnej szkółce. Silas również mocno się wyróżniał spośród swojego rocznika, szczególnie przez fakt, że jako dziecko miał nawet jaśniejsze włosy niż teraz. Różnica polegała jednak na tym, że Goldman był silny, zdrowy i bardzo pewny siebie i nigdy nie dał sobą pomiatać, szybko stawiając pod ścianę tych, którzy ośmieliliby się z niego zadrwić z powodu wyglądu.
Ale, gdyby nie miał tej swojej wrodzonej, walecznej natury, pewnie jego samoocena również mocno by na tym ucierpiała i starał się o tym pamiętać za każdym razem, gdy Anaya wzbraniała się przed czymś, co według niego było rzeczą zupełnie normalną.
Silas zawsze powtarzał, że to co dzieje się w czyjejś głowie powinno tam pozostać i wtedy wszystko powinno być w porządku. Dla niego czymś naturalnym były seksualne fantazje o innej osobie, ale tylko i wyłącznie fantazje. Gorzej było, gdy ktoś swoje zamysły wprowadzał w czyn.
Wcale by się nie zdziwił, gdyby podzieliła się z nimi podobnymi spostrzeżeniami i nie byłby o to zły. On miał okazję przekonać się, jak to jest, kiedy spotyka się nie z jedną, a z kilkoma osobami w swoim życiu, ale gdyby miał być szczery, byłby w stanie oddać wcześniejsze doświadczenia za tych kilka lat dłużej z Anayą. Pewnie, gdyby miała podobne przejścia do swojego narzeczonego, również myślałaby w ten sposób, w końcu dążymy do tego, żeby być z tą jedną, wymarzoną osobą, prawda?
A może jej poglądy byłyby wtedy zupełnie inne? Może chciałaby przez wiele lat poznawać różne osoby i dzielić się z nimi swoimi doświadczeniami?
Od bardzo dawna nie zastanawiał się, "co by było, gdyby Anaya była normalna", głównie przez fakt, że każde takie rozważanie prowadziło go do bardzo przykrych wniosków, czy raczej domysłów.
Jej wcześniejsze "kocham cię" w obliczu reprymendy, jaką otrzymał zaledwie kilka sekund temu stało się bardzo odległe. Wulgarność brunetki trochę go zaskoczyła, jednak w pełni to rozumiał. Sam był na siebie wściekły, bo gdyby podczas porannych zakupów nie zapomniał poprosić w aptece o pudełko prezerwatyw, pewnie w ogóle nie było by tej rozmowy. I tego nieprzyjemnego ukłucia w dołku, gdy wprost powiedziała, że nie życzy sobie mieć z nim dziecka.
- Zapomniałem, przepraszam. - powtórzył, widząc jej złość i skruszony położył się obok dziewczyny, nie pozwalając jej podnieść się z pościeli. Wiedział, że teraz myślała tylko o tym, żeby odnaleźć swoje rzeczy, albo chociażby, wcześniej zrzuconą na podłogę koszulę Silasa i czym prędzej odwieść go od pomysłu, który cały czas kłębił się w jego głowie, ale mężczyzna nie zamierzał tak łatwo odpuścić.
- An, daj spokój. Nic się przecież nie stanie, to tylko jeden raz. Niektórzy miesiącami starają się o dziecko i nic z tego nie wychodzi - przypomniał jej, uspokajająco przesuwając dłonią po ramieniu dziewczyny. - nie rób mi tego, nie kochaliśmy się od tygodni. Zwariuję, jeśli jeszcze raz mnie odepchniesz.
UsuńOstatnie słowa wypowiedział już naprawdę zdesperowanym tonem, bo ani psychicznie, ani fizycznie nie był gotowy na odtrącenie. Nie mogąc oprzeć się jej nagiemu ciału, znów zaczął obdarowywać jej szyję i dekolt pocałunkami, w głębi duszy mając nadzieję, że An choć trochę odpuści.
Poza tym, gdyby cofnęli się o te dwa czy trzy lata wstecz, pewnie bez marudzenia pozwolił jej się ubrać i uciec, a sam dałby sobie dłuższą chwilę na uspokojenie. Ale teraz zwyczajnie nie widział takiej potrzeby, z jednego, prostego powodu - żadne z nich nie było już dzieckiem. Poza tym, myśl o pojawieniu się małego brzdąca w ich życiu ani trochę go nie przerażała.
Obydwoje mieli stałe, dobrze płatne posady, własne mieszkanie i co najważniejsze, nie mieli szesnastu lat, żeby obawiać się ciąży. W każdym razie Silas się tego nie bał, był wręcz gotowy na posiadanie potomstwa, choć nigdy nie odważyłby się powiedzieć o tym Anayi wprost.
Teraz zresztą, byłoby to zbędne, szczególnie, że w tej chwili nawet przez myśl mu nie przeszło, że za kilka tygodni miałaby mu oświadczyć, że spodziewa się dziecka. Jakoś zupełnie inne myśli, chodziły mu teraz po głowie.
