[Witam. Terapia muzyką przydałaby się Rubenowi, ale raczej nie pokazałby się z własnej woli w ośrodku... Albo jeszcze nie wiedziałby o jego istnieniu w tym nowym dla niego mieście.]
[Smutna taka ona. Nieszczęśliwa się wydaje i pokrzywdzona, i taka krucha. Hmm... Nie wiem, co mogłabym zaproponować, bo wydaje mi się, że Lucas mógłby ją tylko dobić.]
[Kurczę, piękna i święta ona. Do tego jeszcze duużo pisania, dla mnie same plusy. Pomysł mam, ale nie wiem czy by wyszedł. Oczywiście widziałam w powiązaniach przyjaciela z dzieciństwa ale zastanawiam się czy nie dałoby się tego jakoś przerobić, żeby mój Marcello mógł nim być? Do tego dodałabym jeszcze, że teraz na siebie wpadają, ale wcale nie jest to miłe spotkanie bo przykładowo oboje mają do siebie pretensje o cisze.]
[Nie spodziewałam się, że ktoś napisze do mnie na maila, dlatego zajrzałam tam dopiero teraz. Mogłaś zostawić krótką informację pod kartą, a popędziłabym tam od razu. Cóż, mam nauczkę. Mimo wszystko, ciężko będzie z odgórnym powiązaniem (tak czy siak), bo Lucas jest w Modenie dopiero od niespełna dwóch tygodni. Większość czasu spędza w barach, klubach nocnych i hotelu, w którym mieszka. To teraz pytanie, czy chcesz się w sprawie tego czegoś fajnego dogadywać tutaj czy na mailu? :)]
[Jak dla mnie nie ma problemu. Mogłybyśmy dodatkowo zrobić, że oddali Sebastiano bo ich rodzice się rozeszli, a matka miała już na utrzymaniu 4 letniego M. - przypuśćmy, że ojciec nie wiedział nawet, że jego była żona jest w drugiej ciąży, dlatego zgodził się na rozwód. Ale myślę, żeby oni dopiero teraz się poznali, w sensie Sebastiano i jego brat. Chyba, że miałaś koncepcję, że oboje są z domu dziecka, ale myślę, że ciekawiej by było jakby Twoja postać znając M.(nie wiem skąd, wymyśli się) rozwikłałaby zagadkę, że przeciez on jest starszym bratem Sebastiano.]
[Mój chłoptaś raczej nie miałby nikogo z kim pójść, ale gdyby znał Nicodema, ten mógłby podsunąć mu pomysł wypróbowania - oczywiście musiałby wiedzieć o chorobie która go męczy. Van den Vaart raczej się tym faktem nie chwali, ale jego ciotka mieszka w Modenie od długiego czasu i jest ogromną gadułą, plotkarą i kobietą z sercem ze złota, więc jeśli istnieje możliwość znajomości pomiędzy tą uroczą wdową, a państwem Macchiavellich podobna sytuacja byłaby bardzo prawdopodobna: pani ciocia z całych sił stara się, aby jej ukochany (jedyny) siostrzeniec miał chociaż troszkę towarzystwa w swoim wielu w nowym mieście.]
Ostatnio zastanawiam się nad zmianą postaci, bo jednak spokojnymi typami zbyt cięźko mi się gra i tak sobie myślę, że masz bardzo interesującą postać, Bianca juź wcześniej zwróciła moją uwagę. Bije od niej przyjemna nuta eleganji, ale też pewna (ludzka?) niespójność: niejednoznaczność tkwiąca w melancholii, może nawet defetyzmu. O dziwo nie jest to uciążliwe w odbiorze, raczej przyziemne. Chyba dlatego budzi moją sympatię. Problem w tym, że pakowanie się do kogoś pod kartę bez jakiegokolwiek pomysłu uważam za niegrzeczne, co tłumaczy moje długie milczenie. Teraz odzywam się, bo... mogę wcielić się w męża lub przyjaciela z dzieciństwa, jeżeli tylko mi na to pozwolisz. Wydaje mi się, że historia jaką stworzyłaś wokół postaci nie jest przypadkowa i podoba mi się konsekwencja w kreacji panny Machiavelli, a choć z tego samego powodu przejęcie któregokolwiek z chłopców wydaje mi się wyzwaniem, zaryzykuję. Jesteś zainteresowana? Jeśli tak, odsyłam do: imprison.men@gmail.com
[Mam dokładnie to samo wrażenie, kiedy patrzę na zdjęcie Luci: niewątpliwie ściąga ono mój wzrok, ale wydaje mi się odrobinę za grzeczne. No ale za ładny jest, żeby go zmienić, a na upartego można to usprawiedliwić tym, że w zaciszu własnego domu każdy wygląda inaczej. Zakłada kapcie, piżamkę i... no właśnie, to już nie jest ta sama osoba, którą widzi się wśród ludzi. W każdym razie dzięki za życzenia i tym bardziej za zaczęcie, dobra z Ciebie dusza. Wcale nie dlatego, że nie muszę pisać rozpoczęcia do Ciebie, bo chętnie bym to zrobiła, ale nie wymuszanie wątku to miła odmiana.]
Witam. Zastanawiam się nad dołączeniem do bloga, ale nie z własną postacią. Od zawsze mam tak, że dołączając do bloga, przejmuję postać wolną. Pod twoja kartę trafiłam dzięki temu, że przed zapisaniem się, przeglądam karty autorów i Bianca już od samego początku mnie zainteresowała :) Przejrzałam zakładkę powiązani i strasznie podoba mi się postać narzeczonego dziewczyny. Mam nadzieję, że zgodzisz się, abym prowadziła tego pana. Zostawiam e-maila i niecierpliwie czekam na odpowiedź. :> wioslarstwo1@gmail.com
[O losie, Bianca jest cudowna i kocham to imię! Pomysł jest rewelacyjny, tym bardziej, że zajrzałam do wolnych postaci i odnalazłam tam narzeczonego, który bardzo pragnie potomka, zupełnie tak samo jak mąż Aidy, który w tym momencie nagle zniknął, kiedy okazało się, że ona nie może mieć dzieci. - To było jakieś bardzo dziwne i o wiele za długie i zbyt chaotyczne zdanie. I tak sobie myślę, że w ogóle nasze panie mogły się poznać przez partnerów. Idealnie! Chociaż minimalnie mi się to kłóci z postacią Aidy, która raczej jest sama ze wszystkim, ale przymknę na to oko :D W takim razie, jeśli chcesz to będę mogła zacząć, z tym, że ostrzegam, że może mi to trochę zająć, ponieważ mam milion rzeczy na głowie.]
[W związku z problemami z Internetem przez parę dni nie było mnie na blogu, ale teraz powoli powracam do ogarnięcia sytuacji. Ochota na wątek z Biancą na omówionych warunkach nadal jest, jak z drugiej strony?]
[Ja dopiero wróciłam z urlopu, więc powitanie trochę spóźnione, ale na wątek ochota oczywiście jest :) Z pomysłami gorzej, przyznam się bez bicia, zaczynać wolę.]
