10.10.1990; MEDIOLAN, WŁOCHY
Artystka bez pracy, bez dachu nad głową i bez wizji jutra
Evviva l'arte! Duma naszym bogiem,
sława nam słońcem, nam, królom bez ziemi,
możemy z głodu skonać gdzieś pod progiem,
ale jak orły z skrzydły złamanemi -
więc naprzód! Cóż jest prócz sławy co warte?
evviva l'arte!
Zwrotka wiersza Evviva l'arta Kazimierza Przerwy-Tetmajera;
na zdjęciach Marilhéa Peillard (imię zalinkowane).
Taka odskocznia od Rosy, choć z Lucchese nie mam zamiaru rezygnować.
Zapraszamy. :)
[ P I Ę K N A ! <3 ]
OdpowiedzUsuńJason Lahane
[Zaczynamy, oczywiście, że zaczynamy. Mają się znać, czy nie? A jeśli tak, to w jakim charakterze Ty byś to widziała? ;>]
OdpowiedzUsuńJason Lahane
[Jason jest redaktorem w niezależnej gazecie, więc mogli się kiedyś poznać podczas jakiegoś wywiadu, później może poszli na kawę, na koniec mogli się nawet pokłócić, ale po kilku dniach znów się spotkali bo z niego jest taki złośliwiec co lubi uprzykrzać życie tym, którzy go nie lubią. A że uznał, że ona go nie lubi, to znów postanowił się z nią zobaczyć. Metodą działania na nerwy mogli się w rezultacie nawet polubić. Co myślisz?]
OdpowiedzUsuńJason Lahane
[Cześć, ja wcale się nie narzucam, naprawdę, ani troszkę, nie cieszę się zdecydowanie za bardzo widząc artystkę bez dachu ale no wiesz, gdyby ona tego potrzebowała, tak jakoś u Romagnoliego zawsze znalazłaby ciepły kąt, może też coś związanego z jakąś pracą.]
OdpowiedzUsuńAndrea R.
[ Co za piękne zdjęcie! I imię! A cytat to jeden z moich ulubionych wierszy - skąd go wzięłaś? Zachwycająca :* ]
OdpowiedzUsuńAdministracja/Claudia
[Dobra, mi to pasuję! I zacznę. Postaram się jeszcze dzisiaj, a jeśli się nie uda, to z pewnością jutro, obiecuję! <3]
OdpowiedzUsuńJason Lahane
[Czarujące zdjęcie ^^ Nie wiem dlaczego, po prostu mi się podoba.]
OdpowiedzUsuńM.L.
[ Bez dachu na głową, a na drugim zdjęciu siedzi w jakiejś kuchni. Co za oszustwo! ;D ]
OdpowiedzUsuńLaszlo Tisza
[Nie powiem niczego, czego nie powiedzieli już moi poprzednicy: zdjęcia urocze zarówno tutaj jak i u Rosy. Tymczasem weny życzę i dobrej zabawy.]
OdpowiedzUsuńDante
[ Czyli co, w kuchni siedzi się na podłodze i robi się zdjęcia? ;D
OdpowiedzUsuńJak najbardziej! Jakieś propozycje? Ech, przekleństwo takich kart, nie ma się nawet czym zainspirować w tworzeniu wątku.]
Laszlo Tisza
[ O i już mam jakiś pomysł, chociaż super to on nie jest.
OdpowiedzUsuńTo tak, kilka słów o Tiszy. Mężczyzna jest Węgrem, do Modeny przyjechał jakieś trzy lata temu w pogoni za piękną Włoszką, w której się zadurzył. Dogonił ją, złapał i teraz wspólnie układają sobie życie, chociaż może nie jest to najfortunniejszym sformułowaniem. Związek jest dość burzliwy, bo zarówno Laszlo, jak i jego dziewczyna, w pewnym sensie są irytująco dziecinni – potrafią pokłócić się o jakąś błahostkę, a potem obrażać się, jak przedszkolak z muchami w nosie.
Czy Julia jest też uliczną artystką? To znaczy, rozkłada na rynku swoje akcesoria i tworzy obrazy tak, że przechodnie mogą obserwować proces twórczy. Albo portretuje chętnych i sprzedaje potem to, co wymodziła? Bo jeśli tak, to w ten sposób Laszlo mógłby ją poznać i od czasu do czasu przychodziłby w odpowiednie miejsce, aby porozmawiać z Julią lub wspólnie pomilczeć.
Któregoś razu Laszlo znowu by się pokłócił z dziewczyną, tym razem poważnie (tj. zapewne i tak po kilku dniach wszystko wróciłoby do normy, ale w chwili kłótni żadne z nich tak by nie myślało, naturalnie). Ona zaczęła by zbierać jego rzeczy i w złości krzyczeć, by się wynosił, on by się uniósł dumą, wrzucił do walizki kilka swoich przedmiotów i wyszedł. I miałby kłopot, bo nie bardzo wiedziałby, co ze sobą począć.
Nogi poniosłyby go w miejsce, w którym Julia czasem tworzy i miałby szczęście, bo akurat zastałby młodą kobietę. Blablabla, jakaś gadka-szmatka, wyszłoby, że dzielą dolę bezdomnych i Tisza zacząłby ją namawiać, by poszli do kasyna (ale nie tego, w którym mężczyzna pracuje) i spróbowali swoich sił w hazardzie. Jeśli by się zgodziła – cóż, wtedy można by sprowadzić na nasze postacie drobne kłopoty. ]
Laszlo Tisza
[Wątków widzę masz dużo, więc nie wiem, czy chcesz dorzucić do tego jeszcze jeden, ale chociaż pochwalę ci zdjęcie; urocze! Olivier ma słabość do takich kobietek :D]
OdpowiedzUsuńOlivier
[Moja spostrzegawczość objawiła się po raz kolejny, tym razem na poziomie 39493249, oczywiście skojarzyłam nick, ale nie skojarzyłam postaci :c W sumie to wolę Rosę :D (pewnie źle odmieniłam)]
OdpowiedzUsuńOlivier
[Okej, okej, odpiszę ci jutro zaraz po szkole, bo aktualnie to już średnio mi się myśli :(]
OdpowiedzUsuń[Niestety, u mnie w szkole nie ma czegoś takiego :( Ale szybko ten tydzień przeleci, później się pochodzi z trzy tygodnie i ferie!]
OdpowiedzUsuń[Chociaż bardzo mnie wątek kusi (szczególnie z Julią), nie mogę. Nie wyrobię. Ale dzięki za propozycję. Może jak skończy się ten cały młyn z obowiązkami na czele, a zacznie więcej wolnego dla mnie i mojego pisania, wrócę z wątkiem. Niemniej, niczego nie obiecuję.]
OdpowiedzUsuńDante
[Dzień dobry. Witam się i życzę dobrej zabawy na blogu. Chętnie też zaproponowałabym jakiś wątek, ale za bardzo nie mam pomysłu. Wpadaj, to coś pomyślimy jeszcze.]
OdpowiedzUsuńMaricel
[To będzie krótkie i tragiczne. Przepraszam.]
OdpowiedzUsuńTo był chłodny i wietrzny wieczór. Jeden z tych, gdy ludzie chowali się w domach, nie wyłaniając czubka nosa na zewnątrz. Jason jak zawsze nie czuł się przerażony pogodowymi perturbacjami, dlatego szedł dzielnie ulicą, wracając z redakcji gazety (tak, po raz kolejny został po godzinach), okryty szalikiem, ubrany w płaszcz i czapkę. Z ukrywaną ulgą zszedł po schodkach na podziemną część dworca, gdzie ostatni maruderzy biegli z walizkami na kółeczkach, pragnąc złapać taksówkę. Wielu kloszardów w brzydkich, brudnych kurtkach siedziało na podłodze, próbując ochronić się przed zimnem, a jakaś dziewczyna właśnie układała się na tekturowej kładce do snu. Rzucił na nią tylko okiem, a gdy spomiędzy kurtyny ciemnych włosów wyłoniła się znajoma twarzy, przystanął tak raptownie, jak gdyby zobaczył przed sobą ścianę.
-Julia? - spytał, marszcząc brwi w niedowierzaniu, a gdy uniosła na niego wzrok, był pewien, że to ona. - Co ty... co ty tu robisz, do cholery? - spytał głośno, podchodząc do niej i ignorując zaciekawione spojrzenia siedzących nieopodal kloszardów.
Przykucnął przy siedzącej na teksturowej kładce Julii, spojrzał jej w twarz w poszukiwaniu jakichś znaków tego, co mogło jej się przytrafić, że znalazła się w takim miejscu, a gdy nie znalazł nawet najmniejszej poszlaki, pokręcił głową niemal bezwiednie.
-Masz do wybrania dwie możliwości: albo zabieram cię do siebie, albo wynajmujemy ci jakiś hotel - rzekł tonem nieznoszącym sprzeciwu, a jego wzrok, tak zimny, poważny i zdecydowany mógł wzbudzać grozę.
Jason Lahane
[Bardzo mocna piona za polską poezję (<3). Chętnie! Masz może pomysł na jakiś wątkowy konkret? :3]
OdpowiedzUsuńTeddy
[A jak wolisz? Ja piszę się na wszystko, zrób z Teddym co chcesz :3]
OdpowiedzUsuńTeddy
[Ha, jestem niepomocnie dostosowująca się (czyt. niezdecydowana), więc jestem gotowa pójść na obie opcje, ale chyyyyba jednak wybiorę drugą imprezę. Rozumiem, że moim zadaniem jest zaczęcie, zaraz się za to zabiorę ;)]
OdpowiedzUsuńTeddy
[Wybacz opóźnienie.]
