ROSA LUCCHESE
DWADZIEŚCIA PIĘĆ LAT; WŁAŚCICIELKA LODZIARNIO-CUKIERNI, MATKA OŚMIOLETNIEGO VINCENTA
„Żyłem, to wszystko. Źle czy dobrze, ale nie ode mnie to już zależało. Bo nie zawsze się żyje, jak by człowiek chciał, tylko jak się musi.”
Przeczytaj:
- It all comes and goes (05.01.2015)
O nikim nie zapomniałam. Odpisy będą na dniach. (4.01)
[ Witam na blogu! Samych udanych wątków życzę! ]
OdpowiedzUsuńAdministracja
[Dzień Dobry!]
OdpowiedzUsuńClementine
[ Cześć, ja już zamawiam sobie wąteczek z Nathanem (jeszcze w roboczych xD). :D ]
OdpowiedzUsuńNathan
[ I ja się witam bardzo serdecznie ;) Chętnie rozpocznę jakiś wątek między panią Lucchese a Felixem ;)]
OdpowiedzUsuńFelix
[ Można to nawet połączyć i zrobić z nich obojga stałych bywalców swoich interesów. Cukiernia na przeciwko księgarni wydaje się mocno prawdopodobną opcją ;d
OdpowiedzUsuńWięc znają się juz dosyc dobrze? czy Rosa uroki księgarni dopiero odkrywa?
Ustalamy coś jeszcze?]
Felix
Każdy człowiek potrzebował osłody w swoim życiu. Dla jednych była to druga osoba, dla innych muzyka, czy sztuka, a dla Claudii było to jedno ciastko na tydzień, ewentualnie słodki napój. By dodać sobie tej radości w nudnym, szarym żywocie, wstąpiła po drodze do domu do małej cukierni. Cukiernio-lodziarni, no, ale kto by teraz jadł lody?
OdpowiedzUsuńKupiła sobie babeczkę z kremem i ruszyła do stolika. Nie było w tej czynności nic nadzwyczajnego, co poeta mógłby pięknie opisać. Gdy jednak przemierzała te całe pięć metrów, jej cała lodowa teoria została obalona. Okazało się, że ludzie jedli teraz lody. I to ogromne porcje lodów. Przynajmniej jeden człowiek tak robił. Mały człowiek. Mały człowiek, który miał za dużo energii. I żeby choć trochę rozładować swoje baterie, zamiast siedzieć spokojnie, jedząc, biegał z zimnym smakołykiem, udając samolot wojskowy. Cóż, Claudię zbombardował idealnie, choć sam doznał szkód. Jego lody bowiem majestatycznie pokrył całą jej koszulę i spódniczkę. Jak? Bóg jeden raczył wiedzieć. Widać miała wyjątkowego pecha. Albo chłopiec był wyjątkowo dobrym taktykiem i rzeczywiście obrał ją sobie za cel. Jeśli druga opcja była prawdziwa, to nie przewidział jednej rzeczy - ona również miała broń. W momencie, w którym chłopiec na nią wpadł, pod wpływem uderzenia, upuściła babeczkę. Według jakiegoś tam prawa, mówiącego, że chleb zawsze spada masłem na podłogę, babeczka spadła kremem na dół. Tylko, że nie na podłogę, a na włosy dzieciaka.
Dziewczyna przez chwilę stała bez ruchu, nie bardzo wiedząc co się wydarzyło. Powoli spojrzała na jeden ze swoich ulubionych strojów, a później na swojego napastnika. Cóż, przynajmniej też ucierpiał. Wzięła głęboki wdech. I jeszcze jeden. I jeszcze jeden.
- Samoloty nie latają po pomieszczeniach - powiedziała do niego. Należało zachować spokój. Przecież nie zacznie się kłócić. Nie kłóciła się z obcymi. A zwłaszcza, dzieciakami.
[ Wszystkim Joanną mówimy serdeczne TAK, więc - jasne :)
OdpowiedzUsuńKto zaczyna? ]
Johanna Elisabeth Isobel Lupin
[A bardzo chętnie ;) Jakieś konkretne pomysły?]
OdpowiedzUsuń[Pomysł mam taki z powiązaniem od razu. Może kiedyś Rosa i Curt byi razem, ale z jakichś przyczyn się rozstali. Teraz mogą się przyjaźnić i Kehl co jakiś czas mógłby ją odwiedzać i V., który nieco przywiązał się do Curta. Co ty na to?]