[Ma cudowny wizerunek, zwracający uwagę, ma na imię Bianca i na dodatek jest skrzypaczką! Uwielbiam wszystko co związane z muzyką a skrzypce to już w ogóle aaaa! I jednak zaczynam znacznie szybciej niż myślałam, ponieważ pisanie pracy to nie zając hyhyh]
Szanowny pan Castello zniknął miesiąc temu. Właściwie to wcale nie zniknął, tylko wziął kluczyki od samochodu, telefon i portfel, i po prostu wyszedł. A później zapadł się pod ziemię, zupełnie tak jakby użył przy tym czarodziejskiej różdżki, która sprawiła, że stanie się on nie do odnalezienia przez swoją żonę. Może i chciałoby się powiedzieć, że telefony dzwoniły, znajomi nachodzili ją dniami i nocami, jednak nic takiego się nie działo. Nikt nawet nie wiedział. Wiedziała tylko ona i on. Tak wydawało się Aidzie - ona nie miała w planach informować świata, że jej mąż przepadł bez śladu. A później zadzwoniła jedyna bliska jej osoba, Bianca. I już wtedy Castello domyśliła się, że przyjaciółka jest na bieżąco, zapewne dzięki swojemu narzeczonemu. Łatwo było udawać zapracowaną i nie odbierać telefonu aby później wysyłać krótkie smsy o treści: nie mogę rozmawiać, jestem na próbie. I nagle ciągle miała próby, dwa cztery na dobę siedziała w teatrze a tak naprawdę barykadowała się u siebie (właściwie to u Antonia) w mieszkaniu i udawała, że jej nie ma, nasłuchując kroków na klatce schodowej, zastanawiając się czy przypadkiem za minutę nie wkroczy do pomieszczenia jej mąż. Ale wcale nie przekraczał progu mieszkania i nic nie zanosiło się na to aby wrócił. Więc nie pozostało Aidzie nic innego jak po dwóch tygodniach wrócić do życia i dalej zachowywać się jakby nic się nie stało. Oddzwoniła więc w końcu do Bianci aby zaprosić ją do siebie, w żadnym wypadku nie chcąc przyjeżdżać do niej aby przypadkiem nie natknąć się tam na Gaspare'a. I już po godzinie przeglądała się w lustrze, poprawiając i tak idealny makijaż, który miał być idealnym kamuflażem, zupełnie tak samo jak czarna, perfekcyjnie wyprasowana sukienka. Otworzyła drzwi, słysząc dzwonek a później posłała przyjaciółce jeden ze swoich pięknych uśmiechów, zupełnie ten sam, którym dziękowała publice za aplauz. Pięknie wyglądasz Bianca! - Powiedziała, wpuszczając ciemnowłosą do mieszkania. - Wybacz, że nie odzywałam się tak długo, ale w teatrze tyle się teraz dzieje. - Trajkotała jak najęta, uważając, że udawanie głupiej da jej najwięcej czasu. Z resztą była wyposzczona, ostatnio zupełnie nie miała kontaktu z ludźmi, zamknęła się w sobie jeszcze bardziej i naprawdę niewiele jej brakowało do pozostania pustelnikiem. Ratował ją jedynie teatr. Teraz już tylko on jej pozostał.
[Pierwsze komentarze nie są moją mocną stroną, będzie lepiej, obiecuję!]
Westchnęła głośno, kiedy tylko brunetka ją objęła. Owszem, przyjaźniły się, jednak Aida zdecydowanie należała do tych, którzy mają problem z takimi czułościami. Od kiedy tylko pamiętała krępowało ją to a w tym momencie czuła się po prostu jak kretynka. Jak największy nieudacznik, który potrzebuje aby cały świat poprzez takie właśnie uściski pokazywał jej, że wcale nie jest sama. A była. I odpowiadało jej to, mimo tych kilku momentów, kiedy jednak mogło się zdawać, że jest zupełnie na odwrót. Zawsze była osobą wycofaną, która nie lubiła dzielić się ze wszystkimi swoimi niepowodzeniami, z którymi sama umiała sobie poradzić. Była samowystarczalna i odpowiadało jej to. Rzadkością było uczucie osamotnienia, była przyzwyczajona do takiego życia. Pustego i pełnego czekania aż coś nagle się zmieni. I była tak bardzo zafiksowana na tej zmianie, na którą tak czekała, że nie dostrzegała jak wiele się zmieniło, począwszy od ucieczki z rodzinnej Florencji. Antonio się wściekł i wyszedł. - Powiedziała całkowicie obojętnie, wzruszając przy tym ramionami, jakby miało to potwierdzić, że wcale, a wcale jej nie interesują poczynania męża. Z początku owszem, była zaniepokojona, później rozgoryczona i na dodatek czuła się winna. I nagle, z dnia na dzień jej podejście diametralnie się zmieniło. Była wściekła i tylko czekała, aż Antonio wróci do domu, czekała na moment aż to ona zrobi jemu awanturę i ich role się odwrócą. Aida wszystkim była znane ze swojego spokoju, rozwagi oraz tego, że nikt, zupełnie nikt nie był w stanie wyprowadzić jej z równowagi. I w końcu komuś się udało, właściwie to należał mu się order. - Czego się napijesz? - Zapytała, powracając do swojego neutralnego tonu głosu, całkiem przyjemnego dla ucha altu. Doskonale wiedziała, że wcale nie zakończyła tego nieszczęsnego tematu, jednak liczyła na to, że wybór napoju może chociaż na chwilę zaabsorbuje Biancę. - Coś ciepłego, czy może wino? - Dodała, oddalając się nieco od kobiety aby później podążyć w stronę całkiem dużej i przestronnej kuchni. Nie miała w zwyczaju do nikogo dzwonić, kiedy coś było nie tak, i Machiavelli doskonale o tym wiedziała, a jednak za każdym razem padało z jej ust to samo pytanie. Aida nie lubiła nikomu się zwierzać, nie biegała po mieście i nie opowiadała o tym jak bardzo ostatnimi czasy nie wychodzi jej w życiu. Nikt nawet nie wiedział, że została opuszczona. Bo chyba zaliczało się to w tym momencie już do opuszczenia, prawda? Po za tym, nie miał kto wiedzieć. Wszyscy znajomi, którzy pojawiali się w tym mieszkaniu, do których Aida jeździła na kolacje, z którymi spotykała się na mieście, byli przyjaciółmi Antonia. Ona nie miała nikogo, tylko Biancę. Była po prostu ozdobą błyskotliwego i głośnego pana Castello, który zawsze musiał być w centrum zainteresowania.