OdpowiedzUsuńPomimo tego, że plątał się tu już prawie pół godziny, sto metrów kwadratowych należących do nieznanej mu osoby wciąż zdawało się dziwnie obce. Być może wreszcie wyrósł z tego całego imprezowania, być może to wszystko było olbrzymim nieporozumieniem, być może dziełem przypadku nie miał nic wspólnego z żadną z ciasno zbitych grupek przewijających się przez drzwi wejściowe mieszkania. Piwo wydawało mu się zbyt gorzkie, muzyka zbyt cicha, a towarzystwo po prostu zbyt drętwe, aby to Teddemu przypadła rola wodzireja, ciągającego za ucho nauczyciela, który z poważną miną krzyczy "nie tak powinieneś się bawić".
Usiadł. Zimno parapetu działało orzeźwiająco i pobudzało zmysły, a Teddemu całkiem podobało się uczucie trzeźwości, ale mogło to trwać tylko chwilę. Pół piwa nie uciszało wołania dobiegającego z foliowego woreczka w kieszeni jego spodni, a zapalniczka zdawała się samoistnie podpalać… Przecież nie mógłby sobie darować. Nie teraz, gdy znajoma twarz błysnęła mu przed oczami.
W normalnych warunkach wolałby zaszyć się w kąt lub uciec, w końcu uważał, że właśnie tak wypada postąpić po jednorazowej przygodzie z kompletnie nieznajomą osobą. Tak było łatwo, tak było bezpiecznie, to nie wymagało podpisów i zobowiązań, a skoro polegało na wzajemnej przyjemności, złudnie wierzył w przypadek, gdy zaliczona dziewczyna minie go obojętnie, bez zbędnego przywitania i całusów w policzek. Tym razem, widząc Julię, również pragnął ucieczki, ale nie samotnej. Wspólnej.
Teddy
Julia była najbardziej szaloną i oderwaną od rzeczywistości osobą, jaką kiedykolwiek spotkał. Jej prace, chociaż wzbudzały jego podziw, były niecodziennie, pełne indywidualizmu, pełne tego wszystkiego, co kryła w sobie Julia. Chociaż początkowo nie przypadli sobie do gustu głównie dlatego, że Jason zbyt łatwo wyczytał z jej dzieł ukryte znaczenie, odkrywając po kolei karty z jej osobowością, ostatecznie przy kolejnych spotkaniach postanowili dać sobie szansę na znajomość wypełnioną ironicznymi komentarzami i pobłażliwymi uśmiechami.
OdpowiedzUsuńChociaż w przeciągu jednego spotkania dowiedział się o niej więcej niż chciał i powinien wiedzieć, to w życiu nie spodziewałby się, że zastanie ją na dworcu, skuloną na kawałku tekturki i z plecakiem pod głową, który robił za poduszeczkę. Dodatkowo gdy się do niego odezwała, wyczuł od niej odór taniego alkoholu kloszardów i w jednej chwili miał ochotę dosłownie przetrzepać jej tyłek na kwaśne jabłko.
-Nie obchodzi mnie to czy chcesz, czy nie! Całkowicie oszalałaś! Nie wiesz ile niebezpieczeństw cię tu czeka?! Wstawaj mi, ale już! - warknął ostrym, groźnym tonem i pewnym było, że jeśli mu się sprzeciwi, to on weźmie ją stamtąd siłą.
[Wybacz. Ohyda.]
Jason Lahane
[Dzięki i cieszę się, że się podoba. A pomimo tego, że jestem tutaj, wybieram Rosę ;)]
OdpowiedzUsuńLuca D'Annunzio
[Uuu. A kim jesteś? :D Ja fb nie mam. Uznano, że nie istnieję.
OdpowiedzUsuńHm, oglądałam tę kartę i pomyslałam sobie o tym, ale miałam nadzieję, że znajdę jakąś siedemnastkę. C. woli młode, niewinne , przynajmniej w łóżku :D Aczkolwiek jeśli jakiś stary, stary znajomy poleci pannę Julię Catherine, to ta jest gotowa rozpatrzyć kandydaturę na uczennicę. Nawet bez kasy, bo to w końcu Catherine, jej pieniądze średnio obchodzą.
Chyba, że masz inny pomysł?]
[Dziękuję. <3]
OdpowiedzUsuńJulia miała potencjał, który najwyraźniej chciała zmarnować, śpiąc na ulicy w otoczeniu kloszardów. A Jason, chociaż tak właściwie ich znajomość rozpoczęła się niedawno i była dość burzliwa, nie chciał na to pozwolić. Dlatego był tak stanowczy, dlatego zdecydował się podnieść na nią głos, dlatego denerwowała go tak bardzo myśl o jej bezmyślności.
-Pytasz dlaczego nie obchodzi mnie twoje zdanie? - warknął przez zęby. - Dlatego! - Wskazał na rozdartą teksturę, z której właśnie zdecydowała się wstać. - Zachowujesz się jak gdybyś postradała rozum! Mam gdzieś to, że zachowuję się jak twój ojciec, ale jeśli takim zachowaniem mogę cię skłonić do trzeźwego myślenia, to musisz mi wybaczyć, ale nie zrezygnuję z niego - dodał, łapiąc ją stanowczym, ale wbrew pozorom wcale nie mocnym uściskiem za ramię. Słysząc jej pytanie, nie mógł się oprzeć temu, by spojrzeć na nią z zażenowaniem. - Wiem co mam ci obiecać... że już więcej mnie nie zobaczysz, że więcej się nie spotkamy, że dam ci święty spokój i tak dalej, i tak dalej. Zgadłem, prawda?
Był przekonany o tym, że miał rację, ale teraz potrzebował tylko jej potwierdzenia, by utwierdzić się w fakcie, że naprawdę go nie znosiła mimo ich niedawno zażegnanego konfliktu.
Jason Lahane
[PRZEPRASZAM! OHYDA ZNOWU!]
Mogła go nie lubić. Mogła go nawet nienawidzić, ale musiała go posłuchać, bo i tak by nie odpuścił. Wpadła na najgłupszy z możliwych pomysłów. Wykazała się ignorancją i bezmyślnością. Była tak uparta i niemożliwie nieznośna, że aż brakowało mu słów. A to się naprawdę rzadko zdarzało.
OdpowiedzUsuńSłysząc jej słowa, spojrzał na nią z uniesionymi brwiami, nadal dość zdenerwowany, by nie panować nad tonem swojego głosu.
-Co masz na myśli mówiąc, że mam cię do niczego nie zmuszać i zobowiązywać?! Czy ty naprawdę myślisz, do cholery, że zaciągnę cię do mieszkania, najpierw zaproponuję, że położę się na podłodze, a później zgwałcę?! Chyba upadłaś na głowę - stwierdził ze złością, zaciskając zęby i kręcąc głową.
Owszem, miał zamiar odstąpić jej swoje łóżko, a sam spać na składanym łóżku polowym. Owszem, miał zamiar zaproponować jej ciepłą herbatę, by ogrzała trochę to swoje niemądre dupsko. Jednak w żadnym wypadku nie miał jej zamiaru zmuszać czy zobowiązywać do niczego zdrożnego.
Słysząc jej pytanie, znów na nią spojrzał.
-Trudno mi zaakceptować twoją bezmyślność. I chcę ci przemówić do rozsądku. To wszystko.
Krótko. Zwięźle. I na temat.
Jason Lahane
[Odpisze juz jutro, ale musze Cie jeszcze spytac dlaczego tak uwazasz? ;)]
OdpowiedzUsuńJason Lahane
Gdy była młodsza i dopiero zaczynała swją przygodę ze sztuką, poznała Artystę. Był wówczas dość znany i lubiany, chociaż nie tyle za własną twórczość, a za krytykę obrazów innych. Był w tym nie do przebicia, choć nie z powodu bardzo krytycznych uwag, ale złośliwości. Tak, potrafił doskonale dopiec komuś, jednocześnie nie obrażając samego dzieła - mam na myśli nie obrażając realnie. Catherine traktowała go jak nieszkodliwego złoczyńcę, który dobrze że zajmował się tym swoim krytykowaniem. Kilka jego prac widziała i nigdy nie zachwyciy jej za bardzo. Może dlatego przez długi czas jej nie lubił, a gdy ostatecznie publika przyjęła ją przychylnie, zaczął tolerować i próbował się przymilić, chcąc złapać trochę splendoru przez wzgląd na znajomoć z Catherine.
OdpowiedzUsuńJak zdobył numer telefonu Catherine, nikt nie wiedzał. Faktem było to, że od czasu do czasu zapraszał ją na różne wystawy. Najczęściej się jakoś wymigiwała, mówiła, że nie może, że to nie dla niej, że jest zajęta malowaniem czegoś nowego. Doskonale wiedziała, że wystawy jego prac są nudne... i że nawet źle odbiera muzykę do tematyki. Doskonale wiedziała również, że każda wystawa nowych, młodych pseudoartystek, które Artysta uwielbiał organizować, była po prostu pretekstem, by je wmusić sobie do łóżka. Tak, wmusić to bardzo dobre słowo, bo kto chciałby spać ze starzejącym się pseudoartystą? Catherine nie szaowała kobiet, które się na to godziły. Nie było mowy, by do sztuki dostawać się przez łóżko, bez znaczenia, co miało się do zaproponowania.
Artysta jednak przyjechał do jej nowego domu. Catherine nie miała specjalnie jak się wymówić, gdy mężczyzna zaprosił ją na obiad. Uznała, że odbębni - nie zgodziła się jednak dla niego, bo tak naprawdę Artysta i jego twory jej nie obchodziły ani grama, ale dla wielkiego życia, które Catherine zostawiła za sobą. On dopiero stamtąd wracał, a że był niezłym plotkarzem, Catherine miała możliwość dowiedzenia się kilku ciekawych rzeczy na temat Pragi. i swojego odejścia, oczywiście.