Silas
[Wątek z chęcią tylko pomysłów brak ;c]
OdpowiedzUsuńLorenzo
Nie brzmiało to o tyle dziwnie, co po prostu podle i gdyby Silas zdawał sobie sprawę z tego, co też czai się w jej głowie, pewnie dość mocno by go to uraziło. Niby ciekawość jest rzeczą ludzką, ale ciężko jest przyjąć do wiadomości, że ktoś kogo kochamy nie jest usatysfakcjonowany z obecnego życia. Z życia z tą drugą osobą.
OdpowiedzUsuńI gwoli ścisłości, nigdy nie istniało coś takiego, jak rewolucja seksualna. Rozpusta, niewierność i mówiąc kolokwialnie, dymanie wszystkiego na lewo i prawo było od zawsze, tyle, że wcześniej się o tym nie mówiło, a stłamszone w domach żony nie miały prawa sprzeciwić się swojemu mężczyźnie, nawet, gdy wiedziały, że ten je zdradza. Jedyną zmianą ostatnimi czasy był fakt, że zaczęto o tych sprawach mówić głośno.
Nawet, jeśli zdawał sobie sprawę z podejścia dziewczyny do posiadania dzieci, nie znaczyło to od razu, że chciał o tym kolejny raz słuchać. Szczególnie, jako osoba, która bardzo pragnęła potomstwa. I wcale nie chodziło tu o egoizm. Przecież on też zostałby rodzicem, nie zwaliłby wszystkiego na nią i nie zmusiłby jej do samodzielnej opieki nad niemowlakiem. Wolałby sam wziąć urlop, albo nawet zrezygnować z pracy, byleby mógł pobyć z dzieckiem.
Ale Anaya miała swoje zdanie, którego zmienić nie chciała, mimo upływających lat. Kiedyś wmawiał sobie, że brunetka trochę dorośnie, dojrzeje do tego typu spraw i decyzji i zdecyduje się chociaż na adopcję o której również nie raz z nią rozmawiał, ale na ten wariant tym bardziej nie chciała się zgodzić, co smuciło go jeszcze bardziej.
A samo powtarzanie w kółko i wciąż, że nie chce mieć z nim dzieci potrafiło zabić w nim wszelkie chęci do życia, dlatego jej tyrada pod hasłem "Nigdy, przenigdy i ostatecznie nie" tylko jeszcze bardziej go zgnębiła.
Uśmiechnął się tylko smutno, słysząc jej ostatnie słowa, w odpowiedzi na które delikatnie potrząsnął głową, układając się wygodnie nad jej ciałem.
- Jak modliszka - skwitował cicho i pocałował krótko jej usta tuż przed tym zanim w nią wszedł.
Dał jej chwilę, żeby mogła do niego przywyknąć, nie narzucając zbyt szybkiego tempa. Jedną dłonią przytrzymywał ją w pasie, a drugą oparł na materacu tuż nad jej głową.
Nie bał się już tak jak kiedyś, że może zrobić jej krzywdę tylko ze względu na to, że jako osoba niewidoma odczuwa wszystkie bodźce intensywniej, niż inni, ale też nie chciał sprawiać jej nieprzyjemnego bólu.
Jego oddech przyspieszył na tyle, że nie był już w stanie na dłużej wpić się w jej usta, jedynie co jakiś czas przelotnie muskał jej policzki lub skroń.
Trochę niesprawiedliwe z jego strony było to, że pomimo faktu, że to on nalegał na seks, teraz miał tylko nadzieję, że szybko skończą i położą się spać. Nieopatrznie poruszyli temat który był ciężki dla obu stron, dlatego domyślał się, że Anaya myśli teraz podobnie.
Przez roztargnienie, wywołane zbyt dużą liczbą sprzecznych emocji, zamiast delikatnie zasugerować jej, żeby zmienili pozycję, trochę gwałtownie i pewnie niespodziewanie dla brunetki, obrócił ją na brzuch.
- Przepraszam. - powiedział, choć na dobrą sprawę nic się jej nie stało. W końcu tylko przeturlała się przez mięciutki materac, jednak wolał nie prowokować swoim zachowaniem kolejnej kłótni.
Silas
Dlatego też Silas wolał nie poruszać tych tematów, dopóki nie było to absolutnie konieczne. Choć musiał szczerze przyznać, że nieco drażnił go fakt, że An praktycznie w ogóle nie jest zainteresowana wyborem miejsca, daty, ani kościoła, w którym mają się pobrać, nie mówiąc już o tym, że nawet nie zaczęła szukać sukni.
OdpowiedzUsuńMężczyzna nie chciał, żeby byli jedną z tych par, które odwlekają ślub latami, żeby ostatecznie w ogóle go nie wziąć, a zaczynał mieć obawy, że do tego właśnie dąży jego narzeczona i wcale mu się to nie spodobało.
Nie ze względu na coś tak prymitywnego, jak wspólne nazwisko, czy poczucie, że po ślubie dziewczyna będzie tylko jego. Chodziło tu głównie o tę sferę uczuciową, jak i o prawne aspekty, które pociągało za sobą małżeństwo, takie jak kwestie dziedziczenia, czy głupi fakt, że gdyby coś się stało któremuś z nich, to szpital nie ma obowiązku udzielać informacji byle narzeczonemu. Narzeczony to w końcu nie rodzina i nie ma wpływu na decyzję lekarzy.