[Ja skrzypce doceniłam dopiero znacznie później. Harfa jest cudowna, to prawda, ale jak byłam dzieckiem, to również nie byłam jej fanką. Za to miałam krótki epizod z różnymi fletami (o losie, ale śmiesznie!) a w muzycznej wylądowałam dopiero jako nastolatka (hehs, wygląda na to, że jestem stara). I oj tam, jest wyretuszowana! ;> I twój odpis jest rewelacyjny, nie mam pojęcia o co Ci chodzi :3]
Ten dzień już od samego rana zapowiadał się fatalnie. Największym problemem, z którym musiał się zmierzyć Gaspare, był samochód. Mężczyzna jak zwykle miał w planach udać się na poranne zakupy, by kupić ciepłe bułki oraz coś na obkład, ale nie mógł odpalić auta. Nie dość, że pół dnia spędził na szukaniu przyczyny, to jeszcze musiał zorganizować wizytę u mechanika. Nawet, gdy odbierał maszynę jego humor nie uległ zmianie. Rachunek, który przyszło mu zapłacić, był sporo za wysoki. Wymienienie jednej części i podłączenie kabelków miało go tak drogo kosztować? Absurd. Jechał, więc do domu mało uradowany. Resztę dnia najchętniej spędziłby w biurze, by zapomnieć o przykrych wydarzeniach. Nawet nie liczył na jakiś pozytywny aspekt, który odwróciłby jego humor o 180 stopni. Zdawał sobie sprawę, że jest już poddenerwowany i może znów pokłócić się z Biancą. Ostatnio zrobiło się to rutyną i niemalże codziennie dochodzi między nimi do sprzeczki. Gaspare stara się, aby między nimi panowała przyjazna atmosfera, ale zawsze coś jest nie tak. Zazwyczaj kłócili się o drobnostki, ale to wszystko było spowodowane tylko jednym. Mężczyzna tak bardzo pragnął dziecka. Ilekroć widząc na teście ciążowym tylko jedną kreskę, jego irytacja rosła. Nie mógł się doczekać, aż wreszcie usłyszy radosną nowinę, ale jedyne co otrzymał, to fałszywe alarmy. Kochał Biance, ale bał się, że nie będą pełną rodziną. Dziecko dopełnia każdy związek, ściaśnia więzy pomiędzy ukochanymi i uszczęśliwia. Gaspare był w gorącej wodzie kompany, jeśli chodziło o to. Już raz przeszedł koszmar i nie chcę ponownie się zawieść. Jego była żona nie widziała niczego innego poza pracą i czubkiem własnego nosa. Najpierw zwodziła go różnymi sposobami, a później wbiła nóż w jego serce. Jej oświadczenie, że nie zamierza zostać matką było dla niego równoznaczne z tym, że nie chcę tworzyć z nim rodzinny. Na szczęście nie musiał włóczyć się po sądach i w trudnym boju walczyć o majątek. Małżeństwo doszło do kompromisu i już po pierwszej rozprawie rozwodowej pożegnali się ze sobą na zawsze. Była żona ruszyła w świat, a Gaspare postanowił na nowo dać szansę miłości i związał się z Biancą. Dziewczynę poznał jeszcze, gdy był w związku i to głównie dzięki jej matce, z którą miał przyjemność pracować. Mimo że między tą dwójką często dochodzi do kłótni i ich związek nie przypomina filmowej sielanki, kochają się. Mężczyzna zdaje sobie sprawę, że czasem zbyt naciska na partnerkę, ale czas biegnie nieubłaganie. Chciałby on wreszcie trzymać na rączkach swoje dziecko, powiedzieć sakramentalne tak i nie martwić się niczym. Niestety nic nie wskazuje na to, że Bianca w najbliższym czasie sprawi mu niespodziankę. Zajeżdżając pod dom, westchnął głęboko. Był zmęczony i miał nadzieję, że będzie mógł spokojnie spędzić resztę dnia z ukochaną. Chciałby obejrzeć z nią jakiś film, zjeść romantyczną kolację, a potem razem położyć się do łóżka. W holu zostawił kurtkę i kluczyki. Był zdezorientowany, gdy powitała go cisza. Przez chwilę myślał, że dziewczyna udała się na miasto, ale zaraz po wejściu w głąb domu przywitała go Bianca. Widząc jak wyciągała w jego stronę dobrze znany przedmiot, uśmiechnął się. W jego oczach widać było nadzieję, która zrodziła się w chwili, gdy wziął rzecz do rąk. Przez chwilę jeszcze obserwował dziewczyną, chciał odczytać z jej twarzy czy wreszcie im się udało. Ona jednak nie pozwoliła mu tego odgadnąć i chłopak spojrzał na test. Przez jego ciało przeszły dobrze znane mu dreszcze. Jego mina natychmiast uległa zmianie i zamiast uśmiechu, którym jeszcze chwilę temu obdarzył Biance, pojawiła się złość. Mocno zaciśnięta szczęka, złowrogie spojrzenie i napięte mięśnie było zwiastunem kolejnego spięcia. Gaspare rzucił test gdzieś w bok i odwrócił wzrok od narzeczonej. Po raz kolejny czuł się zawiedziony. Nie rozumiał dlaczego ona wciąż robi mu nadzieje.
- Dlaczego? - warknął i zacisnął pięści - Dlaczego na tym teście nie ma nigdy dwóch kresek!? Cała złość, którą kumulowała się w nim przez cały dzień, właśnie znalazła ujście. - W ogóle po cholerę robiłaś ten test? - ryknął, a ton jego głosu stawał się coraz głośniejszy - Mogłabyś mi go chociaż nie pokazywać, skoro nie był pozytywny. Gaspare powoli miał już dość ciągłych sprzeczek, ale temat dziecka zawsze wywoływał u niego większe emocje. Nie mógł doczekać się swojego potomka, ale chyba każdy mężczyzna chciały dowiedzieć się, że spłodził syna lub córkę. Niewątpliwie do miana prawdziwego mężczyzny brakowało mu tylko tego, ale przecież to nie tytuł był najważniejszy. On marzył o dziecku od kilku lat i na razie spotkały go same rozczarowania. Teraz najchętniej zacząłby drzeć się na całą okolicę, aż wreszcie wszystkie nerwy by go opuściły. Chciał porządnie potrząsnąć narzeczoną i powiedzieć jej, że jest już zmęczony ciągłymi niepowodzeniami. Miał chęć znów zarzucić jej, że to przez nią nie mają jeszcze niemowlęcia w domu. Pragnął wykrzyczeć, że to jej choroba jest wszystkiemu wina. Pragnął wszystko dookoła winić za to niepowodzenie. - Znowu zrobiłaś mi nadzieję! Po raz kolejny łudziłem się, że nam się udało! Boże, dlaczego!?
[Przesadziłam z długością, ale coś natknęło, więc wybacz.] Gaspare
Nigdy nie podejrzewał, że jego stopa mogłaby stanąć w takim miejscu. Wszystko dookoła sprawiało wrażenie nierealnego i niematerialnego, a jednak było. Chłopak rozglądał się i czuł przepełniające go poczucie zagubienia, był niewłaściwy, nie na miejscu, stojąc tuż przed wejściem z innym osobnikiem w jego wieku, którego nawet nie znał tak dobrze; wszystko w tej scenie było niewłaściwe, a on powinien od takich rzeczy uciekać. Powinien unikać zaburzeń jego własnej równowagi, emocji przepełniających jego klatkę piersiową i miażdżących jego płuca: nawet jeśli pozytywne, mogły nadal wyeksplodować w nim katastrofalnie i uszkodzić tą część jego mózgu, która odpowiadała za samokontrolę i która już nie była w jak najlepszym stanie. Czuł, że musiał stąd wyjść, jak najprędzej; jakby nagle oczy wszystkich tu zebranych skierowały się ku niemu i wyczuwały, że wcale nie pasował. Nie chciał tu przebywać i było to ewidentne dla świata zewnętrznego - nie ufał żadnym doktorom, jeśli nie jego jedynemu psychologowi. Dlatego właśnie nie zaufanie popchnęło go naprzód, jednak dłoń chłopaka na jego plecach.
Ostatnie jej słowa zabolały go. Poczuł się tak, jakby ktoś wbił w jego serce wielką drzazgę, która trafiła go w sam środek. Gaspare zdawał sobie sprawę, że czasem zbyt mocno naciskał, zbyt chciał, ale nigdy nie chciał, aby jego czyny uraziły ukochaną. Czasem nie panował nad sobą i krzywdził Biancę, ale myśl o dziecku przesłaniała cały jego świat. Jego nagłe wybuchy, czasem nawet agresywność zrodziła się z tego, że przeszłość zostawiła w jego psychice pewien ślad. Obawiał się, że znów straci swoją miłość, a nie wytrzymałby tego ponownie. Oczywiście, że to w żaden sposób nie zezwalało mu na takie traktowanie narzeczonej, ale nie umiał się powstrzymać. Zazwyczaj dopiero po długich przemyśleniach przychodził do niej ze skruszoną miną i przepraszał. Nie robił tego, aby zadowolić swoje sumienie, ale naprawdę żałował. Żałował każdej ich kłótni, ale nigdy nie robił nic, aby im zapobiec. Nie zmieniało to faktu, że kochał Biance i nie postrzegał jej jedynie jako maszynę do rodzenia dzieci. Maleństwo miało być ich szczęściem, dopełnieniem związku. Nie mógłby zostawić ukochanej i zastąpić ją innym modelem. Poczuł pustkę, gdy skończyła mówić. Przez chwilę stał i patrzył prosto w jej oczy. Nie zdawał sobie z tego sprawy, ale jego twarz ilustrowała złość, która w nim buzowała. Nigdy nie ukrywał uczuć, a tym razem był naprawdę poruszony. Odczuł to co powiedziała, ale to tylko pogorszyło jego stan. Dzisiejszy nastrój Gaspare'a nie należał do najlepszy i tylko sprzyjał jego wybuchom. Mężczyzna od samego rana był mocno zdenerwowany, a przez cały dzień towarzyszyły mu tylko mało przyjemne momenty. Wracając do domu miał ochotę spędzić chociaż wieczór w miarę dobrze, ale jego plany legły w gruzach. Nie spodziewał się, że znów nie otrzymała długo wyczekiwanej nowiny i przyjdzie do kolejnej wymiany zdań pomiędzy nim, a partnerką. Wolałaby przygotować się do kolejnego niepowodzenia niż już w progu słuchać złych wieści. - Nie jestem egoistą. - rzucił ostro i zmrużył oczy. Przetarł dłonią twarz i westchnął głęboko. Rozejrzał się po pokoju i wzrok wodził za testem. Dopiero po chwili zauważył biały plastik, który leżał niedaleko kanapy. Podniósł go z podłogi i natychmiast wyrzucił do śmieci. Poprzednie również tak kończyły. Gaspare przez chwilę pomyślał, że gdyby przyszło mu wreszcie zobaczyć dwie kreski, to oprawiłby szczęśliwy test w ramkę. - To moje mieszkanie. - dodał po chwili i wrócił do salonu, gdzie wciąż była Biance, która niedawno wskazała mu drzwi wyjściowe. Ustał teraz nad dziewczyną i patrzył na nią z góry. - Gdybyś również pragnęła dziecka, to nie byłoby takiego problemu. Myślisz, że się nie domyślam?! Mogłabyś od razu mi powiedzieć, że nie chcesz zostać matką, a nie robić ze mnie idiotę!
