raz jeszcze: to mnie nie dotyczy, nie czuję się dotknięty,
gdy muszę szeptać swoją spowiedź poprzez kratki
rubryk ankiety, z ulgą wpisuję dużymi
literami NIE DOTYCZY, gdy mnie pytają o
przeszłe, obecne i przyszłe poglądy,
sam siebie rozgrzeszając, daję sobie słowo,
że w nic się nie dam wplątać, że nie powiem słowa,
więcej niż to konieczne, bo ostatnie słowo
i tak mają silniejsi, mnie to nie dotyczy
gdy muszę szeptać swoją spowiedź poprzez kratki
rubryk ankiety, z ulgą wpisuję dużymi
literami NIE DOTYCZY, gdy mnie pytają o
przeszłe, obecne i przyszłe poglądy,
sam siebie rozgrzeszając, daję sobie słowo,
że w nic się nie dam wplątać, że nie powiem słowa,
więcej niż to konieczne, bo ostatnie słowo
i tak mają silniejsi, mnie to nie dotyczy
Stanisław Barańczak — „To mnie nie dotyczy”
wyciąga aseksualizm do ostatecznej granicy absurdu, szlifuje język i biżuterię, 23 lata permanentnego marazmu i defetyzmu
________
Nie odpowiadam na głupoty i (ponoć) gryzę.
Alain Delon na zdjęciu, link w tekście pod nim.
Nie odpowiadam na głupoty i (ponoć) gryzę.
Alain Delon na zdjęciu, link w tekście pod nim.
[Uwielbiam Barańczaka, przychodzę więc za niego pochwalić. Wątek również mogę zaproponować, chociaż niczym nie poczęstuję. Romek to najmniej prawdopodobny klient jubilera.]
OdpowiedzUsuń[Skoro język szlifuje, to może kiedyś wpaść do M po pomoc. Chociaż kwalifikacji do nauczania nie ma, wiele języków ma obcykane do perfekcji.]
OdpowiedzUsuńM.L.
[ Witam serdecznie i jak będzie ochota na wątek do zapraszam do Elysse ;3 ]
OdpowiedzUsuńa nazwisko mi się kojarzy z tym przystojnym siatkarzem <3
Usuń[Dzień dobry, tylko powitać przyszłam i zachwycić się imieniem, bo sama chciałam, ale mi nie pasowało. No to cześć :)
OdpowiedzUsuńOczywiście jeśli masz jakiś pomysł to wpadaj, ja niestety nigdy nic wymyślić nie potrafię :(]
Vico
[Sama zastanawiałam się nad postacią aseksualną, których nie widzę na grupowcach. Łączą ich języki, witam.]
OdpowiedzUsuńAndrea R.
[Zabawne jest to, że sześć osób czytało i nie wyłapało, a rzeczywiście razi. Dziękuję.]
OdpowiedzUsuńDoskonale zna kwaśny smak uczucia, kiedy robi coś, czego nie zrobi z pełną świadomością obecnej w owym stwierdzeniu prowokacji. To silniejsze od niego, bo choć mniej wygórowane podpuchy zbywa drwiną, ich przeciwieństwa jednak są wyzwaniem, które ugruntowało jego teraźniejsze życie. Analizę swojego zachowania dopuszcza tylko do tego momentu, dwie myśli dalej mogłyby się okazać zbyt niebezpieczne, a on tak czy inaczej nie przerwałby tej serii absurdów. Bo stawki bywają kuszące.
- Dam tobie nawet całą paczkę, jeśli kogoś okradniesz. - Dłoń wędrująca w kierunku szeregu dziewiętnastu nowiutkich papierosów zatrzymuje się w połowie drogi, by kolejno bez entuzjazmu na powrót zanurkować w kieszeni luźnych spodni. - Wiedziałem, nawet ty nie zrobisz czegoś takiego.
Daje upust swojemu zirytowaniu poprzez wybicie schowanymi palcami krótkiego i szybkiego rytmu na swoim udzie.