Plotki pominę. Nie było w nich nic ciekawego poza tym, że kilkoro młodych artystów natchnionych wiccami czy innymi pierdołami włamało się do jej stargo mieszkania i próbowało się nasycić talentem. Czy jakkolwiek oni tego nie nazywali. Catherine na tę wieść zaśmiała się, choć była zdegustowana. Brak ochrony i już dewastują jej stary dom.
Artysta zaprosił ją na swoją wystawę, potem zaś zaczął mówić o jakiejś młodej dziewczynie, która miała przedstawać coś swojego. mówił w superlatywach, więc Catherine ignorowała go zupełnie, skupiając wzrok na jakimś tanim obrazie za nim. Widziała, że to nawet nie jest malowane, tylko drukowane, i uznała tę restaurację za banalną, Artystę zaś - za ignoranta, skoro ją tutaj zaprosił. i miała już wychodzić, gdy usłyszała swoje imię. Poprosiła więc o powtórzenie ostatniego zdania.
- No, mówiłem - wypaplał Artysta, machając widelcem w powietrzu - że ta dziewczyna... Juliet, czy jakoś tak, namalowała coś wzorowanego na Twoich pracach. Jakąś dziewicę ujeżdżającą demona, czy coś takiego...
UsuńCatherine zmrużyła oczy.
- Nigdy nie namalowałabym czegoś takiego - fuknęła.
Artysta spojrzał na nią.
- Nie?... A... Humpf... Nie, oczywiście, że nie ty! To Frances, Victoria Frances, wiesz, która. Ona. Tak czy siak, Murriet Cię podziwia. Tak mi się wydaje, mówiła tak. Przyjdziesz?
Catherine uniosła brwi. Miała ochotę spytać, czy Artysta pyta na poważnie, czy jednak sobie żartuje, jednak nie odezwała się. Jedynie wstała, rzuciła chustkę i wyszła. Nie zamierzała ani chwili dłużej przebywać w tym miejscu.
I najpewniej by nie przyszła dla tej całej Juliet czy Murriet, gdyby nie to, że dyrektor placówki zaprosił ją do siebie w celu omówienia jej własnej wystawy dwa dni później. Catherine weszła głównym wejściem, starając się nie zwracać na siebie uwagi, po czym przeszła przez hol z wyjątkowo słabymi pracami i weszła do salki, w której wieszała się Julia Trevisano. Ot, tak orientacyjnie zerknęła na kilka prac, uznając, że ktoś ma bardzo dobrą linię, choć za dużo używa czerwieni. I chociaż obraz z demonem wcale jej nie przypadł do gustu z powodów barwnych, musiała przyznać, że osoba malująca miała wprawę. I wyjątkowo tanie farby, nie wspominając o płótnie kupionym najpewniej z odzysku.
Malarstwo nadal pozostawało sztuką dla bogaczy, bez wątpienia.
W pewnym momencie Catherine usłyszała za sobą głos Artysty.
- Widzisz, Juliet? Catherine przyszła! Catherine, dobrze Cię widzieć, moja miła kochana! Powiedz mi, co sądzisz o obrazach, hę? Dobre są, prawda? W tym pomagałem dobrać kolory. Właściwie, przy części pomagałem je stworzyć. Co sądzisz o demonie i dziewicy? Cudowny, prawda? Bardzo podobny do twoich pierwszych prac. A ten pejzaż? Wspaniały! Ta czerwień!... Zatem, co sądzisz? Murriet ma szansę się wybić, prawda?
Catherine nie miała zwyczaju komuś przerywać, więc milczała przez dłuższą chwilę, słuchając tego denerwującego trajkotu. Chciała się stąd tylko wyrwać. Kiedy jednak tyrada Artysty nie kończyła się, powiedziała dobitnie, choć jednocześnie cicho, by usłyszały to jedynie odpowiednie osoby:
- Zapewniłeś dziewczynie najtańsze farby i płótno, myśląc, że ją przedupczysz zaraz po wystawie. Nie jesteś mecenasem sztuki, promując kogoś tak, by nigdy nie wyszedł na powierzchnię. Te obrazy są śmiechu warte.
Catherine spojrzała na dziewczynę przez ułamek sekundy. Była zła, a gdy była zła - zazwyczaj przerażała swoją pewnością siebie. Widząc, że Artysta chce jej coś odpowiedzieć, odwróciła wzrok i zawinęła do gabinetu dyrektora placówki.
Szkoda tylko dziewczyny, pomyślała Catherine, bo wyraźnie miała talent. Ale skoro dawała dupy za możliwość wystawienia się, to czy naprawdę zasługiwała na jakiekolwiek uznanie?
Rozmowy z Julią od początku ich znajomości wyglądały właśnie tak: krzyki, a właściwie nawet wrzaski, wzajemne obrażanie się, wyzwiska, wyrzucanie sobie wszystkiego, co tylko przyszło im do głowy.
OdpowiedzUsuńNie mniej jednak Jason nie zamierzał jej pozwolić spać na dworcu, zniknąć bez słowa, czy nie zjeść śniadania. Mogła to sobie już na starcie wybić z głowy.
-A ja nie uważam cię za, jak to sama powiedziałaś, "puszczalską szmatę". Właśnie dlatego, że taka nie jesteś, nie chcę byś spała na tym cholernym dworcu - powiedział ostro, idąc obok niej szybkim krokiem. Jak zawsze wynikło między nimi tysiąc najróżniejszych nieporozumień, ale najwyższy czas, by oboje się do tego przyzwyczaili. - Będziesz się mogła u mnie zatrzymać tak długo, jak zechcesz, jasne? Będziesz spała na moim łóżku i jadła śniadanie. Nie pozwolę ci też zniknąć bez słowa, żeby trzy dni później znowu znaleźć cię na dworcu. Daj sobie pomóc, Julia - stwierdził spokojnie, nagle postanawiając przyjąć taktykę dobrego słowa, zamiast krzyku. Może była szansa, że to bardziej im pomoże w jakiejkolwiek komunikacji.
Słysząc jej dygresję o tym, że by go nawet gałęzią nie dotknęła, roześmiał się, kręcąc głową.
-Julia Trevisano, jak zawsze miła i szczera do bólu - stwierdził, nadal się śmiejąc, chociaż tak naprawdę wiedział, że to mogła być rzeczywiście prawda.
Nienawidziła go, więc mogła też nie chcieć go dotknąć nawet gałęzią. Proste.
[Faktycznie, ta Julia jest zupełnie inna od tamtej z Amsterdamu. Swoją drogą, ja i James kochaliśmy tamtą Julkę najszczerszą z najszczerszych miłości! <3 Nie mniej jednak uważam, że sobie poradzisz. Zdolna jesteś, piszesz świetne, więc będziesz umiała okiełznać nieznośną Julię. :)]
Jason Lahane
[Julia była perfekcyjna i idealna dla Jamesa. Ja też nie raz wracam pamięcią do ich relacji i rzeczywiście szkoda, że to w tak niewiadomym momencie nam się urwało, bo byli jednym z moich ulubionych paringów. <3]
OdpowiedzUsuńJason Lahane
Catherne dłużej niż zwykle rozmawiała z dyrektorem, gdyż za żadne skarby nie mogła go przekonać, by ten przestał wpuszczać Artystę na jej wystawy. Po dwóch godzinach ciągłej dyskusji na temat Artysty Catherne była na tyle rozjuszona postawą obu mężczyzn, że uznała, że wystawy nie będzie, dyrektor może pocałować się w nos - powiedziała to, oczywiście, dobitniej - i że jeśli chce wieszać i spredawać mizerne obrazki, to niech to robi, ale bez niej. Catherine rzadko bowiem pozwalała komukolwiek iśc z nią na kompromis. Była kobietą, która, jeśli czegoś chciała, musiała to mieć. I teraz chciała, by Artysta zniknął z jej życia. Pierwszym krokiem był zakaz znajdowania się w miejscu, gdzie ona była, w jej galeriach, jej domu, jej nowym mieście. Tak, miała dość przydupasa liżącego jej dupę tylko po to, by samodzielnie się wybić - uczynić to, czego sam swoją sztuką nie potrafił zrobić przez wiele lat.
OdpowiedzUsuńTuz po wyjściu gabinetu zauważyła coś, co przykuło jej uwagę. Ot, portret Adama i Ewy na tle huty. Niby nic, bo ani kolory niezbyt ładne, ba!, obraz chyba był na kartce - Catherine przyjrzała się, reczywiście na kartce zamiast na płótnie - ale spodobał się jej pomysł. Nie by bardzo kontrowersyjny, był po prostu... inny. Catherine nie analizowała, bo nie było czego w tym analizować; nie lubiła analizowania jakichkolwiek dzieł sztuki, mimo, iż jej własne analizowano na bieżąco. Ten obraz jednak zwrócił uwagę, dał się poczuć, dał się zrozumieć. I Catherine byłaby minęła go, trochę już uspokojona, gdy zauważyła, że przedstawienie namalowała Julia Trevisano. Ta Julia, którą jeszcze przed chwilą wyśmiała.
Catherine zdjęła ostrożnie obraz ze ściany, wzięła go pod pachę i ruszyła do głównej sali. Miała nadzieję, że nie spotka już Artysty, bo samo spojrzenie na jego twarz byłoby powodem, by wpaść w furię. Miała szczęście, mężczyzny nie było. Była za to ta młoda dziewucha, która usiłowała się wybić własną dupą.
Ale nie może być aż tak zła, pomyślała Catherine. Ma coś w głowie. Nieukierunkowane, ale ma.
Catherine oczywiście pomogła jej zdjąć ten obraz, potem poczekała, aż zostanie n schoany. Następnie pokazała obraz, który znalazla, dziewczynie.