[Odpis pisałam na tablecie i zdaję sobie sprawę, że mógł wyszedł totalnie do bani, więc wybacz mi.] Gaspare
Kac to złośliwa bestia, która dopada ludzi w najmniej oczekiwanym momencie. Nigdy nie wiadomo, kiedy staniesz się ofiarą „oprocentowanego” potwora, ale gdy już Cię dopadnie, nie ma zmiłuj się. Głowa napierdala jak ruski przecinak, myśli krążą niepoukładane po zakątkach umysłu, a jeśli nie masz odrobiny szczęścia lub nie urodziłeś się w złotym czepku (czytaj: masz słabą głowę), wciskają się wszędzie tam gdzie nie trzeba. W ten sam efektywny sposób doprowadzają do irytacji, o czym Luca mógł się przekonać gdy pewnego pięknego poranka dał się złapać w sidła kaca-mordercy. Ledwo oprzytomniał, a już czuł się jak na akupunkturze, z tymże wcale nie było to tak relaksujące i przyjemne, jak utrzymują ulotki z salonu kosmetycznego. To trochę tak jakby zajął się nim totalny laik, wciskając igły gdzie popadnie, głównie w głowę, przyszpilając mózg. Jakby tego było mało, po otworzeniu powiek ostre światło dnia okazało się głównym agresorem: przepalało wrażliwe spojówki, zmuszając go do przymrużenia oczu. Aż jęknął cicho, pozwalając sobie na upust emocji – jak łatwo się domyślić miały one w sobie niewiele z radosnego ćwierkania entuzjasty. Czy kiedykolwiek zależało mu jednak na fałszywej tożsamości optymisty? Nigdy. Miał swoje zalety i całe spektrum wad, ale jednym, ogromnym plusem było to, że nie przekłamywał uczuć. Jeśli czuł złość, zrezygnowanie, apatię bądź przygnębienie, właśnie na takiego człowieka wyglądał. A że zwykle negatywne nastroje brały nad nim górę, musiał uchodzić za cynika, marudera i agresora. To nie była najlepsza wizytówka człowieka, z czego zdawał sobie sprawę. Potrzebował sposobu na poradzenie sobie z własnym bagażem doświadczeń, a choć społecznie nie czuł się gorzej niż przeciętny Kowalski, miał swoje problemy i wspomnienia, które nie dawały mu spać w nocy. Było to coś, co budowało go przez lata, nie miał zamiaru tego likwidować, starał się myśleć o tym, jak o piętnie ludzkiego istnienia – problem w tym, że nie potrafił zachować tego tylko dla siebie. Zła aura odbijała się promieniście na całe otoczenie: tu popełniał największy błąd, a w tym by to zmienić potrzebna była pomoc specjalisty. Poszedł więc za radą trenera, zapisując się do ośrodka rehabilitacyjnego. Psycholodzy nazywali to pomocą terapeutyczną, on widział to nieco inaczej. Prawda przedstawiała mu się znacznie brutalniej, być może na miarę własnego cynizmu. Nawet jeśli życie doprowadza Cię do szaleństwa, musisz nauczyć się z tym żyć, chować bagno w sobie póki strawione przez truciznę trzewia nie napuchną od nadmiaru fałszu – to był punkt widzenia D’Annunzio i właśnie w tym był kiepski. W nadawaniu nieprawdziwych informacji o sobie i tłumieniu wzburzonej energii. Dla niego gniew był czymś naturalnym, czymś co go definiowało na czele ze strachem. A skoro myślał o tym jak o integralnej części siebie, ciężko było mu poradzić sobie z wyeliminowaniem poszczególnych, niestosownych zachowań wynikających ze złości, niepewności, czy trwogi. (…) Przechodząc przez próg pomieszczenia nie spodziewał się żadnych dodatkowych przygód. Zresztą był za bardzo skupiony na własnej niedoli, wynikającej z przepicia, by w ogóle zauważyć, że pracownica, która siedzi za biurkiem to jego stara znajoma. Światło wciąż dawało mu się we znaki, a on w roztargnieniu przyłożył dłoń do czoła, zakrywając oczy. To wtedy poczuł czyjeś ciało, wieszające się na nim gwałtownie i gdyby nie to, że jego własna masa trzymała go mocno przy ziemi, pewnie runąłby jak długi do tyłu.
— To też część terapii? — mruknął niczego nieświadomy i dopiero gdy wyczuł charakterystyczną woń bezowego żelu pod prysznic, a dłoń wylądowała na jej wąskiej talii, pozwolił sobie objąć jej sylwetkę wzrokiem. Co prawda przy bliskości ich ciał widział sam jej profil, ale informacja o tym z kim ma do czynienia i tak została już wysłana do mózgu. Bianca. Dla niego było to takim samym zaskoczeniem. Nie pozwolił jednak przejąć emocjom kontroli nad ciałem, bo i tak czuł się już upokorzony tym, że jego terapeutką okazała się kobieta, z którą kiedyś tak dobrze się znał. Było mu zwyczajnie wstyd, dlatego nic nie powiedział. Ściślej mówiąc w ogóle nic nie zrobił, trzymając ją wciąż w objęciu.
[Przepraszam Cię, mam teraz sporo na głowie. Ten odpis nie trzyma się kupy.]
[Witam. Terapia muzyką przydałaby się Rubenowi, ale raczej nie pokazałby się z własnej woli w ośrodku... Albo jeszcze nie wiedziałby o jego istnieniu w tym nowym dla niego mieście.]
OdpowiedzUsuńvd Vaart
[Smutna taka ona. Nieszczęśliwa się wydaje i pokrzywdzona, i taka krucha. Hmm... Nie wiem, co mogłabym zaproponować, bo wydaje mi się, że Lucas mógłby ją tylko dobić.]
OdpowiedzUsuńLucas
[Kurczę, piękna i święta ona. Do tego jeszcze duużo pisania, dla mnie same plusy. Pomysł mam, ale nie wiem czy by wyszedł. Oczywiście widziałam w powiązaniach przyjaciela z dzieciństwa ale zastanawiam się czy nie dałoby się tego jakoś przerobić, żeby mój Marcello mógł nim być? Do tego dodałabym jeszcze, że teraz na siebie wpadają, ale wcale nie jest to miłe spotkanie bo przykładowo oboje mają do siebie pretensje o cisze.]