- Cała paczka? - upewnia się, choć przecież nie o to tu chodzi. - Kogo? I z czego? - Poprzeczka musi być ustawiona odpowiednio wysoko, by zdecydował się na skok.
- Portfel. Tego pedała, który stał za mną w kolejce. - Zagląda przez wystawę sklepu monopolowego akurat w chwili, w którym rzeczony pedał chowa obiekt zainteresowania do tylnej kieszeni jeansów. W momencie, gdy nieznajomy mija ich, opuszczając lokal, spogląda na prowokatora i marszczy nos znosząc wydmuchnięcie nikotynowego dymu prosto w twarz.
A potem odwraca się i rusza za ofiarą potencjalnego rabunku. Sprawa nie jest w końcu niewykonalna. Wprawdzie spodnie są dość obcisłe, ale na deptaku panuje tłok, a mężczyzna ma przy sobie sporo pakunków. Omiata pobieżnym spojrzeniem otoczenie, stwierdzając, że zgrupowanie gapiów wokół ulicznego grajka to miejsce idealne, przyspiesza, dopiero w odległości półkroku od celu wyciąga rękę i...
Cały misterny plan szlag trafia. Kobieta z wózkiem decyduje się ich wyminąć, nie zważając na niedostateczną ilość miejsca, o czasochłonnym zabiegu przeprowadzanym przez Romka nawet nie wspominając. Polak wpada na swoją potencjalną ofiarę, a jego dłoń zamiast spotkać się z gładką strukturą skórzanego portfela ląduje na kieszeni go ukrywającej czy może prościej - na męskim pośladku. Szybko kalkuluje sytuację i doszedłszy do wniosku, że nic jego położenia nie pogorszy, szybkim ruchem pozbawia nieznajomego przyczyny całego tego zajścia. I jeszcze uśmiecha się bezczelnie, gdy tylko ich spojrzenia się zbiegają.
[Mam wielką słabość do imienia Dante <3 Przyszłam po wątek. Czy Dante potrzebuje przyjaciółki takiej jak Alison? Bo właśnie w takich relacjach bym ich w sumie widziała :D ]
OdpowiedzUsuńAlison Merrick
[Hej! :) Jejku, uwielbiam imię Dante dzięki "Innym zasadom lata".
OdpowiedzUsuńJestem chętna na jakiś wątek, ale wolę zaczynać niż wymyślać (jestem w tym raczej beznadziejna, tym bardziej przy tak nikłej ilości informacji, jakie można wyciągać z tutejszych kart), toteż jeśli masz jakikolwiek pomysł, nawet głupi lub banalny - wal śmiało.]
Zoey
[ Doskonały wybór według mnie. ]
OdpowiedzUsuń[ Ja Cilliana lubię (hłehłe, ale Delona bardziej), wizualnie też mi się podoba, chociaż uważam, że ma w sobie coś dziwnego. Skojarzenie słuszne, László jest Węgrem. ]
OdpowiedzUsuńLászló Tisza
[ Witam na blogu! Imię przypomina mi o tym, że mam czytać "Boską komedię"... Ale blog ważniejszy :D Udanej zabawy życzę! ]
OdpowiedzUsuńAdministracja/Claudia
[Zawsze mogliby też utknąć w windzie:) A jeżeli chodzi o Twoje propozycje, akcja z autobusem może być ciekawa.]
OdpowiedzUsuńM.L.
[Chyba, że tak, to wtedy zmienia postać rzeczy :D A pracownik - klient? Co masz na myśli?]
OdpowiedzUsuńAlison
[W takim razie dobrej zabawy życzę :)]
OdpowiedzUsuńVico
[ Dziękuję bardzo.:> Jeśli masz ochotę zapraszam do Cory lub Anayi. ]
OdpowiedzUsuń[Zdarza się, że wątki bigosowe bywają najlepsze.]
OdpowiedzUsuńAndrea R.
[Alison może przyjść kupić sobie jakiś ładny pierścionek i akurat będzie napad? Takie coś mi się tylko urodziło w głowie ]
OdpowiedzUsuńAlison
[Ach, wiedziałam, że coś mi umknęło, gdy ogarniałam zaległości.