- To jest naprawdę dobre. Jeszcze słabe studium ciała, ale podoba mi się pomysł. I kolory, świetne użycie kolorów jak na farby plakatowe. Malowałaś to pewnie jak byłaś jeszcze w szkole? - spytała, po czym zawiesiła obraz na miejscu, na którym jeszcze przed chwilą wisiał demon. - Nie idź w kierunku demona i fujarek, i dziewic, robią to inni ludzie. To utarta ścieżka, dobra do zarobienia kasy, ale nie wybijesz się.
Spojrzała na dziewczynę i uśmiechnęła się subtelnie. Czy to naprawdę była jej wina, że poddała się starszemu malarzowi, który obiecywał jej pieniądze i uznanie? Nie, nie była. Głupta wieku młodzieńczego i niepewność siebie, one były winne. Ale nawet mimo tego, Catherine nie była przekonana co do tej całej Julii. Ot, ledwie jedna dobra praca, w dodatku plakatówkami. To jeszcze o niczym nie świadczyło.
[Jest ona piękna, chcemy wątku. Tylko wymyślmy im coś. Ja bym ich nawet wpakowała teraz w związek, choć mój pan niby czuje coś do swojej przyjaciółki i przespał się po alko z inną panią. Tak wiem, taki nieznośny i okropny, że nikt go nie zechce.]
OdpowiedzUsuńAmadeo.
[Dla mojego pana Julia będzie oczywiście ważna. Ale jak się dalej potoczy to zobaczymy jak się będzie pisało. Cieszę się, że Amadeo znalazł kogoś kto chociaż go toleruje. Zaczynamy?]
OdpowiedzUsuńAmadeo.
[Mój pan mieszka tu od urodzenia.
OdpowiedzUsuńNiech wpadnie do niego z czymś do jedzenia, Amadeo lubi jeść :D
Zaczniesz? ;*]
Amadeo.
Amadeo naprawdę potrafił być czułym i kochającym facetem. Potrafił śmiać się do rozpuku i zachowywać powagę jeśli dana sytuacja właśnie tego od niego wymagała. Jedni mówili, że ma na tyle ogłady, inni, że wyniósł wzorce zachowania z domu. Ten drugi, brunet wspominał całkiem dobrze, bo ani ojciec, ani matka nigdy nie kwestionowali jego wyborów. Co prawda ani jeden, ani drugi rodzic nie mieli pojęcia, że brunet przez krótki okres w swoim życiu pałał gorącym, wręcz buchającym uczuciem do przedstawiciela tej samej płci, bo gdyby było inaczej ich rodzinne stosunki z pewnością by się ochłodziły. Państwo Mori należeli do tej części społeczeństwa, która tolerowała homoseksualistów, jeśli byli oni z dala od ich najbliższego otoczenia. Zupełnie nie przeszkadzały im homoseksualne pary, do póki nie prezentowały swej miłości światu zbyt nachalnie.
OdpowiedzUsuńAmadeo był dość skomplikowanym przypadkiem – przeważnie nawet on sam nie rozumiał swojego zachowania. Kłamstwo było jego najlepszym sprzymierzeńcem, bo doskonale wiedział, że gdyby osoby, z którymi obecnie przebywa, dowiedziały się o jego szachrajkach, straciłby wszystko. A już kiedyś tak właśnie się czuł. Czuł, że tonie, że tabletki przeciwbólowe i innego typu świństwa, które łykał garściami nie zabijają bólu, który zagnieździł się gdzieś między piątym, a szóstym żebrem. Doskonale pamiętał palące od łez policzki i wstrzymywany oddech, który i tak prędzej czy później musiał uwolnić.
Nie chciał tego. Za bardzo mu na tym wszystkim zależało. Pewnie był głupi, ale w tym popapranym świecie utworzył sobie gniazdko spowite kłamstwami. Nie mówił Julii, że jego serce nieco szybciej bije w obecności przyjaciółki, nie mówił, że przez przypadek przespał się ze starszą kobietą i choć on sam zganiał to na alkohol, nie był aż tak zalany by nie wiedzieć co robi. Może i kobieta w przygaszonym pokoju wyglądała całkiem apetycznie jednak nadal to nie była jego kobieta i nie miał prawa jej tykać.
Julia też nie była jego. Co prawda ich spotykanie się wyraźnie przypominało związek, jednak żądne z nich otwarcie tego nie powiedziało. Nie mówili kocham Cię, tęsknię i naprawdę cieszę się, że tu jesteś. Ktoś mógłby powiedzieć, że okazywali uczucia czynami, jednak jak było naprawdę chyba żadne z nich tego nie wiedziało.
Brunet brał właśnie prysznic i gdyby nie fakt, że jeszcze się nie kładł do łóżka, nie byłoby w tym nic dziwnego. Wychodząc spod prysznica przepasał ręcznik w pasie i przejrzał się w lekko zaparowanym lustrze – zarost stanowczo powinien już zgolić jednak lenistwo, które go ogarnęło szybko wybiło mu ten irracjonalny pomysł z głowy. Amadeo przemył twarz wodą i wycierając ją zacisnął mocno powieki. Chwilę później grzebał już w jednej z szuflad klnąc pod nosem, że znów nie chciało mu się poskładać skarpetek – życie bez matki nie było wcale wygodne.
Młody mężczyzna właśnie naciągał na nagi tors koszulkę, gdy usłyszał głośne kopanie w drzwi. Nie zważając na swój zubożały strój – bokserki i koszulka nie należała do wybitnych kreacji – otworzył drzwi, a gdy jego oczom ukazała się przemoczona do suchej nitki Julia, momentalnie zmarszczył brwi i pokręcił przecząco głową. – Jesteś cała przemoczona.. – skwitował wciągając brunetkę do środka i automatycznie wziął od niej karton od pizzy. – Rozbieraj się.. – powiedział w dość autorytarny sposób jakby tylko takim tonem mógł uzyskać od brunetki posłuszeństwo. – No już, rozbieraj się bo będziesz chora.. – powiedział już nieco łagodniej, a przez jego twarz przeleciał delikatny uśmiech. Amadeo automatycznie odłożył pizzę na jedną z szafek i zaczął szperać w komodzie szukając czystego ręcznika i jakiejś suchej koszulki.
[Oczywiście, że pasuje!]
Amadeo.
Cathrine zaskoczyły te słowa, nie ma co. Młode artystki zazwyczaj źle reagowały na krytykę i lekkie, niewiele znaczące pochwały. One, jeszcze niepewne tego, czy potrafią czy nie, żądały potwierdzenia, którego nie dawał im nikt prócz takich szui pokroju Artysty. Ale ta dziewczyna była inna, ona doceniła to, że ktoś nie pochlebiał jej ot tak. Musiała być dojrzalsza niż się wydawało.
OdpowiedzUsuńAle coś ją ukłuło. Dojrzałośc i stworzenie choć jednej wyjątkowej rzeczy były podstawami, na których można było posiać talenty i zebrać ich trzykrotność. Ta dziewczyna nie wzrśnie, będąc przy Artyście. Wpadnie między ciernie jego pochwał i dawania dupy za kolejne wystawy ze słabymi pracami. Spadnie na suchą ziemię, gdy w końcu ktoś poważny zainteresuje się jej sztuką i nazwie pseudoartystką. Wydziobią ją kruki, jeśli poprzestanie na sprzedawaniu swoich dzieł na targu. A tak się kończyło bycie obiektem złego mecenasowania.
- Wstawaj, przecież nie będziesz czekać na tego idiotę - powiedziała, zdejmując mimo wszystko ten obraz. Niekoniecznie wiedziała, co robi; nie chciała jednak Julii zostawić tutaj. Przecież każdy wiedział, jak Artysta działał. W dodatku Catherine obawiała się, że staruch wyżyje się na młodej za niemiłe słowa. - Weź te, które lubisz i chodź. Chyba, że naprawdę chcesz odwdzięczyć się za to... wszystko - machnęła ręką, chcąc podkreślić, jak naprawdę niewiele zdziałał dla niej Artysta. Jak bardzo mizerne to było. Jak zmusił ją do cofnięcia się.
Dalej nie wiedziała, co zrobi na dłuższą metę; miała wrażenie, że jeśli ta dziewczyna prześpi się jeszcze raz z Artysta, jej dorobek będzie stracony całkowicie. Ale przeciez nie przyjmowała do siebie ludzi bez kasy, uczenie dzieci bogatych damulek twierdzących, że ich dziecko ma talent to był jej sposób na życie. I w dodatku nie obchodziło jej to, co się stanie z Julią. Nie, nie wierzyła w natchnienie czy w specjalny dar, właściwie poziom jej umiejętności był dość zaniżony. Dziewczynki malujące u niej co drugi dzień miały lepszy warsztat.
Ale może ta jedna, stara praca oznaczała możliwy wzrost? A może nie?
- A co tu się dzieje, co? - spytał Artysta, stając w drzwiach. Widać było, że jest wściekły po wybornych plamach na policzkach, choć z drugiej strony, mogły one wynikać z tego, ile wypił. W koncu każdy artysta pił dużo i przesadzał, tak?
- Napiszesz, że doceniam Twoją pracę jako mecensa i że z różnych powodów musisz sobie odpuścić szkolenie przyszłej artystki. I że względu na naszą dawną przyjaźń zgodziłam się sama ją uczyć.Wyjdziesz na wspaniałego head huntera. Popularność na Facebooku Ci skoczy. Pasuje?
Była znowu inna. Zdystansowana, pewna siebie, szczera i konkretna. I nie dała mu dojść do słowa, gdy zaś próbował się wtrącić - nieznacznie podnosiła gos, by nawet nie ważył się próbowac jej przekrzyczeć. Wysłuchana, spojrzała jeszcze przeciągle na oniemiałego Artyst, szukając w nim jakichkolwiek objaw sprzeciwu, gdy ten jednak westchnął, zwróciła się do Julii:
- Masz prawo nie skorzystać z szansy - dodała, chcąc być jasno zrozumiana. Niektórzy zapominali przy niej, że wciąż mają wybór.