OdpowiedzUsuńMarcello.
[Nie spodziewałam się, że ktoś napisze do mnie na maila, dlatego zajrzałam tam dopiero teraz. Mogłaś zostawić krótką informację pod kartą, a popędziłabym tam od razu. Cóż, mam nauczkę.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko, ciężko będzie z odgórnym powiązaniem (tak czy siak), bo Lucas jest w Modenie dopiero od niespełna dwóch tygodni. Większość czasu spędza w barach, klubach nocnych i hotelu, w którym mieszka.
To teraz pytanie, czy chcesz się w sprawie tego czegoś fajnego dogadywać tutaj czy na mailu? :)]
Lucas
[Jak dla mnie nie ma problemu. Mogłybyśmy dodatkowo zrobić, że oddali Sebastiano bo ich rodzice się rozeszli, a matka miała już na utrzymaniu 4 letniego M. - przypuśćmy, że ojciec nie wiedział nawet, że jego była żona jest w drugiej ciąży, dlatego zgodził się na rozwód. Ale myślę, żeby oni dopiero teraz się poznali, w sensie Sebastiano i jego brat. Chyba, że miałaś koncepcję, że oboje są z domu dziecka, ale myślę, że ciekawiej by było jakby Twoja postać znając M.(nie wiem skąd, wymyśli się) rozwikłałaby zagadkę, że przeciez on jest starszym bratem Sebastiano.]
OdpowiedzUsuńMarcello.
[Mój chłoptaś raczej nie miałby nikogo z kim pójść, ale gdyby znał Nicodema, ten mógłby podsunąć mu pomysł wypróbowania - oczywiście musiałby wiedzieć o chorobie która go męczy. Van den Vaart raczej się tym faktem nie chwali, ale jego ciotka mieszka w Modenie od długiego czasu i jest ogromną gadułą, plotkarą i kobietą z sercem ze złota, więc jeśli istnieje możliwość znajomości pomiędzy tą uroczą wdową, a państwem Macchiavellich podobna sytuacja byłaby bardzo prawdopodobna: pani ciocia z całych sił stara się, aby jej ukochany (jedyny) siostrzeniec miał chociaż troszkę towarzystwa w swoim wielu w nowym mieście.]
OdpowiedzUsuńvd Vaart
[ Witam na blogu! Życzę udanej zabawy :) ]
OdpowiedzUsuńAdministracja
[ To miłe, że przyszłaś od razu z pomysłem, ale rezygnuję z Claudii. Chcę tylko jeszcze zakończyć jej historię ostatnim wątkiem, który prowadzę :) ]
OdpowiedzUsuńClaudia
[ Jakoś mi się tutaj nie wpasowała, niestety :( Mam pewien pomysł, ale muszę go dopracować i odzyskać trochę energii do pisania. ]
OdpowiedzUsuń[Piękna jest, witam :)]
OdpowiedzUsuńVico
Ostatnio zastanawiam się nad zmianą postaci, bo jednak spokojnymi typami zbyt cięźko mi się gra i tak sobie myślę, że masz bardzo interesującą postać, Bianca juź wcześniej zwróciła moją uwagę. Bije od niej przyjemna nuta eleganji, ale też pewna (ludzka?) niespójność: niejednoznaczność tkwiąca w melancholii, może nawet defetyzmu. O dziwo nie jest to uciążliwe w odbiorze, raczej przyziemne. Chyba dlatego budzi moją sympatię. Problem w tym, że pakowanie się do kogoś pod kartę bez jakiegokolwiek pomysłu uważam za niegrzeczne, co tłumaczy moje długie milczenie. Teraz odzywam się, bo... mogę wcielić się w męża lub przyjaciela z dzieciństwa, jeżeli tylko mi na to pozwolisz. Wydaje mi się, że historia jaką stworzyłaś wokół postaci nie jest przypadkowa i podoba mi się konsekwencja w kreacji panny Machiavelli, a choć z tego samego powodu przejęcie któregokolwiek z chłopców wydaje mi się wyzwaniem, zaryzykuję. Jesteś zainteresowana? Jeśli tak, odsyłam do: imprison.men@gmail.com
OdpowiedzUsuńLuca D'Annunzio
defetyzmie*
Usuń[Mam dokładnie to samo wrażenie, kiedy patrzę na zdjęcie Luci: niewątpliwie ściąga ono mój wzrok, ale wydaje mi się odrobinę za grzeczne. No ale za ładny jest, żeby go zmienić, a na upartego można to usprawiedliwić tym, że w zaciszu własnego domu każdy wygląda inaczej. Zakłada kapcie, piżamkę i... no właśnie, to już nie jest ta sama osoba, którą widzi się wśród ludzi. W każdym razie dzięki za życzenia i tym bardziej za zaczęcie, dobra z Ciebie dusza. Wcale nie dlatego, że nie muszę pisać rozpoczęcia do Ciebie, bo chętnie bym to zrobiła, ale nie wymuszanie wątku to miła odmiana.]
OdpowiedzUsuńLuca D'Annunzio
Witam. Zastanawiam się nad dołączeniem do bloga, ale nie z własną postacią. Od zawsze mam tak, że dołączając do bloga, przejmuję postać wolną. Pod twoja kartę trafiłam dzięki temu, że przed zapisaniem się, przeglądam karty autorów i Bianca już od samego początku mnie zainteresowała :) Przejrzałam zakładkę powiązani i strasznie podoba mi się postać narzeczonego dziewczyny. Mam nadzieję, że zgodzisz się, abym prowadziła tego pana. Zostawiam e-maila i niecierpliwie czekam na odpowiedź. :>
OdpowiedzUsuńwioslarstwo1@gmail.com
[O losie, Bianca jest cudowna i kocham to imię! Pomysł jest rewelacyjny, tym bardziej, że zajrzałam do wolnych postaci i odnalazłam tam narzeczonego, który bardzo pragnie potomka, zupełnie tak samo jak mąż Aidy, który w tym momencie nagle zniknął, kiedy okazało się, że ona nie może mieć dzieci. - To było jakieś bardzo dziwne i o wiele za długie i zbyt chaotyczne zdanie. I tak sobie myślę, że w ogóle nasze panie mogły się poznać przez partnerów. Idealnie! Chociaż minimalnie mi się to kłóci z postacią Aidy, która raczej jest sama ze wszystkim, ale przymknę na to oko :D
OdpowiedzUsuńW takim razie, jeśli chcesz to będę mogła zacząć, z tym, że ostrzegam, że może mi to trochę zająć, ponieważ mam milion rzeczy na głowie.]
Aida
[W związku z problemami z Internetem przez parę dni nie było mnie na blogu, ale teraz powoli powracam do ogarnięcia sytuacji. Ochota na wątek z Biancą na omówionych warunkach nadal jest, jak z drugiej strony?]
OdpowiedzUsuńvd Vaart
[Ja dopiero wróciłam z urlopu, więc powitanie trochę spóźnione, ale na wątek ochota oczywiście jest :) Z pomysłami gorzej, przyznam się bez bicia, zaczynać wolę.]
OdpowiedzUsuńVico
[Dziękuję za powitanie. Nie będziesz zła, jeśli zrzucę ten obowiązek na ciebie? Nigdy nie przepadałam za rozpoczynaniem wątków, naprawdę.]
OdpowiedzUsuńGaspare
[Ma cudowny wizerunek, zwracający uwagę, ma na imię Bianca i na dodatek jest skrzypaczką! Uwielbiam wszystko co związane z muzyką a skrzypce to już w ogóle aaaa!