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim jestem Ci bardzo wdzięczna za tak wyczerpującą opinię. Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałam się, że ktoś poświęci tyle uwagi moim wypocinom i jestem mile zaskoczona. Zdaję sobie sprawę, że w moich tekstach tkwią pewne niejednoznaczności, więc czasami wyłapanie sensu nie jest proste. Miałam też sporą przerwę w pisaniu i obawiałam się trochę, że przegięłam, budując go w ten sposób, ale chyba nie było tak źle. Dziękuję bardzo, i na koniec mogę chyba tylko dodać, że z reguły w inny sposób odpisuję w wątkach, a w inny piszę coś dłuższego, niemniej jednak mam nadzieję, że Cię nie zawiodę. I uwielbiam Cię za ten początek. Aż się łezka w oku zakręciła, gdy ktoś wpada tak z pełnymi rękami, a bez litanii ustaleń.]
Głowa oparta na łokciu ześlizguje się z niego niespiesznie i gdy w końcu ryzyko przywalenia nią w blat rośnie do poziomu niepokojącego, Lis prostuje się. Nie jest to jednak płynny ruch; poszczególne części ciała zdają się być uruchamiane w pewnych odstępach czasu, kręgi trzeszczą i skrzypią, świadomość wkracza dumnym, pełnym patosu krokiem. Przypomina uśpionego cyborga, który reaguje na czyjąś obecność Albo na otwarcie drzwi, ale to byłoby zdecydowanie mniej praktyczne. Powieki unoszą się niczym czerwona kurtyna, gdy nagle coś zmusza je do gwałtownego opadnięcia. Tym z początku niesprecyzowanym czymś okazuje się być hałaśliwa reakcja obuwia na zbyt bliskie spotkanie z podłogą. Jasnowłosa zerka uważniej w kierunku źródła dźwięku. Przybysz nie wygląda na przesadnie zadowolonego z panujących warunków atmosferycznych, które kłamliwa pani pogodynka tak żarliwie zachwalała jeszcze wczoraj wieczorem.
Wzrok odruchowo wędruje na wychudzoną – jak portfele po świętach i nocy sylwestrowej – listę seansów. Wybór nie jest wielki, a rzeczonej komedii towarzyszą do bólu przewidywalny kryminał i ciągnący się jak mordoklejka dramat wojenny, więc jasnowłosa i tak ma dylemat. Kątem oka spogląda na mężczyznę i to dobitnie utwierdza ją w przekonaniu, że powinna sprzedać mu bilet na dramat, jednak wyjątkowo nie ma ochoty skazywać nikogo na tę mentalną agonię.
Półuśmiech ledwo pojawia się na jej twarzy, a już zdaje się topnieć, sine podkówki pod oczami ciemnieją jeszcze bardziej, wymownie zdradzając, że niewiele czasu spędziła w objęciach Morfeusza. Przetrwanie kolejnych trzech godzin zmiany wywołuje tylko zrezygnowane opuszczenie wzroku, jednak za wszelką cenę stara się trzymać fason, choć zmęczenie morduje profesjonalizm wyjątkowo brutalnie.
– Cóż, nawet po pominięciu komedii romantycznej, lepiej bawiłby się pan, obserwując to, co jest za oknem niż marnując pieniądze na te, hm, „arcydzieła” – stwierdza, doskonale zdając sobie sprawę, że teoretycznie jest zwolniona. Na szczęście tylko teoretycznie. – Ale w zamian mogę podać ręcznik. I popcorn.
Lisbeth
[Andrea ma nieznośną kuzynkę, która przez parę powodów wyciąga od niego pieniądze. Zaciągnęła by go na zakup jakiegoś pierścionka, naszyjnika czy jakiejkolwiek innej dupereli patrząc tylko na jak najwyższą cenę, przy tym głośno narzekając i uprzykrzając dzień wszystkim pracującym. Tylko teraz nie wiem, jaka byłaby w tym rola Dantego; ten pomysł to kompletny spontan, bo dosłownie przed chwilą starałam się koncentrować na językach, które wydają mi się jedynym haczykiem między nimi.