[Wiem, że powinnam najpierw odpisać ale stwierdziłam, że przedstawię troszkę nowy pomysł, bo zawsze chciałam go zrealizować a nikt nigdy nie pisał na tyle dobrze bym go wyciągnęła. Oczywiście Twoja Julie by została ale ja zmieniłabym postać – pewnie nawet przeniosła ją na inne konto. W każdym razie chciała stworzyć związek. oczywiście wyglądałby całkiem podobnie do tego z Amadeo tyle, że mój pan nieco bardziej by się angażował. Serio czułby coś do Julii ale oczywiście by nie naciskał ani nic. No i po pół roku takie ich spotykania doszłoby do wypadku, w którym mój pan trafiłby na wózek. Na razie tymczasowo, bo w sumie nie wiem czy będę chciała go do sprawności przywrócić. Wtedy albo Julie by się od niego odsunęła- co by nie było zbyt trudne bo pan zrobiłby się nieznośny, albo uświadomiłaby sobie jak wiele dla niej znaczy. Taki tam pomysł, na postać, w której lepiej bym się czuła niż w Amadeo, ale decyzja czy chcesz w to wejść należy do Ciebie. ]
OdpowiedzUsuń[Jeju, tak się cieszę. No to tworze sobie już Marcello, ale kurcze nie mam jeszcze pasującej morki :D]
OdpowiedzUsuń[Chodź już do mnie, Marcello się niecierpliwi! Zastanawiam się i stwierdziłam, że może dopiero za niedługo zrobimy mu ten wypadek?]
OdpowiedzUsuńMarcello.
[Ja też myślę, że dałabym im sielankę, swoją drogą na blogach pełno tragedii, nasi mogą być troszkę szczęśliwi :D
OdpowiedzUsuńPowiedz mi gdzie mają się spotkać a zacznę :D swoją drogą Marcello będzie myślał nad wspólnym mieszkaniem tak Ci zdradzę :D]
Marcello.
We Włoszech mieszkał od zawsze i choć w Modenie pojawił się niecałe pięć lat temu nigdy nie pożałował tego wyboru. Może i nie było to wybitnie wielkie miasto, jednak praca i tłok w centrach handlowych nadal był dla niego zauważalny. Brunet co prawda nie należała do tej części społeczeństwa, która najchętniej wyniosłaby się na wieś z dala od miejskiego zgiełku, jednak i ten od czasu do czasu przyprawiał go o ból głowy. Życie na pełnych obrotach, niezliczone projekty do oddania i zaakceptowania przez klientów, a także chyboczące na granicy niepełności życie miłosne Marcello z każdym kolejnym dniem wysysały z niego pokłady energii życiowej.
OdpowiedzUsuńNiby był szczęśliwy. Niby nie potrzebował głupich deklaracji i wyznań miłosnych. Był facetem i to on powinien mieć trudności z nazywaniem i mówienie o uczuciach. Co prawda nigdy swojej obecnej partnerce, bo tak przedstawiał znajomym Julię, nie wyznawał miłości, nigdy też nie okazywał publicznie zazdrości bo choć wiele razy to sobie wizualizował, gdy przychodziło co do czego zwyczajnie tchórzył. Marcello potrafił prawić kobietom komplementy i zachowywać się w stosunku do nich niczym prawdziwy gentelman, jednak nie był facetem bez skazy. Miał sporo za uszami, jednak nadal żył w naiwnym przekonaniu, że jeśli niektóre rzeczy nie zostały jeszcze wypowiedziane, z pewnością nie były istotne i szybko wyparują z jego przeszłości.
Ich związek był dość dziwny w swoim wyrazie, jednak chyba obojgu pasowała taka relacja. Ktoś patrzący z boku mógłby stwierdzić, że to brunet bardziej się we wszystko angażuje, jednak był to jedynie wniosek wysunięty z pewnego punktu siedzenia. Julia była dla niego kimś wyjątkowym i choć przeważnie sam przed sobą nie przyznawał się, że chciałby spędzić z nią jak najdłużej czasu, może nawet resztę życia, to i tak wieczorne rozmyślania zawsze prowadziły go do tego samego punktu.
Marcello znał brunetkę nieco ponad pól roku i choć ich poznanie było jednym z tych czysto przypadkowych, ich początki wcale nie były łatwe. Żaden z kolegów bruneta, nie śmiał twierdzić, że młody programista zwiąże się właśnie z tą, kilka lat młodszą, kobietą, która z pewnością ma jeszcze siu-bździu w głowie, podczas gdy on powinien myśleć o ślubie i zakładaniu rodziny.
Jego dzień zapowiadał się całkiem dobrze nie licząc poplamionej kawą koszuli podczas nieudolnego szykowania się do wyjścia i paskudnej pogody, która jak na złość spowiła większość miasta. Brunet w trymiga się przebrał i nim zdążył powkładać wszystkie potrzebne dokumenty i urządzenia do swej torby w jego głowie pojawił się genialny pomysł – czym prędzej go realizując zgarnął większą część biurka i upychając jedną z dłoni wystające karty, wziął ze szklanego stołu pęk kluczy, by chwilę później móc otwierać już swoje ciemne audi.
Brunet był jednym z tych facetów, które się albo kochało albo nienawidziło. Większość zazdrościła mu dobrego auta i dość nowocześnie wyposażonego mieszkania, które kupił na kredyt, jednak złośliwi współpracownicy do tej pory twierdzą, że dorobił się majątku w zaledwie kilka miesięcy.
Marcello wyszedł właśnie z zakładu lecz nim to uczynił wskoczył w coś wygodniejszego. Doskonale pamiętał, że umówił się dziś z gronem znajomych i rzecz jasna Julią, na mały sparing kręglowy – nie żeby uważał się za mistrza, ale musiał stwierdzić, że do tego sportu miał po prostu farta. Przeważnie zbijał wszystkie kręgle i choć większość par po prostu nie chciała się z nim mierzyć, w efekcie i tak lądowali na kolejnej partyjce.
Gdy tylko młody mężczyzna dotarł do ich ulubionego klubu, a buty, które przeznaczone były na tory kręglarskie, spoczywały na jego stopach, Marcello zaczął się rozglądać w poszukiwaniu chudej, a zarazem pięknej brunetki, która musiała gdzieś tu być.
Marcello.
To, jak bardzo Catherine potrafiła się zmieniać wszystkich zaskakiwało; samą właścicielkę charakteru już zupełnie nie. Każdego człowieka traktowała inaczej, z pewną dozą sympatii lub jej całkowitym brakiem. Czy to, że nie obawiała się okazywać ani przywiązania, ani nienawiści, było czymś złym? Artystą gardziła, Artysta jawił się jej jako zły człowiek. Nie mogła więc go traktować w żaden dobry sposób. Musiała go ustawiać, na tyle zmyślnie, by za dużo nie stracić i by więcej zyskać. W sprawie Julii mogła poświęcić kilka artykułów na temat ich przyjaźni i może jakąś przeróbkę zdjęcia. I pewnie koszty związane z wystawą, bo była pewna, że Artysta wyśle jej kwitek. Ale nie zamierzała wspominać o tym Julii. Podejrzewała, że dziewczyna na tak grząskim gruncie nie chciałaby, by ktoś jeszcze utrudniał jej i tak tragiczną sytuację.
OdpowiedzUsuńCatherine zamówiła taksówkę, jednak poza grzecznościowymi uśmiechami w stronę Julii, ilekroć ich wzrok się spotykał, nie zrobiła nic. Nie widziała sensu w mówieniu oczywistości, nie potrafiła też pocieszać. Wolała milczeć i znosić niezręczną ciszę niż przerywać ją głupimi słowami.
Taksówka przyjechała w ciągu kilku minut. Catherine otworzyła drzwi z jednej strony, wsiadła i zerknęła na Julię. Otworzyła okno.
- Jedziesz do mnie, czy przyjdziesz jutro? Większość moich uczennic i tak śpi w moim domu. Też możesz, jeśli chcesz – powiedziała. Jej ton był raczej rzeczowy, chociaż nie dało się słyszeć tej złości i agresji, którą jeszcze przed chwilą obdarzyła Artystę. Chłód tez gdzieś zniknął. Wyglądało to trochę tak, jak gdyby dochodziła do siebie po tym, jak potraktowała „kolegę” po fachu.
I trochę w tym prawdy było. Catherine może zmieniała szybko humoru, ale dochodzenie do siebie po złych uczuciach było trudne. Wiele osób zarzucało jej, że twardość charakteru i uwielbienie do dominowania były powodami, dla których Catherine łatwiej przychodziło zachowywać się jak zacięta suka niźli jak wesoła, miła, sympatyczna kobieta. Nic bardziej mylnego. Wielka artystka unikała jak mogła momentów, gdy musiała być dumna i pewna siebie. To nie było zbyt miłe dla niej, dla nikogo. Prywatność i niezależność ceniła jednak bardziej niźli relacje, które jej nie oferowały za dużo lub nic. Dlatego gdy trzeba było, decydowała się na konflikt.
Czasami nawet ostrzejszy niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.
[Ja też uważam, że ona jest piękna :D]
OdpowiedzUsuńMarcello należał do tego typu mężczyzn, którzy nie naciskają, do niczego nie zmuszają czekając na odpowiedni moment. Przeważnie nie mówił wprost swoich uczuć i pragnień, które z dnia na dzień robiły się w jego głowie coraz bardziej realne. O tyle o ile jeszcze był w stanie zaproponować wspólny wyjazd, to zamieszkanie w jednym mieszkaniu było już czymś zupełnie innym. W jakiś sposób określało to odczucia bruneta i jego przywiązanie, którego on wolałby na razie nie odgrywać. Wychodził z założenia, że to kobieta – jako ta bardziej uczuciowa – powinna dać mu jakiś, jakikolwiek znak. Przecież to płeć piękna zwykle pchała facetów do ołtarza i wspólnego pożycia. To kobiety planowały najlepszy czas na dzieci, a mężczyźni niczym grzeczne baranki przyjmowali wybory swoich ukochanych.