Jednak przez jej uwagi nie był w stanie odsunąć od siebie nieprzyjemnych tematów, nawet, jeśli chwilowo miał ciekawsze rzeczy do roboty, niż rozpamiętywanie starych rozmów i tego, dlaczego Anaya nic nie robi w kwestii ich ślubu.
Głównie przez roztargnienie potraktował ją trochę bardziej szorstko niż zazwyczaj, a fakt, że nawet nie raczyła mu odpowiedzieć utwierdził Silasa w przekonaniu, że i ona nie była w najlepszym nastroju. Miała rację, chcieli tylko rozładować fizyczne napięcie nawet, jeśli to o wiele bardziej niebezpieczne, roztaczające się na płaszczyźnie emocjonalnej, ciągle wisiało w powietrzu.
Znów chwycił ją w pasie, z tym, że tym razem obiema rękami, bo w ten sposób o wiele łatwiej mu się w nią wchodziło. Znał ją jednak wystarczająco długo, aby wiedzieć, że uprawianie seksu na pieska nie należało do jej ulubionych rozrywek. W końcu brunetka lubiła jego bliskość o wiele bardziej, niż nawet najdziwniejsze łóżkowe wyczyny, dlatego po krótkiej chwili wsunął dłonie pod jej brzuch i dźwignął ją całą, aby podniosła się z pościeli do klęczek i przylgnęła plecami do jego torsu, ani na chwilę nie zaprzestając penetracji.
Urażony, w przypadku Silasa było zdecydowanie złym słowem. Był raczej skrzywdzony, czy nawet przygnębiony tym wszystkim, ale nie był to powód, aby wyżywać się na niej w takiej chwili.
Jedną dłonią ścisnął jej nabrzmiałą z podniecenia pierś, a drugą zsunął do łechtaczki, żeby dać jej jeszcze więcej przyjemności. Sam wtulił głowę w jej ramię, co jakiś czas wydając z siebie miły dla ucha pomruk zadowolenia, choć w głębi duszy modlił się, żeby dziewczyna doszła przed nim, bo inaczej nie dałby sobie ręki uciąć za to, że faktycznie da radę się powstrzymać i nie skończyć w niej.
Silas
Oczywiście, że ich ślub miał być na całe życie. Goldman nigdy nie przyjmował do wiadomości, że miałoby być inaczej. Nie oświadczasz się komuś, jeśli nie jesteś absolutnie pewien, że chcesz z tą osoba spędzić resztę życia, w zdrowiu i w chorobie, w szczęściu i w nieszczęściu i że cię nie opuszczę aż do śmierci.
OdpowiedzUsuńI trzymał się tego kurczowo nawet mimo faktu, że nie byli jeszcze małżeństwem.
Szczerze powiedziawszy nigdy nie zastanawiał się nad tym, czy będzie dobrym mężem, czy się na niego nadaje. W końcu chłopak, który odwiedza swoją dziewczynę czy narzeczoną, a mężczyzna, który na jest związany z żoną ślubami, przysięgami i często kredytem hipotecznym to dwa różne światy. To, że jakaś para się dogaduje, nie oznacza od razu, że będą dobrym małżeństwem. Pewnie, gdyby zaczął zastanawiać się nad ich wspólnym życiem pod tym kątem, sam zacząłby panikować. A najgorsze było to, że przecież w końcu nadejdzie dzień, w którym obudzi się i zacznie zastanawiać, czy taki nerwus jak on na pewno jest dobrym kandydatem na męża dla kogokolwiek, a co dopiero dla kogoś tak wymagającego jak An.
Jakby zareagował? Pewnie by się zdziwił. Silas był... natrętny. Nie wścibski, ani zaborczy, po prostu natrętny, z czego nie do końca zdawał sobie sprawę. Lubił spędzać czas z Anayą i często zdarzało się, że wpraszał się gdzieś, gdzie nie do końca powinien, jak odwiedzając ją w pracy. Dlatego zawsze był bardzo dobrze poinformowany o tym gdzie jest, co robi i z kim. Nie przez zazdrość, czy nieufność, Goldman zwyczajnie... taki był. Dlatego, gdyby dowiedział się, że za jego plecami zdążyła kupić, czy zamówić suknię, a nawet mieć już kilka przymiarek, pewnie dość mocno by go to zszokowało.
Wypuścił ją z objęć po tym, jak doszła. Sam potrzebował jeszcze krótkiej chwili stymulacji, żeby osiągnąć orgazm, bo zważywszy na ich nastrój, nie liczył na pomoc An. Przynajmniej zdążył sięgnąć po chusteczkę higieniczną, leżącą na stoliku nocnym, dzięki czemu udało mu się uniknąć ubrudzenia pościeli.