OdpowiedzUsuńTak na marginesie, Foo Fighters, whoa.]
Andrea R.
Musiał zacisnąć zęby i jakoś przetrwać te parę godzin, podczas których kuzynka ciągnęła go po najprzeróżniejszych sklepach marnując nie tylko jego pieniądze, ale i cenny czas. W gruncie rzeczy, naprawdę nie kupił jej prezentu na święta - A: bo wyjechała na te parę tygodni do Australii, mając głęboko w poważaniu koncepcję rodziny i B: według Romagnoliego, ona dla niego do tej rodziny wcale nie należała - ale oboje wiedzieli, że chodziło o coś głębszego, poważniejszego i jeszcze nie zakopanego w pamięci, jak powinno było być zrobione. Ginevra zdawała się być mistrzynią wykorzystywania ludzi chociaż Andrea wiedział, że pewnego dnia byłby w stanie odwdzięczyć się jej za wszystkie uprzejmości; do tego momentu, niestety musiał brać głębokie oddechy starając się nie zrobić czegokolwiek, co przekreśliłoby ich niekorzystną dla niego umowę i pogorszyło sytuację.
OdpowiedzUsuńJubiler na początku nie wydawał się aż tak złym pomysłem, jednak okazało się że w oczach dziewczyny pierścionki i naszyjniki wcale nie różniły się tak bardzo od sukienek. Na temat każdej wystawy miała coś do powiedzenia, skomentowania i coś, co jej kompletnie nie pasowało. Żaden z drogocennych kamieni zdawał się nie trafiać w jej gusta i mężczyzna wiedział, że jego kuzynka potrafiła przytrzymać przy życiu taką scenę przez dłuższy czas, a on w żadnym wypadku nie miał nic do powiedzenia.
W poprzednich sklepach mógł niemalże poczuć na sobie oczy osób dookoła nich, które zapewnie szufladkowały go jako bogatego chłopaczka ładnej, ale kompletnie zdesperowanej psychofanki. Tutaj było nieco lepiej: oprócz ich dwójki była tu tylko inna klientka, a Andrea znalazł prędko więcej ulgi w jej słowach, niż w tych dziewczyny z którą był. Tak naprawdę nie słuchał kompletnie konwersacji między nieznajomą, a sprzedawcą, wyłapywał od czasu do czasu parę słów: był to raczej sposób odprężenia umysłu, niż podsłuchiwania rozmowy, bo wszystko wydawało mu się lepsze od Ginevry, która dalej rozmawiała sama ze sobą jakby była radiem, nie dając sobie momentu na wzięcie oddechu, a swojemu kuzynowi na jakikolwiek komentarz.
Jego umysł nie do końca należał do tego wymiaru w momencie, gdy poczuł szarpnięcie za ramię, a jego serce szybko zakołatało, nie pozwalając mu dobrze się skupić na słowach które padły następnie. Z zagubionym wyrazem twarzy spojrzał pierw na klientkę, a następnie na mężczyznę trzymającego go mocno za ramię i zastanowił się nad tym, czy może przypadkiem zrobił coś niedozwolonego. Na szczęście, nieznajoma dziewczyna jakoś pomogła mu odnaleźć grunt pod stopami.
- Myślałam, że ten pan jest z tą panią - odezwała się wskazując ruchem dłoni na Ginevrę i może Andrea nie do końca rozumiał o co chodziło, ale czuł się w sytuacji, w której powinien był się obronić.
- To... To jest moja kuzynka - odpowiedział po tym, jak już odchrząknął i otrzepał się z hibernacji, która panowała nad jego umysłem i ciałem odkąd znalazł się w towarzystwie Ginevry. Spojrzał na nią kątem oka zauważając, że wreszcie się uciszyła i wdzięczny był za to, że przynajmniej w krępujących sytuacjach nie wiedziała co powiedzieć.
Andrea R.