Naprawdę go to irytowało. Na początku nie mógł zrozumieć tej huśtawki, cholernej karuzeli, która przeżywał z Julią. Gdy byli razem kobieta była bardziej czuła jakby pod wpływem jego osoby stawała się nieco inna. Czasami, brunetka potrafiła nie odzywać się kilka dni jakby poprzedni wieczór, a także noc z porankiem niewiele dla niej znaczyły. Przez kilka pierwszych dni brunet totalnie nie rozumiał schematu działań swojej dziewczyny, dopiero po kilku miesiącach przywykł do tego systemu i nie bardzo mu się sprzeciwiał. Nie chciał ograniczać Julii i choć jego zdaniem wymówki dotyczące malowania były co najmniej wyssane z palca, stwierdził, że nie będzie naciskał. Dziewczyna nawet nie wyznała mu, że jest w jakiś emocjonalny sposób do niego przywiązana toteż mogła z dnia na dzień zniknąć kończąc znajomość związaną tylko z seksem. Dla Marcello było to rzecz jasna coś więcej, jednak nie znając myśli brunetki, czasami wątpił w jej uczucia.
Brunet nigdy nie wpisywał się w kanon programisty i choć zwykle pracował w okularach, nawet to nie odbierało mu uroku, na które nie jednak klientka leciała zamkniętymi oczami. Zawsze śmiał się widząc maślane oczy i ten specyficzny uśmiech, który znał już na pamięć. Mimo wszystko nie kręciły go kobiety, które lgnęły do niego niczym ćmy do świata. jako prawdziwy facet, zdobywca potrzebował pola do popisu toteż relacja z Julią zaspokajała jego potrzebę łowcy.
Czując delikatne dłonie na swych biodrach, na jego twarzy mimowolnie wstąpił szczery uśmiech, który zniwelował delikatnym pocałunkiem złożonym na ustach brunetki, bo choć zdawał sobie sprawy, że Julia nie jest tą, która jako pierwsza wykona jakiś ruch względem niego w miejscu publiczny, w tym momencie górę nad jego ciałem wzięła tęsknota. Tydzień to dla niego stanowczo za dużo, tym bardziej, że potrzebował nie tylko kontaktu fizycznego ze swoją dziewczyną ale także zwykłej rozmowy. Potrzebował kłótni o brudne skarpetki i baraszkowania w łóżku. Potrzebował obejrzenia po raz dziesiąty ulubionego filmu brunetki, choć Marcello niektóre dialogi z niego, znał już na pamięć.
Włoch przedłużył pocałunek, a gdy tylko odsunął się od ciemnowłosej jego policzki uniosły się jeszcze wyżej, odsłaniając rządek, równych zębów. Na jego usta cisnęły się słowa obrazujące tęsknotę, lecz zamiast nich przez krótką chwilę brunet wpatrywał się w swoją dziewczynę. Szukał na twarzy młodej kobiety jakiejś zmiany, choćby minimalnej, jednak przez tych kilka chwil wszystko wydało mu się być takie, jakie zapamiętał tydzień temu.
- Chodźmy, Benjamin i reszta już czekają, a ktoś musi im skopać tyłki. – mruknął jak gdyby nic bo choć Włoch zdawał sobie sprawę, że powinien poruszyć temat ich rozłąki nie miał ochoty na kłótnie. Nie po tak długim czasie.
Marcello.
Wcześniej myślał, że to naprawdę dobry pomysł, że wspólne spotkanie ze znajomymi to najlepsza rozrywka, na którą mogli się tego wieczoru zdecydować, lecz dopiero gdy tak bardzo, całym sobą poczuł jak bardzo tęsknił za tą drobną brunetką, uświadomił sobie, że teraz oddałby wszystko byleby tylko być z nią gdzieś sam na sam. Jakby właśnie tej jeden aspekt, chwila odosobnienia byłaby dla nich najbardziej intymnym doświadczeniem jaki przeżyli przez ubiegły tydzień. Marcello był facetem i choć zwykle nie dawał tego po sobie poznać, Julia działała na jego zmysły bardziej niż nie jedna, lepiej obdarzona kobieta. Właśnie w takich chwilach Włoch uświadamiał sobie jak bardzo potrzebuje kontaktu fizycznego i psychicznego z brunetką, a klubowa atmosfera wcale w tym nie pomagała.
OdpowiedzUsuńMłoda kobieta zawsze utrzymywała z nim dystans i choć większość kumpli wypytywała Boticelliego czy się o coś pokłócił z Julią, on zbywał tego typu pytania zwykłym wzruszeniem ramion czy westchnięciem. Nie chciał naciskać i choć z chęcią poobnosil by się nieco ze swoimi uczuciami zdawał sobie sprawę, że Julia mogłaby to opatrznie zrozumieć.
Marcello wcale nie uważał by jego znajomi nie przepadali za Julią i choć kilka razy widział jak spoglądają na nią w dziwaczny sposób z pewnością było to spowodowane jej dystansem. Młoda kobieta nie wdawała się w wielkie dyskusje a podczas gdy inne dziewczęta żwawo dyskutowały nad najładniejszym odcieniem niebieskiego, bruneta wydawała się być tym zupełnie niezainteresowana. Oczywiście sam brunet nie miał jej tego za złe, bo go osobiście pociągała nutka tajemniczości jednak niekiedy wolałby by Julia zwyczajnie się odtworzyła, jeśli nie przed nim to choć przed kimś z jego towarzystwa.
Mężczyzna słysząc jej słowa jedynie pokręcił przecząco głową, bo choć zdawał sobie z tego sprawę, nie musieli za każdym razem rozgramiać przeciwników. Nawet Marcello, facet niezwykle honorowy i unoszący się dumą musiał nauczyć się przegrywać.
Na torze, brunet przywitał się z kolegami uściśnięciem dłoni, a dwie młode kobiety, musnął delikatnie w policzek, co było zupełnie normalnym gestem – znali się na tyle długo by móc pozwolić sobie na ten mały gest poufałości. Chwilę później wszyscy zajęli odpowiednie miejsce i w odpowiedniej kolejne oddawali strzałę, nie żeby brunet zaczął się przechwalać, ale jak na razie szło mu naprawdę całkiem nieźle – pewnie dlatego dostał kuksańca w bok od jednej z blondynek, która była równie uparta i żądna wygranej co sam Boticelli.
Gdy przyszła kolej bruneta, a on zbił wszystkie kręgle uśmiechnął się zawiadacko i swym wzrokiem zaczął szukać osoby, która z tego towarzystwa była dla niego najważniejsza. Czym prędzej zajął koło niej miejsce ciesząc się, że reszta dopinguje przeciwników, a Julia i brunet będą mieli króciutką chwilę tylko dla siebie. – Śpisz dziś u mnie? – zapytał, a raczej wymruczał prosto w ucho młodej kobiety, które przysłonięte było ciemnymi puklami. On sam czym prędzej udałby się do mieszkania by zjeść coś dobrego i najzwyczajniej w świecie napajać się obecnością słodkiej Julii. Niestety zostały im jeszcze dwie rundy, które mogły dać brunetce i Marcello wygraną, jednak w tej chwili programista kompletnie o tym zapomniał.
Marcello.
[Pięknie się tam prezentuje!]
OdpowiedzUsuńW takich chwilach brunet zaczynał wierzyć. W jego głowie pojawiały się wielkie pokłady nadziei, sygnalizujące, że brunetka wcale nie jest wobec niego obojętna tylko ma problemy, czy też odczuwa niechęć w okazywaniu publicznie emocji, jakby to co czuje było zarezerwowane tylko dla ich dwójki. Z jednej strony Mercello doskonale to rozumiał, bo sam nie przepadała za osobami, które w nadmierny sposób afiszują się swą miłością, jednak pewne gesty, takie jak trzymanie za ręce, czy zwykłe pocałunki, jak na pary były całkowicie normalne. i normalnym rzecz jasna było, że brunet potrzebował tego typu czułości.
Pewnie dlatego wręcz automatycznie, jakby ta sytuacja była dla niego całkowicie naturalna, zajął nieco wygodniejsza pozycję ignorując panujący dookoła zgiełk. W tym momencie liczyła się tylko ona, osoba, za którą tak bardzo tęsknił i choć nawet sam przed sobą się do tego nie przyznawał, wszystkie emocje miał wypisane na twarzy.
Słysząc słowa dziewczyny Marcello głośno się roześmiał i odnajdując ucho brunetki ponownie otworzył usta. – I tak wolę Cię bez niej.. – jego głos wręcz automatycznie zrobił się o kilka tonów niższy, lecz brunet powiedział to na tyle cicho, by jedynie Julia była w stanie usłyszeć te słowa. Oczywiście kaskada śmiechów i gwizdów go nie zaskoczyła, bowiem jego znajomi zawsze reagowali w taki sposób jakby poszukiwali tematu do plotek. W efekcie cieszyli się z jako-takiego związku Boticielliego, nawet jeśli nie do końca rozumieli tę relację. Wszyscy dookoła widzieli kiedy między nim i Julią jest coś nie tak, bo jego złe samopoczucie miało swoje odzwierciedlenie nawet w jego pracy. Wtedy przeważnie nagabywali bruneta by się ogarnął i zdefiniował co tak naprawdę do czuje do kobiety, z którą notorycznie sypia. Marcello nie był już chłystkiem, który powinien się bawić – ten etap zakończył jakieś trzy lata temu, gdy ostatni raz, po grubo zakrapianej imprezie, skończył w łóżku z jakąś nieznajomą dziewczyną – nawet teraz z trudem przypominał sobie jej twarz, nie wspominając już o imieniu.