Zgniótł, definitywnie zużytą chustkę w dłoni, ale nie powiedział nic w kierunku swojej narzeczonej. Przynajmniej z początku. Ich związek różnił się od pozostałych tym, że nawet, gdy Silas chciał skazać brunetkę na mękę milczenia, zwyczajnie nie mógł tego zrobić. Dał sobie kilka minut na uspokojenie oddechu, po czym wstał i wolną ręką wyjął z szafy czysty podkoszulek. Było późno i i tak mieli niedługo położyć się spać, więc bezcelowym byłoby ponowne, w przypadku Anayi, bardzo mozolne ubieranie się.
Nachylił się nad łóżkiem i trochę wbrew sobie pocałował ją w czubek głowy, wsuwając w jej dłoń koszulkę.
- Skoczę pod prysznic, okej? - spytał, choć wcale nie oczekiwał jej zgody.
Jednak nie mógł pominąć tej relacji, bo byłoby to dość okrutne wobec dziewczyny, która i tak była już skołowana nowym otoczeniem, żeby jeszcze zostawiać ją w niepewności, co do tego, czy poszedł tylko do łazienki, czy w ogóle w cholerę.
Przez krótką chwilę miał wrażenie, że sprzeczne emocje, które wywołały w nim jej słowa nieco spuściły z tonu, ale tylko mu się zdawało. Dobre dziesięć minut stał pod prysznicem, z czołem przyciśniętym do zimnych kafelek i zastanawiał się, co zrobił źle?
Nie mógł jednak spędzić w łazience reszty wieczoru, jak nieszczęśliwie zakochana nastolatka.
Kiedy wreszcie postanowił wyjść do świata i nie była to przenośnia, skoro An była całym jego światem, zastał ją dokładnie w tym samym miejscu, gdzie ostatni raz się widzieli.
Różnica była tylko taka, że teraz była ubrana w jego koszulkę, którą wcześniej jej podał. Nie wiedział, czy siedziała tak przez cały czas, czy może była się przejść, co wcale nie było takie wykluczone, ale nie miał nastroju, żeby ją o to wypytywać. Zamiast tego, usiadł obok niej na materacu i delikatnie ścisnął jej dłoń.
- Zaprowadzić Cię do łazienki? - spytał tylko, zupełnie nieskory do jakichkolwiek towarzyskich pogaduszek, jakie lubili sobie czasem ucinać przed snem. Nie tym razem.
Silas
[Myślę, że jeden telefon nie zrobiłby na nim wielkiego wrażenia. Co innego, jakby to trwało w czasie i na dodatek usłyszałby jakieś niepokojące plotki, że An się prowadza po mieście z obcym mężczyzną. Wtedy na pewno. Właśnie myślę o tym, żeby zrobić teraz taki przeskok, bo jak zaczynałyśmy wątek był początek grudnia i dobrze by było opisać wszystkie wydarzenia z tego okresu w formie takiego prologu przed następnym wątkiem, kiedy to mieli się wreszcie tak poważnie pokłócić.
OdpowiedzUsuńW sensie, myślałam, żeby zacząć wątek od 1 stycznia, zaraz po sylwestrze. Anaya zjadłaby jakąś zepsutą sałatkę, przyniesioną przez gościa i rano zrobiłoby jej się niedobrze, w dodatku spóźniałby jej się okres i od razu połączyłaby to w jedną całość. Silas za to by się gotował, bo od kilku tygodni słyszałby od wszystkich na około, że brunetka ma nowego "przyjaciela", z tym, że ona do tej pory mu go nie przedstawiła, więc od razu zacząłby snuć czarne scenariusze i mogłoby się zrobić dość nieprzyjemnie.
Pasuje Ci taki pomysł? Czy chcesz jeszcze jakiś wątek poboczny, pomiędzy obecnym, a tym, który i tak nas czeka? ;>]
Gdy dziewczyna wyszła z łazienki Silas już głęboko spał, zbyt znużony natłokiem wrażeń, żeby udało mu się utrzymać na nogach. Jak się okazało, wyszło mu to na dobre, bo rano czuł się już o niebo lepiej i udało mu się jakoś przełamać lody z Anayą, która następnego wieczora nawet zaczęła się do niego uśmiechać. Nie poruszył co prawda drażliwych dla obu tematów i wiedział, że to źle, bo takich rozmów będzie jeszcze setki, ale z drugiej strony nie chciał psuć humoru przed świętami ani sobie, ani jej. W końcu Silas jak nikt inny czekał na Święta Bożego Narodzenia.
OdpowiedzUsuńLos jednak nie był dla mężczyzny szczególnie łaskawy. Silas żartował, że to wszechświat mści się za jego grzechy, choć w obecnej sytuacji nikomu do śmiechu nie było.
W poniedziałek wrócił do mieszkania późnym wieczorem, zastając tam An i jej siostrę, które rozkoszowały się lampką wina po rozpakowaniu pierwszej skromnej porcji rzeczy starszej z sióstr Jorgen. Usiadł wtedy z nimi, prosząc o napełnienie kieliszka i zaczął narzekać na ból pleców.
We wtorek rano nie mógł już wstać z łóżka.