[Dziękuję potrójnie. Mam nadzieję, że z Julią zabawa będzie tak samo dobra, jak z Rosą. Jeśli Dante chciałby się zaznajomić z jedną z tych pań (albo nawet obiema), to zapraszam. :)]
OdpowiedzUsuńJulia/Rosa
Obserwuje jego gesty z lekkim rozbawieniem, które mimo wszystko słucha grzecznie i nie objawia się na jej twarzy w najmniejszym nawet drgnięciu kącika ust. W końcu Lis doskonale rozumie nieznajomego. Nienawidzi Anglii tak samo jak ona nienawidzi jej, tej niekończącej się deszczowej pogody, przez którą znajdowała się w podobnym stanie żywej fontanny przynajmniej dwa razy w miesiącu. Kłamstwem byłoby zaprzeczenie, że od czasu do czasu lubi sobie wmawiać, iż wyniosła się stamtąd tylko i wyłącznie przez horrendalną roczną sumę opadów.
OdpowiedzUsuńWbrew temu, jak powinna zachować się teraz dziewczyna; zarumienić, uśmiechnąć, kokieteryjnie zakręcić pasmo włosów na palcu albo całkiem lubieżnie oprzeć się na ladzie – choć w jej wypadku gest ten powinno poprzedzić rozpięcie pierwszego guzika szczelnie zapiętego uniformu – Lis tylko wzrusza ramionami. Telefon jest dla niej świętością. Wolałaby samodzielnie roztrzaskać go o modeńską kostkę brukową niż pozwolić, żeby wpadł w ręce kogokolwiek innego, nie daj borze szumiący, złodzieja nieco orientującego się w przestępczym półświatku. Jednak coś nieludzkiego – bo przecież w „tych czasach” ludzie to bestie i potwory – sprawia, że mimo tego znika za drzwiami miniaturowego pokoiku dla pracowników. Uparcie przeszukuje kieszeń płaszcza, która już dawno dorobiła się trzech innych przegródek, a po dłuższej chwili, prócz sfatygowanego urządzenia, udaje jej się wygrzebać coś znacznie mniejszego. Sprawnie wykonuje manewr zamiany karty; długie palce jeszcze nie zapomniały, jak to się robi w dobrym tempie. Choć wizualnie telefon nadal prezentuje się mizernie, jego zawartość ulega znacznej zmianie. Lista kontaktów pustoszeje niczym bar o trzeciej nad ranem i jedna trzecia modeńskich ćpunów może znowu spać – i ćpać – spokojnie.
Wraca do pomieszczenia, a jej kroki wywołują ledwo dosłyszalny pogłos. Wręcza mu telefon energicznym gestem, kładąc na blacie ścierkę, bo ręcznika nie udało jej się znaleźć. Nie wodzi uważnym spojrzeniem za jego dłońmi, nie liczy, ile czasu zajmuje mu wybranie numeru ani nie zastanawia się, czy nieznajomy robi wykopki w rejestrze połączeń tudzież wiadomościach. Póki informacje są przy niej, reszta jest jej obojętna. Nie żeby panicznie bała się pójść siedzieć; gdyby umiała w coś wierzyć, wierzyłaby, że w końcu i tak zawita do więzienia na rok czy dwa. Nie czuła jednak silnej potrzeby przyśpieszenia tej podróży. Być może wszystko to zakrawało już o paranoję, a on najzwyczajniej w świecie chciał wykonać telefon do kumpla albo dziewczyny, żeby po niego przyjechała, ale z drugiej strony może to właśnie przezorność sprawiała, że jeszcze nie dzwoniła metalowym kubkiem o kraty.