Gdy nastała kolej Marcello, a przy torze rozchichotane towarzystwo nieco przycichło, brunet wykonał rzut używając jednej ze swych ulubionych kul – nie za ciężką, nie za lekką. Tym razem los nie był dla niego na tyle łaskawy, bo zamiast wszystkich kręgli brunet zbił tylko połowę – jeden z mężczyzn automatycznie rzucił uwagę, że to Julia go rozproszyła i że chyba częściej powinni zostawać sami by Boticelli przestał być dla reszty konkurencją.
Po ostatnich rzutach, gdy wynik był już wszystkim dobrze znany, a Włoch i Julia przegrali jedynie jednym punktem wszyscy zaczęli się zbierać. Jeden z przyjaciół Marcello rzucił tekst, że może by jeszcze zostali albo przenieśli się do klubu, lecz brunet otaczając Julię ramieniem, dosadnie zaprotestował. – Moja tolerancja na was właśnie dobiegła końca.. – rzucił pół żartem pół serio i włożył jedną z dłoni do lużno opuszczonych spodni. – Zresztą, mam ciekawsze zajęcia niż łażenie po klubach.. – po tych słowach mężczyzźni znów zaczęli gwizdać i rzucać specyficzne uśmiechy, a dwie blondynki chichotając pod nosem wymieniły szeptem kilka zdań.
- Boticelli, pamiętaj, że najpierw ślub, a potem dzieci.. – Carlos jak zwykle zażartował i choć lekko zgryźliwy humor był jego cechą charakterystyczną, Marcello spojrzał na Julię jakby z jej twarzy chciał odczytać emocje, które wywołay u niej te słowa.
- Z naszej dwójki to Ty prędzej zostaniesz ojcem, Monica Ci się jeszcze nie chwaliła?! – brunet zrobił zdziwioną minę, lecz to wybałuszone oczy Carlosa, którymi przeszywał swoją dziewczynę były najkomiczniejsze w całej tej sytuacji. Nim jednak blondynka zdążyła wyjaśnić swojemu narzeczonemu, że ma pewność iż nie jest w ciąży, Marcello kierował się już w stronę wypożyczalni butów.
Marcello.
Catherine nie starała się szokować, nie starała się być kimś więcej niż inni. Traktowała swój zawód jak każdy inny i stawiała artystom wymagania dokładnie takie same, jak taksówkarzom, lekarzom, kelnerkom. Jej wyjątkowość pochodziła po części z tego, bo pozbyła się dawno temu pompatyczności z siebie, przeczucia, jakoby była lepsza od innych dlatego, że umiała narysować ptaka czy zamalować płótno. Dodatkowo była niestabilna emocjonalnie. Niczego pozazdrościć, chociaż ludzie upatrywali się w tym czegoś niezwykłego i fascynującego.
OdpowiedzUsuńJednak nie była całkowicie idealna. Catherine miała najnormalniejsze w świecie pokłady próżności, dlatego spytana o to, kim jest...cóż, zaskoczyło ją. Przyzwyczaiła się, że w światku artystycznym każdy wie. Była na fali w tym momencie.
- Catherine Ademgehald – odparła, patrząc na dziewczynę. Wiedziała, że jej ton musiał być trochę oburzony. Nie przeszkadzało jej to, pytanie i tak było... nie na miejscu. Kto po ucieczce od jednego mecenasa idzie do drugiego jak gdyby nigdy nic? - Jak tylko znajdziemy się u mnie, opowiem Ci wszystko.
Nie lubiła, gdy ktoś podsłuchiwał jej słowa, choćby nieopacznie. Wolała, gdy wszystko było pewnego rodzaju tajemnicą, by było omawiane w odpowiednich warunkach. Bądźmy szczerzy: mówienie o tym, co działo się w jej willi w taksówce było skrótem do tego, żeby wszyscy wiedzieli, co się tam działo. A Catherine nie chciała, żeby w gazetach publikowano artykuły na temat jej słodkich orgietek czy sposobów uczenia dziewcząt malowania. Zwłaszcza, że jej modelki najczęściej były jej kochankami.
Gdy dotarły pod willę, Catherine zapłaciła taksówkarzowi i tylko wzrokiem wskazała Julii, by ta za nią poszła. Pod bramą czekał już ochroniarz z parasolem – chmury zdawały się być ciężkie, mogło padać. Catherine pokręciła głową, nie chciała wyjść na kogoś, kto wynajmuje ludzi po to, by witali ją z parasolem na wypadek, gdyby zaczął padać deszcz.
Tuż przed wejściem Catherine powiedziała rzeczowo:
- Moi ochroniarze Cię przeszukają. To normalna procedura tutaj, każdy to przechodzi za każdym razem, jak wchodzi lub wychodzi. Jak skończą, będę czekać w holu. Chcesz herbaty, czekolady, kawy? Potem możemy coś zjeść. Chyba, że wolisz jeść najpierw? - spytała. Jej ton był milszy, gdy mówiłą ostatnie słowa. Nawet się lekko uśmiechała.
Nie proponowała alkoholu, bo to, co zamierzała zaproponować, nie powinno być omawiane przy alkoholu, Catherine chciała mieć pewność, że dziewczyna wiedziała, na co się decyduje. Bądź co bądź... cóż, Catherine prócz bycia malarką umiała się zatroszczyć o swoje interesy. I wszyscy mający z nią do czynienia wiedzieli to.
[Na jakie? *.*]
OdpowiedzUsuńBrunet widział reakcję, a raczej lekko zaróżowione policzki Julii i w sumie spodziewał się czegoś gorszego. Przez moment, gdy niepewność zalała jego umysł, przestraszył się, że dziewczyna się obrazi lub co gorsza przestanie zgadzać się na wspólne wyjścia i jeszcze bardziej odetnie się nie tylko od Marcello ale od reszty świata. Na całe szczęście skończyło się tylko na tym i swobodnie udali się w kierunku szatni. Brunet oddał wypożyczone buty, uprzednio ściągając je ze swych sto i choć starał się zrobić to jak najszybciej, zawzięta sznurówka nieco pokrzyżowała jego plany. Po kilku chwilach rozplątywania nieszczęsnego buta, młody programista wreszcie był gotowy do wyjścia. Szczelnie opatulił się granatowym szalem i jeszcze chwilę przed otworzeniem brunetce drzwi, przyglądał jej się upewniając się, że jest dobrze zapięta. Nie to żeby nie chciał się nią opiekować, jednak zdawał sobie sprawę jak potworne i upierdliwe potrafią być przeziębienia. Z drugiej strony wiedział także, że jeśli Julia jakimś cudem zgodziłaby się na pomieszkiwanie u niego kątem – chociaż na czas choroby – jego zaangażowanie w pracy zmalało by do minimum, bo tuż po wyjściu z mieszkania pragnąłby tam wrócić. Zresztą znając Marcello, wziąłby sobie urlop by czas z brunetką wykorzystać w stu procentach. Pewnie zrobiłby głupotę życia bo brunetka uznałaby, że mężczyzna się jej narzuca, jednak brunet właśnie taki był.
Nie protestował. Nie miał pojęcia gdzie Julia go ciągnie, lecz musiał przyznać, że już od pierwszego szarpnięcia jego ciekawość znacznie wzrosła. Dopiero, gdy dziewczyna zatrzymała się w wyznaczonym miejscu i wręcz momentalnie złączyła ich usta, Marcello mimowolnie się uśmiechnął. W jego policzkach pojawiły się delikatnej dołeczki i choć on ich szczerze nie znosił, wszyscy wmawiali mu, że to urocze. Włoch bez słowa odwzajemniał pocałunki delikatnie je pogłębiają, a jego dłonie wręcz automatycznie – jakby zostały stworzone do trzymania brunetki w tym miejscu – pojawiły się w talii dziewczyny. Marcello przyciągnął kobietę jeszcze bliżej jakby obawiał się, że ta zaraz ucieknie.
- Myślę, że w tym momencie oni są najmniej ważni.. – mruknął w lekko rozchylone, słodkie wargi brunetki po czym natychmiast je musnął. Namiętnie, powoli jakby mieli dla siebie całą wieczność. – Nawet nie wiesz jak bardzo muszę się teraz powstrzymywać.. – wymruczał opierając swe czoło o czoło brunetki i uspokajając swój szalejący oddech. Nikt nigdy nie działał na niego w tak specyficzny sposób i choć brunetowi naprawdę się to podobało, czasami doprowadzało go do szaleństwa. – Nie możesz mnie na tak długo zostawiać, bo ja oszaleję. – dodał lecz nim brunetka zdążyła cokolwiek odpowiedzieć on splótł ich ręce i przystawiając dłoń dziewczyny wierzchem do swoich warg, delikatnie ją pocałował.
Marcello.
[Wszystkie mi się podobają, więc możesz sobie wybrać, które chcesz <3]
OdpowiedzUsuńMarcello nie był maszyną. Nie był także niewyżytym seksualnie zwierzęciem, które tylko poluje na samicę by zaspokoić siebie i ewentualnie postarać się o potomstwo. Był gentelmanem, był dobrze wychowanym mężczyzną nawet, a pewnie szczególnie dlatego, że wychowywała go samotna matka. Ojca nie znał i nigdy nie pragnął poznać, wmawiając swojej rodzicielce, że on nigdy nie postąpi jak jego, pożal się Boże, tatuś. Jego zdaniem mężczyzna, który zostawia kobietę z dzieckiem jest nie tylko tchórzem, ale także bezuczuciowym gnojem.