OdpowiedzUsuńI jednak zaczynam znacznie szybciej niż myślałam, ponieważ pisanie pracy to nie zając hyhyh]
Szanowny pan Castello zniknął miesiąc temu. Właściwie to wcale nie zniknął, tylko wziął kluczyki od samochodu, telefon i portfel, i po prostu wyszedł. A później zapadł się pod ziemię, zupełnie tak jakby użył przy tym czarodziejskiej różdżki, która sprawiła, że stanie się on nie do odnalezienia przez swoją żonę.
Może i chciałoby się powiedzieć, że telefony dzwoniły, znajomi nachodzili ją dniami i nocami, jednak nic takiego się nie działo. Nikt nawet nie wiedział. Wiedziała tylko ona i on. Tak wydawało się Aidzie - ona nie miała w planach informować świata, że jej mąż przepadł bez śladu. A później zadzwoniła jedyna bliska jej osoba, Bianca. I już wtedy Castello domyśliła się, że przyjaciółka jest na bieżąco, zapewne dzięki swojemu narzeczonemu. Łatwo było udawać zapracowaną i nie odbierać telefonu aby później wysyłać krótkie smsy o treści: nie mogę rozmawiać, jestem na próbie. I nagle ciągle miała próby, dwa cztery na dobę siedziała w teatrze a tak naprawdę barykadowała się u siebie (właściwie to u Antonia) w mieszkaniu i udawała, że jej nie ma, nasłuchując kroków na klatce schodowej, zastanawiając się czy przypadkiem za minutę nie wkroczy do pomieszczenia jej mąż. Ale wcale nie przekraczał progu mieszkania i nic nie zanosiło się na to aby wrócił. Więc nie pozostało Aidzie nic innego jak po dwóch tygodniach wrócić do życia i dalej zachowywać się jakby nic się nie stało. Oddzwoniła więc w końcu do Bianci aby zaprosić ją do siebie, w żadnym wypadku nie chcąc przyjeżdżać do niej aby przypadkiem nie natknąć się tam na Gaspare'a.
I już po godzinie przeglądała się w lustrze, poprawiając i tak idealny makijaż, który miał być idealnym kamuflażem, zupełnie tak samo jak czarna, perfekcyjnie wyprasowana sukienka.
Otworzyła drzwi, słysząc dzwonek a później posłała przyjaciółce jeden ze swoich pięknych uśmiechów, zupełnie ten sam, którym dziękowała publice za aplauz.
Pięknie wyglądasz Bianca! - Powiedziała, wpuszczając ciemnowłosą do mieszkania. - Wybacz, że nie odzywałam się tak długo, ale w teatrze tyle się teraz dzieje. - Trajkotała jak najęta, uważając, że udawanie głupiej da jej najwięcej czasu. Z resztą była wyposzczona, ostatnio zupełnie nie miała kontaktu z ludźmi, zamknęła się w sobie jeszcze bardziej i naprawdę niewiele jej brakowało do pozostania pustelnikiem. Ratował ją jedynie teatr. Teraz już tylko on jej pozostał.
[Pierwsze komentarze nie są moją mocną stroną, będzie lepiej, obiecuję!]
Aida
Westchnęła głośno, kiedy tylko brunetka ją objęła. Owszem, przyjaźniły się, jednak Aida zdecydowanie należała do tych, którzy mają problem z takimi czułościami. Od kiedy tylko pamiętała krępowało ją to a w tym momencie czuła się po prostu jak kretynka. Jak największy nieudacznik, który potrzebuje aby cały świat poprzez takie właśnie uściski pokazywał jej, że wcale nie jest sama. A była. I odpowiadało jej to, mimo tych kilku momentów, kiedy jednak mogło się zdawać, że jest zupełnie na odwrót.
OdpowiedzUsuńZawsze była osobą wycofaną, która nie lubiła dzielić się ze wszystkimi swoimi niepowodzeniami, z którymi sama umiała sobie poradzić. Była samowystarczalna i odpowiadało jej to. Rzadkością było uczucie osamotnienia, była przyzwyczajona do takiego życia. Pustego i pełnego czekania aż coś nagle się zmieni. I była tak bardzo zafiksowana na tej zmianie, na którą tak czekała, że nie dostrzegała jak wiele się zmieniło, począwszy od ucieczki z rodzinnej Florencji.
Antonio się wściekł i wyszedł. - Powiedziała całkowicie obojętnie, wzruszając przy tym ramionami, jakby miało to potwierdzić, że wcale, a wcale jej nie interesują poczynania męża. Z początku owszem, była zaniepokojona, później rozgoryczona i na dodatek czuła się winna. I nagle, z dnia na dzień jej podejście diametralnie się zmieniło. Była wściekła i tylko czekała, aż Antonio wróci do domu, czekała na moment aż to ona zrobi jemu awanturę i ich role się odwrócą. Aida wszystkim była znane ze swojego spokoju, rozwagi oraz tego, że nikt, zupełnie nikt nie był w stanie wyprowadzić jej z równowagi. I w końcu komuś się udało, właściwie to należał mu się order. - Czego się napijesz? - Zapytała, powracając do swojego neutralnego tonu głosu, całkiem przyjemnego dla ucha altu. Doskonale wiedziała, że wcale nie zakończyła tego nieszczęsnego tematu, jednak liczyła na to, że wybór napoju może chociaż na chwilę zaabsorbuje Biancę. - Coś ciepłego, czy może wino? - Dodała, oddalając się nieco od kobiety aby później podążyć w stronę całkiem dużej i przestronnej kuchni.
Nie miała w zwyczaju do nikogo dzwonić, kiedy coś było nie tak, i Machiavelli doskonale o tym wiedziała, a jednak za każdym razem padało z jej ust to samo pytanie. Aida nie lubiła nikomu się zwierzać, nie biegała po mieście i nie opowiadała o tym jak bardzo ostatnimi czasy nie wychodzi jej w życiu. Nikt nawet nie wiedział, że została opuszczona. Bo chyba zaliczało się to w tym momencie już do opuszczenia, prawda? Po za tym, nie miał kto wiedzieć. Wszyscy znajomi, którzy pojawiali się w tym mieszkaniu, do których Aida jeździła na kolacje, z którymi spotykała się na mieście, byli przyjaciółmi Antonia. Ona nie miała nikogo, tylko Biancę. Była po prostu ozdobą błyskotliwego i głośnego pana Castello, który zawsze musiał być w centrum zainteresowania.
[Ja skrzypce doceniłam dopiero znacznie później. Harfa jest cudowna, to prawda, ale jak byłam dzieckiem, to również nie byłam jej fanką. Za to miałam krótki epizod z różnymi fletami (o losie, ale śmiesznie!) a w muzycznej wylądowałam dopiero jako nastolatka (hehs, wygląda na to, że jestem stara). I oj tam, jest wyretuszowana! ;>
I twój odpis jest rewelacyjny, nie mam pojęcia o co Ci chodzi :3]
Aida
Ten dzień już od samego rana zapowiadał się fatalnie. Największym problemem, z którym musiał się zmierzyć Gaspare, był samochód. Mężczyzna jak zwykle miał w planach udać się na poranne zakupy, by kupić ciepłe bułki oraz coś na obkład, ale nie mógł odpalić auta. Nie dość, że pół dnia spędził na szukaniu przyczyny, to jeszcze musiał zorganizować wizytę u mechanika. Nawet, gdy odbierał maszynę jego humor nie uległ zmianie. Rachunek, który przyszło mu zapłacić, był sporo za wysoki. Wymienienie jednej części i podłączenie kabelków miało go tak drogo kosztować? Absurd.