Anaya była w pracy, zresztą w takiej sytuacji ona na niewiele by mu się zdała, dlatego od razu zadzwonił do swojej siostry, która ku rozpaczy samego Silasa zawiozła go prosto na pogotowie. Diagnoza nie była o tyle straszna, co po prostu dołująca dla Goldmana – ostre zapalenie nerek.
Przeleżał w szpitalu trzy dni, po czym wypisał się z niego na własne żądanie ku rozpaczy rodziców, Natashy i oczywiście Anayi, która najchętniej palnęłaby go w łeb czymś ciężkim za tak haniebną niesubordynację.
Choć dla Silasa nie było większej różnicy, czy przebywał w szpitalu, czy w domu. I tak musiał przyjmować te same leki, a pielęgniarka przychodziła każdego dnia, żeby zaaplikować mu bolesny zastrzyk z antybiotykiem. Nie mógł za bardzo chodzić, dlatego codzienne spacery ograniczały się od sypialni do kanapy w salonie i z kanapy do łazienki, a i tak przy każdej z tych szalonych wędrówek miał ochotę usiąść na ziemi i popłakać się z bólu.
W dodatku nie mógł pracować, co doprowadzało go do szewskiej pasji, gdyż Silas nie był osobą, która lubi siedzieć bezczynnie i wymigiwać się od obowiązków zwolnieniem lekarskim.
Na domiar złego, co rusz ktoś pytał o nowego przyjaciela Anayi, z którym ponoć ta spędzała bardzo dużo czasu w pobliskich kawiarniach, a o którym, jak widać, Goldman dowiedział się jako ostatni.
Nawet próbował sobie wmawiać, że to nic takiego, że może nie chce przedstawiać znajomemu swojego narzeczonego, który jest uziemiony na kanapie z 40 stopniową gorączką i bólem w miednicy tak palącym, jakby ktoś ściskał mu podbrzusze imadłem.
Niestety, bądź i staty, Silas nigdy nie był kimś, kto łatwo się poddaje. Dlatego, znosząc katusze i poty i tak przygotował tą swoją wymarzoną kolację wigilijną dla obu rodzin, pomimo zapewnień, że nie musi się przemęczać. Jego choroba nie była zaraźliwa, więc spokojnie mógł przyrządzić posiłek dla ośmiu osób. W samą wigilię był wykończony, ale przynajmniej szczęśliwy, że wreszcie dopiął swego.
I musiał nawet przyznać, że spędził święta w miłej atmosferze. Nawet matka Anayi była jakaś bardziej znośna, a do Sylwestra był już niemal całkiem zdrowy.
Niemal, bo ustąpiły jedynie objawy. Zastrzyki i tabletki i tak musiał nadal przyjmować, przez co musiał odmówić sobie tej tradycyjnej lampki szampana w sylwestrową noc.
UsuńAnaya nie lubiła tego święta. Wiedziała, że ludzie się na nie cieszą, bo mogli pooglądać na niebie fajerwerki, ale ona nie mogła ich zobaczyć. Dla niej ten dzień był tylko pełen irytujących świstów, głośnych wybuchów i smrodu prochu strzelniczego, unoszącego się w powietrzu. Dlatego od lat noc Sylwestrową spędzali w ten sam sposób: zapraszali najbliższych przyjaciół i do północy spędzali czas jedząc przyniesione przez każdego z gości potrawy, rozmawiając i słuchając muzyki, która choć częściowo zagłuszała huki za oknem. Na spokojnie, ale miło.
Przed północą przyjaciele Silasa i Anayi wspólnie udali się do centrum miasta, aby pooglądać pokaz fajerwerków, za to gospodarze imprezy zostali na swoim. Goldmanowi nie przeszkadzał fakt, że nie może iść ze wszystkimi pooglądać pokazu sztucznych ogni. Wątpił, czy Ana zdołałaby wytrzymać ten hałas, gdyby znalazła się w pobliżu jego źródła, dlatego ten czas zazwyczaj poświęcali, żeby podzwonić do rodziny i złożyć życzenia także sobie nawzajem.
Po prawdzie musiał przyznać, że chował gdzieś głęboko w sobie nadzieję, że ten jej tajemniczy przyjaciel pojawi się jako zaproszony gość, ale wśród przyjaciół brunetki nie było żadnego mężczyzny, prócz Giorgio, ale przecież znał go od lat. I nie o nim plotkowano tak zawzięcie, to wiedział na pewno.
Dlatego jego noworocznym postanowieniem było porozmawiać z narzeczoną o tym, czy przypadkiem ostatnio nie przyprawiła mu rogów, choć temat był trochę… trudny. I z pewnością nie planował zaczynać go już pierwszego stycznia, ale los bywa przewrotny.
Wstał nawet wcześniej niż zazwyczaj, może dlatego, że ostatniej nocy nie wypił nawet pół łyżeczki alkoholu.