Lisbeth
[ Delon 40+ jest spoko, ale podoba mi się również jako młodziak, coś w stylu Rocco. A to z Cillianem rozumiem doskonale. Akurat miło mi się na niego patrzy, ale jest... dziwny. Uważam, że pod względem pewnego rodzaju dziwności w urodzie jest podobny do Redmayne'a. Trudno zdecydować, czy jest przystojny, czy brzydki. ;D ]
OdpowiedzUsuńLaszlo Tisza
[ Możemy tak zrobić, bo mężczyzna mógł np. zostać pobity. To może być jeszcze za czasów kiedy była w klasztorze bo na chwilę obecną go opuściła :> Bardzo mi się podoba. Postaram się zacząć jak wrócę do domu bo niedługo wychodzę. A co do zdjęcia to dziękuję! ]
OdpowiedzUsuńKatja Augustyn
[Trochę mnie nie było, potem widziałam, że również masz urlop, więc - nie przeczę - z czystego lenistwa opóźniałam (przydałby się Present Perfect czy coś) odpis. Teraz mam spory pierdolnik na uczelni, ale nie bój nic, jak tylko znajdę chwilę, by odetchnąć, odpiszę.]
OdpowiedzUsuńUłamek sekundy na reakcję marnuje na szybkie spojrzenie w kierunku podsklepowego kolegi. Ten jednak, zapewne w obawie przed komplikacjami, zdążył się już ulotnić. Polak ma ochotę na to samo, tym szczególniej, że cudze palce właśnie zaciskają się na jego nadgarstku zwiastując wyżej wymienione kłopoty. Spogląda nań marszcząc nos w komicznym geście niezadowolenia, po czym zaciska dłoń na tyle, na ile pozwala mu na to trzymany w niej portfel, to znów ją rozluźnia, zupełnie jak gdyby liczył, że ów manewr uskuteczni ucieczkę. I mężczyzna rzeczywiście go puszcza, zaskoczenie urywa się jednak, gdy tuż obok nich w dół brukowanej uliczki przetaczają się dwie pomarańcze. Romek dogania je i podnosi, a jako że jabłko zatrzymane nieopodal przez krawężnik również nie daje mu spokoju, podrzuca stopą owoc, łapiąc go w szczelnym uścisku pomiędzy poprzednimi zgubami a swoją klatką piersiową.
OdpowiedzUsuń- Spoko. Pożyczam dychę i spadam - odpowiada swojej rzekomej ofierze, absurdalnie doń wracając. A coby niezgodności nie było mało, w wolnej dłoni obraca portfel i sprawnym ruchem palców dobiera się do kieszonki z banknotami, poszukując tego o odpowiedniej sumie. I znów marszczy nos w geście dezaprobaty.
- Nie masz drobnych? - Nie jest groźny, sprawia raczej wrażenie kapryśnego. Tylko on wie przecież, że bankoty każdego nominału wydaje mu się w równym tempie i z podobną łatwością, ale te wyższe niezmiennie trudniej oddać.
Wbrew pozorom ludzie zdają się znać pojęcie empatii wszerz i wzdłuż, co więcej, dostrzegają nawet, że panuje jej powszechny niedobór, ale jakoś średnio mają ochotę go zwalczać. Może gdyby była pakowana w buteleczkach, a cena kończyła się magiczną liczbą dziewięćdziesiąt dziewięć, parę osób skłoniło się ku prawie bezinteresownemu rozdawaniu jej potrzebującym. Lis nie jest ani chytrusem, ani Chrystusem, i tak naprawdę nie interesuje jej, czy statystyka definiuje ją jako przeciętnego mam-to-gdziesia, czy altruistkę. Jeżeli z czegokolwiek zdaje sobie sprawę, to tylko z faktu, że jej moralność jest genetycznie upośledzona i ustawicznie kona w pozycji bezpiecznej przy każdym geście powszechnie uznanym za dobry. Jednakże pożyczenie telefonu nieznajomemu wcale nie jest szczytem jej możliwości, może nawet to tylko egoistyczny odruch na wszechobecną samotność deszczowego popołudnia. Spogląda na niedoszłego klienta przelotnie, próbując rozstrzygnąć, czy traktowanie przypadkowego człowieka jak lekarstwo na transformację w emocjonalny pustostan jest odpowiednie. Oczywiście, że nie jest; jak na ironię, traktowanie ludzi w kategorii „czegoś” nigdy nie wychodzi jej na dobre.