OdpowiedzUsuńJechał, więc do domu mało uradowany. Resztę dnia najchętniej spędziłby w biurze, by zapomnieć o przykrych wydarzeniach. Nawet nie liczył na jakiś pozytywny aspekt, który odwróciłby jego humor o 180 stopni. Zdawał sobie sprawę, że jest już poddenerwowany i może znów pokłócić się z Biancą. Ostatnio zrobiło się to rutyną i niemalże codziennie dochodzi między nimi do sprzeczki. Gaspare stara się, aby między nimi panowała przyjazna atmosfera, ale zawsze coś jest nie tak. Zazwyczaj kłócili się o drobnostki, ale to wszystko było spowodowane tylko jednym. Mężczyzna tak bardzo pragnął dziecka. Ilekroć widząc na teście ciążowym tylko jedną kreskę, jego irytacja rosła. Nie mógł się doczekać, aż wreszcie usłyszy radosną nowinę, ale jedyne co otrzymał, to fałszywe alarmy. Kochał Biance, ale bał się, że nie będą pełną rodziną. Dziecko dopełnia każdy związek, ściaśnia więzy pomiędzy ukochanymi i uszczęśliwia. Gaspare był w gorącej wodzie kompany, jeśli chodziło o to. Już raz przeszedł koszmar i nie chcę ponownie się zawieść. Jego była żona nie widziała niczego innego poza pracą i czubkiem własnego nosa. Najpierw zwodziła go różnymi sposobami, a później wbiła nóż w jego serce. Jej oświadczenie, że nie zamierza zostać matką było dla niego równoznaczne z tym, że nie chcę tworzyć z nim rodzinny. Na szczęście nie musiał włóczyć się po sądach i w trudnym boju walczyć o majątek. Małżeństwo doszło do kompromisu i już po pierwszej rozprawie rozwodowej pożegnali się ze sobą na zawsze. Była żona ruszyła w świat, a Gaspare postanowił na nowo dać szansę miłości i związał się z Biancą. Dziewczynę poznał jeszcze, gdy był w związku i to głównie dzięki jej matce, z którą miał przyjemność pracować. Mimo że między tą dwójką często dochodzi do kłótni i ich związek nie przypomina filmowej sielanki, kochają się. Mężczyzna zdaje sobie sprawę, że czasem zbyt naciska na partnerkę, ale czas biegnie nieubłaganie. Chciałby on wreszcie trzymać na rączkach swoje dziecko, powiedzieć sakramentalne tak i nie martwić się niczym. Niestety nic nie wskazuje na to, że Bianca w najbliższym czasie sprawi mu niespodziankę.
Zajeżdżając pod dom, westchnął głęboko. Był zmęczony i miał nadzieję, że będzie mógł spokojnie spędzić resztę dnia z ukochaną. Chciałby obejrzeć z nią jakiś film, zjeść romantyczną kolację, a potem razem położyć się do łóżka. W holu zostawił kurtkę i kluczyki. Był zdezorientowany, gdy powitała go cisza. Przez chwilę myślał, że dziewczyna udała się na miasto, ale zaraz po wejściu w głąb domu przywitała go Bianca. Widząc jak wyciągała w jego stronę dobrze znany przedmiot, uśmiechnął się. W jego oczach widać było nadzieję, która zrodziła się w chwili, gdy wziął rzecz do rąk. Przez chwilę jeszcze obserwował dziewczyną, chciał odczytać z jej twarzy czy wreszcie im się udało. Ona jednak nie pozwoliła mu tego odgadnąć i chłopak spojrzał na test. Przez jego ciało przeszły dobrze znane mu dreszcze. Jego mina natychmiast uległa zmianie i zamiast uśmiechu, którym jeszcze chwilę temu obdarzył Biance, pojawiła się złość. Mocno zaciśnięta szczęka, złowrogie spojrzenie i napięte mięśnie było zwiastunem kolejnego spięcia. Gaspare rzucił test gdzieś w bok i odwrócił wzrok od narzeczonej. Po raz kolejny czuł się zawiedziony. Nie rozumiał dlaczego ona wciąż robi mu nadzieje.
- Dlaczego? - warknął i zacisnął pięści - Dlaczego na tym teście nie ma nigdy dwóch kresek!?
UsuńCała złość, którą kumulowała się w nim przez cały dzień, właśnie znalazła ujście.
- W ogóle po cholerę robiłaś ten test? - ryknął, a ton jego głosu stawał się coraz głośniejszy - Mogłabyś mi go chociaż nie pokazywać, skoro nie był pozytywny.
Gaspare powoli miał już dość ciągłych sprzeczek, ale temat dziecka zawsze wywoływał u niego większe emocje. Nie mógł doczekać się swojego potomka, ale chyba każdy mężczyzna chciały dowiedzieć się, że spłodził syna lub córkę. Niewątpliwie do miana prawdziwego mężczyzny brakowało mu tylko tego, ale przecież to nie tytuł był najważniejszy. On marzył o dziecku od kilku lat i na razie spotkały go same rozczarowania. Teraz najchętniej zacząłby drzeć się na całą okolicę, aż wreszcie wszystkie nerwy by go opuściły. Chciał porządnie potrząsnąć narzeczoną i powiedzieć jej, że jest już zmęczony ciągłymi niepowodzeniami. Miał chęć znów zarzucić jej, że to przez nią nie mają jeszcze niemowlęcia w domu. Pragnął wykrzyczeć, że to jej choroba jest wszystkiemu wina. Pragnął wszystko dookoła winić za to niepowodzenie.
- Znowu zrobiłaś mi nadzieję! Po raz kolejny łudziłem się, że nam się udało! Boże, dlaczego!?
[Przesadziłam z długością, ale coś natknęło, więc wybacz.]
Gaspare
Nigdy nie podejrzewał, że jego stopa mogłaby stanąć w takim miejscu. Wszystko dookoła sprawiało wrażenie nierealnego i niematerialnego, a jednak było. Chłopak rozglądał się i czuł przepełniające go poczucie zagubienia, był niewłaściwy, nie na miejscu, stojąc tuż przed wejściem z innym osobnikiem w jego wieku, którego nawet nie znał tak dobrze; wszystko w tej scenie było niewłaściwe, a on powinien od takich rzeczy uciekać. Powinien unikać zaburzeń jego własnej równowagi, emocji przepełniających jego klatkę piersiową i miażdżących jego płuca: nawet jeśli pozytywne, mogły nadal wyeksplodować w nim katastrofalnie i uszkodzić tą część jego mózgu, która odpowiadała za samokontrolę i która już nie była w jak najlepszym stanie. Czuł, że musiał stąd wyjść, jak najprędzej; jakby nagle oczy wszystkich tu zebranych skierowały się ku niemu i wyczuwały, że wcale nie pasował. Nie chciał tu przebywać i było to ewidentne dla świata zewnętrznego - nie ufał żadnym doktorom, jeśli nie jego jedynemu psychologowi. Dlatego właśnie nie zaufanie popchnęło go naprzód, jednak dłoń chłopaka na jego plecach.
OdpowiedzUsuńvd Vaart
[Przepraszam, że tak milczę, ale mam ciężki tydzień. Postaram się odpisać dzisiaj w nocy lub jutro, ale niczego nie obiecuję.]
OdpowiedzUsuńLuca D'Annunzio
Ostatnie jej słowa zabolały go. Poczuł się tak, jakby ktoś wbił w jego serce wielką drzazgę, która trafiła go w sam środek. Gaspare zdawał sobie sprawę, że czasem zbyt mocno naciskał, zbyt chciał, ale nigdy nie chciał, aby jego czyny uraziły ukochaną. Czasem nie panował nad sobą i krzywdził Biancę, ale myśl o dziecku przesłaniała cały jego świat. Jego nagłe wybuchy, czasem nawet agresywność zrodziła się z tego, że przeszłość zostawiła w jego psychice pewien ślad. Obawiał się, że znów straci swoją miłość, a nie wytrzymałby tego ponownie. Oczywiście, że to w żaden sposób nie zezwalało mu na takie traktowanie narzeczonej, ale nie umiał się powstrzymać. Zazwyczaj dopiero po długich przemyśleniach przychodził do niej ze skruszoną miną i przepraszał. Nie robił tego, aby zadowolić swoje sumienie, ale naprawdę żałował. Żałował każdej ich kłótni, ale nigdy nie robił nic, aby im zapobiec. Nie zmieniało to faktu, że kochał Biance i nie postrzegał jej jedynie jako maszynę do rodzenia dzieci. Maleństwo miało być ich szczęściem, dopełnieniem związku. Nie mógłby zostawić ukochanej i zastąpić ją innym modelem.