Od razu zaczął ogarniać mieszkanie, które po ich wczorajszej imprezie wymagało solidnego sprzątania. Nie wiedząc, od czego powinien zacząć, wziął się za brudne naczynia, upychając, ile się dało w zmywarce, a resztę pucując na błysk ręcznie. W pewnym momencie usłyszał pospieszne kroki dochodzące zza jego pleców, ale nie zwrócił na nie większej uwagi. Przez miesiąc Anaya zdążyła już opanować rozkład pomieszczeń i bezbłędnie trafiała do celu, więc nie było potrzeby prowadzić jej za rękę.
Kiedy wyszła z łazienki, obejrzał się przez ramię na jej nieco zmęczoną twarz.
- Wstajesz już, czy wracasz do łóżka? – zagadnął, wracając do zmywania szklanek. – Jeśli to nie problem, możesz uprzątnąć ze stołu i blatu w kuchni te wszystkie papiery? Zabrałem stamtąd wszystkie niebezpieczne przedmioty, nie musisz się bać – odparł, bo w tym momencie każda pomoc byłaby mile widziana.
Silas
[Nie przejmuj się tym ;)]
OdpowiedzUsuńSam zainteresowany musiał być akurat w kuchni, bo podobnego pytania z niczyich ust nie usłyszał. W innym przypadku pewnie jakoś by zareagował, albo, co gorsza, po wyjściu gości znów zaczęliby się o to kłócić.
Mężczyźnie nie przeszkadzało za to, że jego przyszła teściowa choć raz trzymała gębę na kłódkę. Mówi się, że to tylko przesąd i filmowy żarty z upierdliwością starszych wersji naszych drugich połówek, ale szczerze powiedziawszy, Silas nie wyobrażał sobie, żeby Anaya stała się kiedyś idealną kopią swojej upierdliwej matki.
Nic nigdy jej się nie podobało, a już najbardziej nie podobał jej się Silas, który jak zwykle robił wszystko nie tak jak trzeba. Już i tak był wystarczająco mocno poirytowany, gdy przez telefon nakazała An wynieść się z jego mieszkania, dopóki Goldman nie wyzdrowieje, żeby przypadkiem czegoś od niego nie złapała i na nic zdały się tłumaczenia, że zapaleniem nerek w żaden sposób nie da się zarazić.
Może dlatego jej milczenie było takie kojące? Bo w obecności Silasa głównie skupiała się na krytykowaniu go, a mężczyzna szczerze wątpił, czy odważyłaby się na taki manewr mając naprzeciw siebie Hamiltonów, którzy z pewnością sprzeciwiliby się krytykowaniu swojego syna.
- Zajmie ci to góra pięć minut - rzucił z uśmiechem, bo nie miał nic przeciwko, żeby odespała sobie jeszcze tych kilka godzin. Wiedział, że ostatni wieczór był dla niej stresujący, dlatego zrozumiałym była głębsza potrzeba snu.
Na jej rewelację nie zareagował tak, jak się tego spodziewała. W normalnych warunkach pewnie by się ucieszył. Nie powiedziałby jej tego, ale byłby szczęśliwy.
Wszystko komplikowały jej kłamstwa i potajemne schadzki z jakimś obcym facetem, przez które miał obecnie zupełnie inne obawy niż to, czy wózek dziecięcy zmieści się do windy.
Jednak ku zaskoczeniu samego siebie, zachowywał się normalnie. I dość spokojnie, jak na potencjalnego rogacza.
- Naprawdę? - spytał, nie zaprzestając wykonywania wcześniej rozpoczętej czynności. - Idź do salonu, zaraz przyniosę Ci miętę na żołądek i porozmawiamy.
Głównie zależało mu w tym momencie na tym, żeby pozbyć się jej z pomieszczenia i na spokojnie sobie wszystko przemyśleć, żeby nie palnąć jakiejś kompletnej głupoty.
Skończył układać swoją bezcenną zastawę w szafkach, w międzyczasie wstawiając wodę na gaz. Zalał wrzątkiem miętę dla Anayi i lekką herbatę dla siebie. Dziś również musiała odwiedzić go pielęgniarka i miał nadzieję, że zdąży się uwinąć z tą rozmową przed jej przyjściem.
- To raczej mało prawdopodobne, żebyś była ze mną w ciąży. - zaczął na wstępie, stawiając kubek z ciepłym napojem na stoliku przed nią i nakierowując jej rękę na jego strukturę. Nie potrafił w to uwierzyć, a przynajmniej w tę część, że to właśnie jego dziecko. - ale jak się uprzesz, to mogę pójść do apteki i kupić test. - dodał po chwili namysłu. Nie miał pojęcia, co zrobiłby, gdyby naprawdę była w ciąży. Wiedział tylko, że bez względu na to, jak bardzo ją kochał, nie dałby rady wychować nie swojego dziecka, a zważywszy na jej zachowanie ostatnimi czasy, miał prawo podejrzewać, że jego ukochana nie jest taka święta, jak mu się zawsze wydawało.