Gdyby byli w jego mieszkaniu Marcello z pewnością by się nie powstrzymywał, nie dałby rady odsunąć się od pięknego ciała swojej dziewczyny i pewnie w efekcie doszczętnie pozbawiłby ją ubrań. Tak na niego działała i choć czasami chciał zaprzeczać sam sobie, po którejś, nieudanej próbie zwyczajnie przestawał twierdząc, że nie ma to większego sensu. Brunetka zawładnęła jego rzeczywistością i mimo iż jej ciągłe znikanie i oschłość, którą preferuje z kontaktach z innymi doprowadzała go do złości, zawsze w efekcie i tak jego negatywne uczucia ulatniały się niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Takie małe, niby niewinne i nic nieznaczące gesty były dla niego zachowaniem, którym mógł przekazać, że zależy mu na Julii jako na kobiecie, a nie tylko jak na obiekcie seksualnym, którego pożąda. Oczywiście pragnął jej szczególnie wtedy gdy się rozstawali i już niejednokrotnie przeciągał wyjście młodej kobiety, jednak w dużej mierze wiązało się to z jego psychicznym przywiązaniem, a nie jedynie chwilową rozkoszą.
- To zamieszkaj u mnie.. – powiedział szybciej niż zdążył się nad tym szczegółowo zastanowić lecz widząc nieco zdezorientowaną minę brunetki szybciutko dodał. - .. na kilka dni. Żebym mógł Cię mieć tylko dla siebie.. – ostatnie zdanie przerywał pocałunkami, które składał na ustach dziewczyny pomiędzy poszczególnymi słowami. Naprawdę chciał by z nim zamieszkała, nawet na stałe, na resztę życia, jednak Włoch doskonale zdawała sobie sprawę, że nie otrzymał od Julii żadnej deklaracji.
- Obiecuję, że nie pożałujesz.. – wymruczał już nieco bardziej gardłowym głosem, w którym można było się doszukać minimalnej ilości żartu i podtekstu. Nie chciał by jego propozycja w jakikolwiek sposób sprzeszyła czy przestraszyła brunetkę, dlatego stwierdził, że taka forma jego wypowiedzi może nieco rozluźnić atmosferę. Julia zawsze mogła odmówić, ale skoro miała być tylko jego.. to mogłaby choć spróbować dzielić z nim codzienność.
Marcello.
Może i Julia nie miała nic do ukrycia, ale Catherine generalnie nie ufała ludziom, jeśli chodziło o jej bezpieczeństwo. Przeszłość zostawiła jej spory bagaż, jeśli chodzi o lęki i fobie; puszczenie do środka kogoś, kto mógł ją w jakiś sposób skrzywdzić po prostu doprowadziłoby ją do ataku lękowego. Łatwo jednak było wyjaśnić kłamstwem tę ostrożność. Catherine miała mnóstwo obrazów, swoich i nie tylko, i musiała je chronić przed ewentualną kradzieżą czy zniszczeniem. Nawet, jeśli dziesięciu ochroniarzy na jeden dom to było odrobinę za dużo, każdy w pewien sposób rozumiał to. Catherine mogła więc ukryć swoje prawdziwe powody dla aż takiej ostrożności.
OdpowiedzUsuńW bogatym holu stałą tylko ona oraz pokojówka ze srebrną tacą, na której leżały dwie filiżanki. Catherine bezsłownie wskazała jeden z pokojów, potem również kiwnęła na Julię.
Była małomówna aż do bólu. Echem niósł się tylko dźwięk jej butów.
Gdy zostały same w małym salonie, Catherine przyjrzała się uważniej Julii: obserwowała kaskadę czarnych, pięknych włosów, i drobną, podłużną twarz. Ładne oczy, bardzo szczere, toczone ślicznymi, długimi rzęsami. Pięknie wykrojone usta, których wcale nie trzeba byłoby traktować kosmetykami. Nos Catherine się nie spodobał, lecz nos nie był aż tak ważny. Bezczelnie obserwowała potem jej ciało, ramiona, piersi, brzuch, nogi, nie zwracając uwagi na to, czy było to grzeczne, czy nie. Chociaż starała się zrobić to w miarę szybko; Julia jeszcze nie wiedziała, co tutaj robiła. Mogła czuć się w pewien sposób zagrożona.
- Mogę zaoferować Ci lekcje. Wraz z tym oferuję wyżywienie i noclegi. Ostatnio nikt tutaj ze mną nie mieszka, i tak pewnie pozostanie kilka miesięcy, więc będziesz mogła sobie wybrać pokój na parterze. Będziesz malować moimi farbami i na moich płótnach, są lepszej jakości niż te, które oferował Ci Artysta. W zamian chcę tylko modelowania. Mi codziennie po godzinie, moim uczennicom co tydzień po trzy godziny. Masz piękne ciało, dobrze się je będzie malować.
Uśmiechała się jak dorosła kotka, która z dumą obserwowała jakąś małą mysz biegającą po pokoju. Nie rzucała się w pogoń; czekała, aż myszka zbliży się na tyle, by było łatwiej ją złapać.
-Nie będę żądać seksu w zamian ani nic z tych rzeczy... chociaż mi będziesz pozować nago, moim uczennicom – zależnie od lekcji, nago, w ubraniu, przykryta bądź nie. Czy jesteś w stanie się na to zgodzić?
Upiła łyk swojej herbaty. Patrzyła na Julię uważnie nadal, badała jej twarz. Łapała emocje z jej rysów. Chciała jej pomóc, ale nigdy nie oferowała pomocy w zamian za nic. Nie była samarytanką. Bądź co bądź, dostać coś za nic... cóż, czy kogokolwiek naprawdę do wzbogacało?
I poniekąd Catherine miała takie wrażenie. Ale również zgoła inne.
OdpowiedzUsuńJulia w tym drugim wyobrażeniu była małą ptaszyną, która, zbyt pewna siebie, chciała polecieć, nie mając jeszcze dobrze rozwiniętych skrzydeł. Cudem przeżyła upadek na ziemię, jednak cóż teraz? Catherine nie znała historii tego małego ptaka, widziała jedynie, jak stara sroka – Artysta – usiłował coś ugrać dla siebie z małego pisklęcia. Stara, dumna kotka srokę przegoniła i zabrała pisklę w odosobnione miejsce, gdzie nie groziło jej niebezpieczeństwo.
Ale pisklę, choć jeszcze nie latało, nadal chciało poznawać świat. I być niezależne. Catherine się to spodobało.
Środkiem ostrożności było to modelowanie, w sumie, bo Catherine nie znała dobrych prac swojej nowej uczennicy poza tą jedną. Reszta była... Taka sobie. Może i pomysł był, lecz cóż po pomyśle, jeśli ręka nie miała talentu albo narzędzie było słabe? Catherine chciała zminimalizować koszty ewentualnego pobytu Julii tutaj. Nie była szybka w osądach i nie była nieroztropna. Ot, stary kot, który, jeśli robi coś dobrego, robi to ostrożnie, żeby czasami sobie łap nie sparzyć.
- Sześć miesięcy. Ale zawsze możesz odejść, jeśli tylko zechcesz – powiedziała Catherine, uśmiechając się leniwie. - Bez konsekwencji. Tylko proszę, powiedz mi to dwa tygodnie wcześniej, bo będę musiała znaleźć nową modelkę.
Catherine zastanawiała się, czy to był wszystkie pytania. Na miejscu Julii miałaby ich tysiące. Ale czego spodziewać się po pisklęciu, który ledwie wypadł z gniazda i starał się wzlecieć?
Catherine uśmiechnęła się na pytania. Gdyby nie padły, istniałoby ryzyko, że zabierała kogoś zobojętniałego do siebie. Catherine bała się obojętnych ludzi, bała się obojętności samej w sobie. Brak jakichkolwiek uczuć w końcu śledził ją od samego dzieciństwa i co jakiś czas łapał za gardło. Spędzanie czasu z kimś, kto był po prostu pusty w środku mógłby znowu wywołać stany, o których nawet lepiej nie mówić.
OdpowiedzUsuń- Dokumenty są – zaczęła Catherine. - To umowa, która jednak określa tylko i wyłącznie prawa i część zakazów. Rzadko drugi raz do niej zaglądam z moimi uczennicami, jednak jest ona obowiązkowa. Umowa dotyczy stypendium i tego, co dostajesz w jego zakresie. Nie wolno Ci generalnie wchodzić na piętro lub sprowadzać tutaj kogokolwiek. Podpisanie tej umowy to jest mój wymóg – dodała rzeczowo, twardo. Nie żartowała. Nigdy nie żartowała jeśli chodziło o sprawy prawne. Zaraz dodała, jakby czytając w myślach Julii: - Jestem za starym i zbyt doświadczonym ptakiem, żeby wierzyć w zaufanie i na nim cokolwiek opierać.
Bądź co bądź, gdyby ktoś złamał umowę i odkrył jej tajemnice, sąd niespecjalnie mógłby cokolwiek wciągnąć do sprawy, jako, że dowody byłyby zdobyte nielegalnie. Dlatego też Catherine chroniła się umowami. Ot, tak było bezpieczniej, nawet, jeśli nikt nie zamierzał nic odkrywać. Stare ptaki jednak do siebie to mają, że są przygotowane na każdą ewentualność i wszelkimi sposobami chronią swojego gniazda.
- Możesz wychodzić, to naturalne, ale przeszukania odbywają się za każdym razem, gdy ktoś wchodzi bądź wychodzi. Jeśli nie przeszkadza Ci to – dodała Catherine, wzruszając ramionami. - I zaczęłabyś jutro, jeśli podpiszesz umowę. Czy, właściwie, pojutrze. Zwykle daję czas ludziom na przemyślenie wszystkiego, dlatego nie dawaj mi dzisiaj odpowiedzi, dobrze?
Uśmiechnęła się łagodnie na koniec, dopijając herbatę.