OdpowiedzUsuńPoczuł pustkę, gdy skończyła mówić. Przez chwilę stał i patrzył prosto w jej oczy. Nie zdawał sobie z tego sprawy, ale jego twarz ilustrowała złość, która w nim buzowała. Nigdy nie ukrywał uczuć, a tym razem był naprawdę poruszony. Odczuł to co powiedziała, ale to tylko pogorszyło jego stan. Dzisiejszy nastrój Gaspare'a nie należał do najlepszy i tylko sprzyjał jego wybuchom. Mężczyzna od samego rana był mocno zdenerwowany, a przez cały dzień towarzyszyły mu tylko mało przyjemne momenty. Wracając do domu miał ochotę spędzić chociaż wieczór w miarę dobrze, ale jego plany legły w gruzach. Nie spodziewał się, że znów nie otrzymała długo wyczekiwanej nowiny i przyjdzie do kolejnej wymiany zdań pomiędzy nim, a partnerką. Wolałaby przygotować się do kolejnego niepowodzenia niż już w progu słuchać złych wieści.
- Nie jestem egoistą. - rzucił ostro i zmrużył oczy.
Przetarł dłonią twarz i westchnął głęboko. Rozejrzał się po pokoju i wzrok wodził za testem. Dopiero po chwili zauważył biały plastik, który leżał niedaleko kanapy. Podniósł go z podłogi i natychmiast wyrzucił do śmieci. Poprzednie również tak kończyły. Gaspare przez chwilę pomyślał, że gdyby przyszło mu wreszcie zobaczyć dwie kreski, to oprawiłby szczęśliwy test w ramkę.
- To moje mieszkanie. - dodał po chwili i wrócił do salonu, gdzie wciąż była Biance, która niedawno wskazała mu drzwi wyjściowe. Ustał teraz nad dziewczyną i patrzył na nią z góry. - Gdybyś również pragnęła dziecka, to nie byłoby takiego problemu. Myślisz, że się nie domyślam?! Mogłabyś od razu mi powiedzieć, że nie chcesz zostać matką, a nie robić ze mnie idiotę!
[Odpis pisałam na tablecie i zdaję sobie sprawę, że mógł wyszedł totalnie do bani, więc wybacz mi.]
Gaspare
Kac to złośliwa bestia, która dopada ludzi w najmniej oczekiwanym momencie. Nigdy nie wiadomo, kiedy staniesz się ofiarą „oprocentowanego” potwora, ale gdy już Cię dopadnie, nie ma zmiłuj się. Głowa napierdala jak ruski przecinak, myśli krążą niepoukładane po zakątkach umysłu, a jeśli nie masz odrobiny szczęścia lub nie urodziłeś się w złotym czepku (czytaj: masz słabą głowę), wciskają się wszędzie tam gdzie nie trzeba. W ten sam efektywny sposób doprowadzają do irytacji, o czym Luca mógł się przekonać gdy pewnego pięknego poranka dał się złapać w sidła kaca-mordercy. Ledwo oprzytomniał, a już czuł się jak na akupunkturze, z tymże wcale nie było to tak relaksujące i przyjemne, jak utrzymują ulotki z salonu kosmetycznego. To trochę tak jakby zajął się nim totalny laik, wciskając igły gdzie popadnie, głównie w głowę, przyszpilając mózg. Jakby tego było mało, po otworzeniu powiek ostre światło dnia okazało się głównym agresorem: przepalało wrażliwe spojówki, zmuszając go do przymrużenia oczu. Aż jęknął cicho, pozwalając sobie na upust emocji – jak łatwo się domyślić miały one w sobie niewiele z radosnego ćwierkania entuzjasty. Czy kiedykolwiek zależało mu jednak na fałszywej tożsamości optymisty? Nigdy. Miał swoje zalety i całe spektrum wad, ale jednym, ogromnym plusem było to, że nie przekłamywał uczuć. Jeśli czuł złość, zrezygnowanie, apatię bądź przygnębienie, właśnie na takiego człowieka wyglądał. A że zwykle negatywne nastroje brały nad nim górę, musiał uchodzić za cynika, marudera i agresora. To nie była najlepsza wizytówka człowieka, z czego zdawał sobie sprawę.
OdpowiedzUsuńPotrzebował sposobu na poradzenie sobie z własnym bagażem doświadczeń, a choć społecznie nie czuł się gorzej niż przeciętny Kowalski, miał swoje problemy i wspomnienia, które nie dawały mu spać w nocy. Było to coś, co budowało go przez lata, nie miał zamiaru tego likwidować, starał się myśleć o tym, jak o piętnie ludzkiego istnienia – problem w tym, że nie potrafił zachować tego tylko dla siebie. Zła aura odbijała się promieniście na całe otoczenie: tu popełniał największy błąd, a w tym by to zmienić potrzebna była pomoc specjalisty. Poszedł więc za radą trenera, zapisując się do ośrodka rehabilitacyjnego.
Psycholodzy nazywali to pomocą terapeutyczną, on widział to nieco inaczej. Prawda przedstawiała mu się znacznie brutalniej, być może na miarę własnego cynizmu. Nawet jeśli życie doprowadza Cię do szaleństwa, musisz nauczyć się z tym żyć, chować bagno w sobie póki strawione przez truciznę trzewia nie napuchną od nadmiaru fałszu – to był punkt widzenia D’Annunzio i właśnie w tym był kiepski. W nadawaniu nieprawdziwych informacji o sobie i tłumieniu wzburzonej energii. Dla niego gniew był czymś naturalnym, czymś co go definiowało na czele ze strachem. A skoro myślał o tym jak o integralnej części siebie, ciężko było mu poradzić sobie z wyeliminowaniem poszczególnych, niestosownych zachowań wynikających ze złości, niepewności, czy trwogi.
(…) Przechodząc przez próg pomieszczenia nie spodziewał się żadnych dodatkowych przygód. Zresztą był za bardzo skupiony na własnej niedoli, wynikającej z przepicia, by w ogóle zauważyć, że pracownica, która siedzi za biurkiem to jego stara znajoma. Światło wciąż dawało mu się we znaki, a on w roztargnieniu przyłożył dłoń do czoła, zakrywając oczy. To wtedy poczuł czyjeś ciało, wieszające się na nim gwałtownie i gdyby nie to, że jego własna masa trzymała go mocno przy ziemi, pewnie runąłby jak długi do tyłu.
— To też część terapii? — mruknął niczego nieświadomy i dopiero gdy wyczuł charakterystyczną woń bezowego żelu pod prysznic, a dłoń wylądowała na jej wąskiej talii, pozwolił sobie objąć jej sylwetkę wzrokiem. Co prawda przy bliskości ich ciał widział sam jej profil, ale informacja o tym z kim ma do czynienia i tak została już wysłana do mózgu. Bianca. Dla niego było to takim samym zaskoczeniem. Nie pozwolił jednak przejąć emocjom kontroli nad ciałem, bo i tak czuł się już upokorzony tym, że jego terapeutką okazała się kobieta, z którą kiedyś tak dobrze się znał. Było mu zwyczajnie wstyd, dlatego nic nie powiedział. Ściślej mówiąc w ogóle nic nie zrobił, trzymając ją wciąż w objęciu.
Usuń[Przepraszam Cię, mam teraz sporo na głowie. Ten odpis nie trzyma się kupy.]
Luca D'Annunzio