Silas
Nie oczekiwał od niej deklaracji, zapewnień, czy czegoś, co mogłoby w jakikolwiek sposób narobić mu płonnej nadziei. Była zaręczona. Nosiła na palcu ten ładny pierścionek, który informował jego i resztę świata, że była niedostępna dla niego i reszty męskiego świata. Nawet nie wiedział jak ten jej facet miał na imię i kim był. Nie rozmawiali o nim zbyt wiele, a jeśli już, to An mówiła o nim "mój narzeczony", w opinii Jasona na każdym kroku zaznaczając, że jest zajęta, jak gdyby był dla niej natrętny, a ona nie wiedziała jak się go pozbyć.
OdpowiedzUsuńNigdy nie trwaj w czymś czego nie jesteś pewien.
Co to, do cholery miało znaczyć? Co ona mu chciała przez to powiedzieć? Za kogo go uważała?! Nie wiedzieć czemu, nagle poczuł się zirytowany o wiele za bardzo niż powinien. Miał ochotę wyjść i iść w cholerę, ale siedział, nie szczędząc sobie grymasu, bo An i tak nie mogłaby tego zobaczyć. Mimika twarzy nie była problemem. Cały szkopuł polegał na tym, by nie zdradzić się poprzez ton i natężenie głosu.
Odetchnął, uspokajając w pewnym stopniu swoją frustrację.
-Nie sądzę bym miał delikatną duszę. Delikatność po prostu nie leży w mojej naturze, wiesz? Tak już zostałem skonstruowany. Kobieta też póki co jest bytem, na jakim nieszczególnie mi zależy. Nie umiałbym tak jak ty związać się w tak młodym wieku i trwać przy jednej kobiecie, tak jak ty trwasz przy swoim narzeczonym, bo za kilka lat mógłbym stwierdzić, że ominęło mnie zbyt wiele rzeczy, porzuciłem zbyt wielu ludzi, którzy mogli stać się najważniejsi w moim życiu. Nie wiem czy rozumiesz, ale ja właśnie tak o tym myślę, a jednocześnie nie chcę cię obrazić - powiedział, skupiając się o wiele bardziej na swoim głosie, niż na słowach, które wypowiadał. Pozwolił płynąć im prosto z serca. Taka była właśnie prawda.
Na moment zamilkli, jednak po chwili Jason znów się odezwał:
-Jeśli kiedykolwiek uznasz, że jestem natrętny, albo się narzucam, to powiedz mi o tym, dobrze?
To pytanie było nagłe, zaskakujące, nijak pasujące do tego co powiedział przed chwilą. Jednak potrzebował zapewnienia, że nie będzie zmuszać się do jego towarzystwa, chociaż w głębi duszy będzie marzyć, by już sobie poszedł i przestał zamęczać ją swoją obecnością.
[Krótko i strasznie. Przepraszam.]
Jason Lahane
Sam Goldman dziwił się swojemu spokojowi. A może nie był to spokój, a zwykła cisza przed burzą? Chociaż nie. Jednak nie.
OdpowiedzUsuńSilas umiał się wkurzyć. Właściwie wściekał się cały czas i to na wiele, nawet pozornie obojętnych rzeczy. Tym bardziej umiał krzyczeć, co najbardziej doskwierało innym kucharzom w restauracji, bo wszystko, co nie było idealne, było według Silasa złe i swojego niezadowolenia nie miał zamiaru ukrywać.
Ale na Anayę jakoś nigdy nie umiał krzyczeć. A przynajmniej nie w taki sposób, w jaki robił to w normalnych, niesprzyjających okolicznościach. Pewnie, wkurzał się, podnosił głos, ale i tak nie krzyczał. Nie chciał tego, bo przecież ją kochał, niezależnie od tego, jak wielką krzywdę mu wyrządziła.
Może nie znikała na całe dnie, ale z drugiej strony okłamywała go i to od bardzo dawna i sama powinna zdawać sobie sprawę z wagi swoich słów. Ostatecznie niewinni ludzie nie kłamią, a czemu miałaby przed nim ukrywać zwykłego przyjaciela?
Nie miało to najmniejszego sensu, szczególnie, że Silas nigdy nie miał nic przeciwko temu, żeby Ana przebywała w towarzystwie innych mężczyzn. O ile rzecz jasna mu o tym mówiła i cokolwiek o nich wiedział.
Nie zareagował, kiedy wybiegła do łazienki. Są takie chwile w życiu kobiety, w które żaden mężczyzna nie powinien ingerować i nie miał zamiaru łamać żelaznej zasady. Szczególnie, że nie był w nastroju, żeby się nią opiekować i martwić każdą drobnostką.
Wysłuchał jej wybuchu w milczeniu, zastanawiając się, dlaczego właściwie to ona się wścieka? To przecież Silas był tym poszkodowanym, a jej reakcja tylko utwierdziła go w przekonaniu, że jego narzeczona ma coś za uszami. Nie zdenerwowałaby się przecież o kilka słów aż tak bardzo, gdyby nie podejrzewała, co blondyn ma na myśli. A przecież nie zarzucił jej wprost, że go zdradziła. Powiedział jedynie, że to mało prawdopodobne, że jest z nim w ciąży, nie dodając przy tym, że zwyczajnie mogła złapać grypę od pacjenta, albo zjeść coś, co jej zaszkodziło. Choć tych ostatnich sugestii nie dodał, żeby przekonać się, jak brunetka zareaguje i tym bardziej był teraz pewny co do tego, że jego An ma kochanka o którym, co gorsza, Silas dowiedział się od przyjaciół.