OdpowiedzUsuńObiecał jej i jemu, że dzisiaj do nich przyjedzie. Chłopiec dzwonił już kilka razy tego dnia do niego. A on odpowiadał za każdym razem, że przyjedzie. Oczywiście, jak tylko skończy pracę. Teraz to praca była dla Curta życiowym motorem. Ot, taki marny powód do życia.
OdpowiedzUsuńZaklął cicho pod nosem, kiedy stał w korku. Zawsze go to denerwowało. Dobrze, że chociaż wczoraj zdążył skoczyć do sklepu i kupić coś małemu. Lubił go, nawet bardzo. W jakimś stopniu przywiązał się do chłopca. Tak jak on do Kehla. Żałował tylko jednego. Że związek z jego matką nie wypalił. Chciał, ale coś mu nie wyszło.
Zatrzymał się przed domem Rosy. Narzucił na plecy jeansową kurtkę. Wziął w ręce pakunek z prezentem dla Vincenta. Kupił mu tą futbolówkę, o której tak ostatnio nawijał cały czas. Dla Rosy miał czerwoną różę. Ot, lubił obdarowywać innych jakimiś drobnymi podarunkami. Z resztą, kto ich nie lubił?
Zadzwonił do drzwi, czekając cierpliwe, aż ktoś mu otworzy.
[Tak, Kakaś na avku :D I myślę, że wtedy mogliby być razem :)]
[ Mi pasuje jak najbardziej. Zaczniesz czy ja mam sie tym zając?:)]
OdpowiedzUsuńFelix
[ Na wątek to ja pójdę zawsze! :D Nie mam niestety pomysłu, za to z chęcią zacznę. ]
OdpowiedzUsuńNathan
Czy żałował, że rozstał się z Rosą? Tak, żałował tego. Ale czasu się nie cofnie. Trzeba iść dalej przez życie. Chciałby do niej wrócić... Ale czy to miałoby jakikolwiek sens? Rozejrzał się dookoła. Nic tutaj się nie zmieniło. I na całe szczęście. Jakoś nie przepadał za zmianami.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się szeroko na widok chłopca.
- No cześć młody- zmierzchwił mu dłonią włosy- Jak tam?- zapytał. Standardowo przybił mu piątkę. Zerknął na Rosę i uśmiechnął się- Jeszcze się mnie pytasz- puścił do niej oczko- To co, Vincent... Pomagamy mamie zjeść spaghetti?- zapytał, a mały ochoczo mu przytaknął- Ah, to dla ciebie- podarował jej różę, a małemu piłkę.
Lubiła dzieci. Naprawdę je kochała. Były najsłodszą rzeczą jaką mógł stworzyć człowiek. Sama chciała szkraba. Tylko, że te małe stworzonka rosły. I już w wieku pięciu lat zaczynały drażnić Claudię. Były zbyt rozwydrzone, głośne, pytające i w ogóle męczące. Gdyby chłopiec miał pięć lat mniej, pewnie teraz tuliłaby go do siebie, a jej serce całe by się roztopiło. No, ale niestety. Był nieco starszy. Przynajmniej nie wszedł jeszcze w najgorszą fazę, czyli wiek kilkunastu lat.
OdpowiedzUsuńWestchnęła, słysząc wyjaśnienia kobiety. Nie potrafiła się kłócić i walczyć o swoje. Zwłaszcza, że i tak już kilku gości zainteresowało się tą całą sytuacją. Najchętniej w takich momentach, po prostu by zniknęła. To by była idealna opcja.
- Pranie kosztowałoby więcej niż te ciuchy w ogóle są warte - powiedziała lekceważąco. Sama też nie należała do wyższych sfer, ani nawet do średniej klasy. Ubrań szukała w second-handach. Choć ten strój akurat lubiła to był on wyjątkowo tani. Udało się jej znaleźć dobrą okazję.
- Bardziej mnie martwi, że muszę tak przemierzyć całe miasto - dodała. To był największy problem. Zimne lody nie dość, że ją ochłodziły, to jeszcze zaczęły się topić i spływać po jej ciele. Nie był to zbyt atrakcyjny widok. I myśl o tym, że miałaby tak wsiąść do autobusu nie napawała jej optymizmem.