OdpowiedzUsuńNa jej twarzy odmalowuje się coś w rodzaju rezygnacji, że po raz kolejny poczęstuje go nie napawającą optymizmem informacją.
– Tak. Na zewnątrz – odpowiada tonem, w którym zdecydowanie brakuje uradowania, wskazując dłonią za szybę, na kosze z wbudowanymi popielniczkami. Zadaszenie nie sięga jednak do oddalonych nieco śmietników, więc wycieczka ku zaspokojeniu nałogu ma w ofercie ponowne zmoknięcie. Jasnowłosa domyśla się, że nieznajomy nie będzie usatysfakcjonowany takim stanem rzeczy. Przechyla nieco głowę. – Ewentualnie możemy przyjąć, że pan potrafi czytać w myślach, a ja właśnie pomyślałam o tym, że w toalecie dla personelu popsuł się czujnik dymu.
W momencie gdy Lis kończy zdanie krótką pauzą, drzwi otwierają się z hukiem. Do środka wpada Franco, niczym wprawna łyżwiarka figurowa prześlizgując się po posadzce. Jasnowłosa nie ma nawet czasu wezwać któregokolwiek ze świętych, choć najchętniej zmówiłaby teraz litanię do świętego spokoju.
– Spóźniłem się! – oświadcza Franco tonem godnym królowej dramatu. Jego okulary o szkłach średnicy dna butelki, przez które pewnie dobrze widać kratery na Marsie, ociekają jeszcze kropelkami, więc Lis nie potrafi stwierdzić, czy patrzy na nią, czy na ciemnowłosego. Najchętniej jedynie pokiwałaby głową, lecz wie, że to oznacza wysłuchanie długiej jak papier toaletowy tyrady, więc zgrabnie wtrąca swoje zdanie, uprzednio sprawdzając godzinę na wyświetlaczu telefonu.
– Tak. Dwie godziny i trzydzieści osiem minut. Pół godziny mniej niż ostatnio – stwierdza ze stoickim spokojem. Jej współpracownik blednie, jakby właśnie wydała na niego wyrok ukamienowania zza kinowej kasy.
– Ja… ja… był g-grad i… – zaczyna tłumaczenie nieporadny życiowo Franco, który ewidentnie nie posiadł cnoty punktualności. W głowie przygotowuje misternie sprawozdanie z ostatnich pięciu godzin swej fascynującej egzystencji, gdy Lis wychodzi zza kasy.
– W porządku. Pan chciał skorzystać z toalety – wyjaśnia, korzystając z roztargnienia Franca, po czym z zapraszającym gestem zmierza w kierunku łazienki dla pracowników, w której nigdy nie brakuje papierowych ręczników, mydła i popiołu na kafelkach.
Lisbeth
Romek wbrew pozorom również nie lubi komplikacji. Nie podoba mu się brak banknotu o odpowiednim nominale, postawa nieznajomego, o parafrazowaniu, które rzeczywiście odbiera jako złośliwość, nawet nie wspominając. Prostuje się, zaciska zęby, napinając mięśnie żuchwy, a jego spojrzenie staje się nagle zdecydowanie mniej beztroskie aniżeli do tej pory. To jedna z tych postaw, z którą niewiele osób chce się spotkać późnym wieczorem w ciemnym zaułku, choć Polak wcale nie obiera jej celowo. To jego naturalna reakcja: wrogość odpierać wrogością nim przekroczy stosowne granice.
OdpowiedzUsuń- I na chuj się unosisz? - Portfel z zaskakującą prędkością chowa się w jego dłoni tuż przed palcami właściciela. Stankowski po raz kolejny wraca spojrzeniem do sklepu, zaraz wskazując miejsce podbródkiem.
- Chcę tylko zapalić. Czekaj tu grzecznie, skoczę po fajki i jesteśmy prawie kwita - poleca spokojnie, nagle czujniejsze spojrzenie skupiając ponownie na twarzy rozmówcy. Unosi brwi w pytającym geście, znów poważnie naginając granice realnego świata, kiedy z taką skrupulatnością dba o obecność mężczyzny po swoim powrocie. - Poczekasz?