Poszedł za nią, kiedy wybiegła do sypialni i w milczeniu spoglądał, jak nerwowo wyciąga ubrania z szafy.
- Nie powiedziałem, że podejrzewam Cię o zdradę. Może po prostu jesteś chora. To miałem na myśli. Ale skoro pierwszą myślą, jaka wpadła Ci do głowy to... jak to ładnie ujęłaś... puszczanie się na lewo i prawo, to może faktycznie coś w tym jest? - spytał, opierając się o framugę drzwi i ze smutkiem obserwując jej rosnącą złość. - wiem o tym facecie z którym spotykasz się za moimi plecami.
Silas
[Hej, hej :) My coś piszemy, czy masz mnie już dość? :D]
OdpowiedzUsuńSilas
[Za bardzo się przejmujesz, a ja nadal nie wiem po co ;p]
OdpowiedzUsuńNie zamierzał jej zatrzymywać, tak jak i nie zamierzał za nią iść. Z nich dwojga, to i tak on był tym bardziej zdenerwowanym i co ważniejsze - wkurzonym.
Szczególnie, że zachowywała się jak dziecko, zamiast stanąć z nim twarzą w twarz i wytłumaczyć dlaczego go okłamywała. Musiał się chyba pogodzić z faktem, że ma zamiar poślubić kobietę, która zawsze będzie uciekać przed trudnymi sytuacjami,
Według niego ta izolacja dobrze im zrobiła. Nie czuł potrzeby, żeby rozpaczliwie do niej wydzwaniać, czy szukać kontaktu. Może na początku ich związku czasem tak robił, ale prawda jest taka, że im dłużej z kimś jesteś, tym coraz lepiej rozumiesz zachowanie drugiej osoby i jesteś w stanie przewidzieć jej działania.
Właściwie ich pierwsza rozmowa po kłótni była bardzo naturalna, choć chłodna. Nie chciał jej przepraszać, ani prosić, żeby wróciła do domu, bo nie uważał, żeby miał powód, aby czuć się winnym. Zapytał jedynie jak się czuje. Tak, jak podejrzewał, nie była w ciąży, była to tylko jej kolejna wyimaginowana obawa, choć z jednej strony i jemu w tym przypadku ulżyło. Przynajmniej nie będzie się gryźć tym, czy to na pewno jego dziecko.
Koniec końców i tak musieli w końcu spotkać się i porozmawiać. Na spokojnie, jak dorośli ludzie, bez krzyków, płaczów i trzaskania drzwiami. Przeprosiła. Obiecała, że więcej tego nie zrobi.
Ale i tak, czy tego chciała, czy nie, mocno nadszarpnęła zaufanie Silasa takim, a nie innym zachowaniem.
Nie widział jednak sensu w tym, żeby miesiącami chować urazę. Jako małżeństwo będą musieli jeszcze przejść przez tysiąc innych, o wiele poważniejszych problemów, dlatego dla własnego dobra postanowił odpuścić ten jeden raz i nie drążyć tematu.
Silas bywał nadopiekuńczy. Nawet, jeśli bardzo starał się z tym maskować, to opieka na drugim człowiekiem sprawiała mu jakiś rodzaj przyjemności. I mimo, że kończył pracę późno w nocy i tak zawsze wstawał o siódmej rano, żeby przygotować Anayi kanapki i drugie śniadanie do pracy. Lubił to robić, szczególnie, że przez swój wyczulony smak niewiele potraw jej smakowało. Wszystko musiało być doskonałe, nawet głupia kanapka na talerzu. Goldman sam musiał przyznać, że tylko dzięki niej doszedł do kulinarnej perfekcji, w innym przypadku pewnie nie przejmowałby się aż tak bardzo, czy marchewka jest pokrojona w równe kosteczki, a sałatka przyprawiona z odpowiednią wyrazistością.
Często jednak budził się niepotrzebnie, w dni, które oboje mieli wolne i żadne nie zrywało się z łóżka bladym świtem. Jego narzeczona pod tym względem była sporym śpiochem, więc fakt, że o tak wczesnej porze była już na nogach trochę go zdziwił.
- Okej, wytłumaczmy sobie jedno. Będę robił, co mi się żywnie podoba! - zamanifestował ostentacyjnym tonem. Silas jak nikt inny lubił żarty na temat "silnych i niezależnych kobiet", może dlatego, że sam siebie uważał, za męską kurę domową i dla żartu często utożsamiał się z feministycznymi hasłami.
Oczywiście, że zauważył, że coś jest nie tak. Po prostu wolał nie pytać o to wprost, szczególnie, że brunetka nie była kimś, kto potrafi milczeć całymi dniami. W końcu i tak mu powie.
- Zrobić Ci śniadanie?
Silas
[<3]
OdpowiedzUsuń[Mogę prosić, abyś sprawdziła maila?]
OdpowiedzUsuń