OD jakiegoś roku kiedy osiadł na stałe w miasteczku miewał praktycznie same dobre dni. Przynajmniej tak mogli to postrzegać ludzie z zewnątrz. Zawsze starał się napawać optymizmem innych, doceniać to co obecnie ma. Pomijając samotne wieczory z pustym mieszkaniu nie mógł narzekac na brak wrażeń. W księgarni coś sie działo. Jednak tego dnia nic nie szło po jego myśli, drobna kradzież, problemy z nową dostawą, konieczne zastępstwo studentki pracującej u niego dorywczo. Dzień nie zapowiadał się cudownie, nie dla niego, z wizją spędzenia w księgarni calutkiego dnia. Musiał korzystać z chwili przerwy dopóki mógł.
OdpowiedzUsuńWiedział gdzie się udać by doładować baterie. Potrzebował mieszanki wybuchowej - kawy koniecznie z czymś słodkim. Oczywiście w księgarni był ekspres a i coś słodkiego znalazłoby się na zapleczu jednak potrzebował chwili wytchnienia i miłego towarzystwa.
Kiedy tylko przekraczał próg kawiarni znajdującej się na przeciwko jego sklepu odetchnął z ulgą widząc ze jego pojedyncze miejsce przy ladzie jest puste.
- Dzień dobry - przywitał się z lekkim uśmiechem. Nie musiał zamawiać, od jakiegoś czasu zawsze brał to samo, kawa i ciasto które poleci mu Rosa. Pozostało mu czekać z uśmiechem obserwując jak inni ludzie spędzają swój czas. Miał wrażenie że cukiernia, jej wystrój, obsługa i oczywiście wszelakiej maści słodycze działają uspokajająco na ludzi.
[hmm dopiero jak napisałam uświadomiłam sobie że cukiernio-lodziarnia nie koniecznie musi miec miejsce do siedzenia i kawę w ofercie.. jesli nie ma to po prostu zignoruj to :D]
Felix
[ Z pomyslami zawsze kiepsko, wybacz. :D Ale moze ty cos masz?;)]
OdpowiedzUsuńChris
[ U dzieci? Najczęściej rehabilitacja po złamaniach i długim unieruchomieniu ręki czy tam nogi w gipsie. A masaż to część składowa fizjoterapii więc lubi, nie lubi - robić musi :) z resztą jest facetem, a to najczęściej ich domena, bo bądź co bądź to ciężka fizyczna praca ;) ]
OdpowiedzUsuńDamien
[ Mnie pasuje, nawet bardzo ;) Złamanie ręki czy nogi? Ta wskazówka powinna mi wystarczyć i zaraz jakiś wątek Ci sklecę, chyba że sama chcesz zacząć, to się nie narzucam :D ]
OdpowiedzUsuńDamien
[ Się robi. Tylko najpierw idę coś wszamać, bo z głodu umrę, a tego byśmy chyba nie chcieli przed poprowadzeniem wątku xD Także czekaj cierpliwie w pół godziny powinnam się wyrobić z wszystkim. ]
OdpowiedzUsuńDamien
Dzieciak był słodki. W końcu jeszcze nie był zbyt duży. Ale znokautował ją dużą ilością lodów. I to odebrało mu znaczną część tego uroku. Nikt przecież nie lubił obrywać z lodów. Chyba. W sumie nigdy nie rozmawiała z innymi ludźmi na ten temat.
OdpowiedzUsuńRuszyła za kobietą, równocześnie grzebiąc w torebce, by znaleźć chusteczki. Chciała zetrzeć choć trochę topiącej się mazi z siebie. Jej humor nieco się poprawił, gdy kobieta zaproponowała jej jakieś świeże ciuchy. Bo w tych obecnych nie czuła się już ani trochę komfortowo.
- Teraz będę specjalnie się nadstawiać, żeby częściej dostawać kawę za darmo - zażartowała, idąc po schodach za kobietą. Początkowa złość zaczynała z niej wyparowywać. W końcu co mogła teraz zrobić? Jedyne co jej pozostawało, to śmiać się z tej całej sytuacji i swojego strasznego pecha.
Rozejrzała się po mieszkaniu, kiedy się w nim znalazły. Chyba każdy tak robił w nowym miejscu. Było ładne. Skromne, bez szaleństw. Takie zwyczajnie ciepłe. Z zamyślenia wyrwały ją słowa kobiety. Spojrzała na nią, trochę zdezorientowana.
- Obojętnie. Może być coś czego nie lubisz, ale nie masz serca wyrzucić - powiedziała i posłała jej lekki uśmiech.
Chyba każda kobieta miała takie ubrania. Nigdy ich nie zakładała, ale też nie wyrzuciła, bo zawsze przy porządkach pojawiała się myśl "zacznę to nosić". Oczywiście, ciuch znów lądował na dnie szafy, by przeczekać tak kolejny sezon.
Lubił przychodzić do cukierni, zawsze znajdował tutaj chwile wytchnienia i wiedział że jeśli nawet zamęczy właścicielkę nudną opowieścią na temat tego że nie wie jak ugotować podstawową zupę to ona uśmiechnie się i kiwając głową okaże mu zrozumienie. Poza tym podobała mu się rodzinna atmosfera panująca w cukierni, widział przekrój pokoleń, to jak mimo różnicy lat więzy krwi sprawiają że ludzie są w stanie zrobić dla siebie wszystko.
OdpowiedzUsuńKiedy kobieta postawiła przed nim kawę nic nie mówił tylko podziękował szerokim uśmiechem, lekko ją zamieszał i upił spory łyk bardzo gorącego napoju. Potrzebował pobudzenia mózgu.
- To będzie męczący dzień i noc i znowu dzień - westchnął nie rozwlekając się nad swoim problemem. Co z tego że zapowiadało się co najmniej 48 bez zmrużenia oka. Kiedyś na warcie radził sobie z takimi problemami bez żadnego słowa. Adrenalina z tym związana robiła swoje. Teraz chyba powoli się starzał.
- Czy kiedyś dowiem się co jest kluczem do waszych ciast? - spytał rozluźniając się kiedy spróbował pierwszy kęs ciasta. Nie żeby chciał nauczyć się je piec. Kiedyś próbował, to zdecydowanie nie był jego konik. W sumie kuchni w mieszkaniu mógłby praktycznie nie używać. Nikt z jego bliskich nie byłby dumny z tego faktu.
Felix
Koniec roku zbliżał się wielkimi krokami. Niewielu pacjentów miało się pojawić na dniach, bo powoli kończyły się punkty kontraktowe z NFZ* i większość gabinetów nie przyjmowało już nowych pacjentów, nawet jeśli mieli oni na skierowaniach adnotację „pilne”. No chyba, że przychodzili prywatnie, ale to już inna bajka. Damien tego dnia pracował sam, bo córka Coralie rozchorowała się na dobre i przyjaciółka Hudsona musiała wziąć kilka dni wolnego. Nie narzekał – miał co robić i lubił swoją pracę, a kontakt z ludźmi był mu potrzebny. W końcu człowiek jest istotą społeczną i nie w jego naturze była samotność.
OdpowiedzUsuńKrzątał się po gabinecie to włączając laser, to podłączając prądy, to wykonując ultradźwięki czy zabiegi zimnem. Całe szczęście, że tego dnia nie miał zbyt wielu pacjentów, którym musiał poświęcić więcej uwagi. Koło południa miał się zjawić jedynie Vincent, z którym Damien pracował nad poprawieniem sprawności prawej nogi, która przez ładnych parę tygodni była unieruchomiona w gipsie. Damien właściwie już kończył pracę z tym dzieciakiem. Wszystko ładnie się zagoiło, noga wracała do pewnej sprawności, a Hudson był z siebie naprawdę zadowolony, gdy mógł oświadczyć, że teraz mały może powoli normalnie funkcjonować, bez stałego oszczędzania siebie i danej kończyny.
Wybiła piętnasta – godzina, na którą był umówiony z matką chłopca, ale najwyraźniej ci mieli się trochę spóźnić, więc Damien skierował się do jednej z kabin aby zdjąć elektrody i odłączyć TENS, który jedna z jego pacjentek miała włączony na odcinku szyjnym kręgosłupa. Właśnie wtedy usłyszał otwierające się drzwi i głośne „dzień dobry” wypowiadane przez matkę chłopca, na którego właśnie czekał.
- Dajcie mi dosłownie dwie minutki i już do was idę – zawołał. Wrzucił podkłady do wody z środkiem dezynfekującym i pożegnał kobietę, która również kończyła dziś rehabilitację. Po tym wyłonił się zza rogu i uśmiechnął do swojego małego pacjenta. – Gotowy na parę ćwiczeń? – zagadnął dzieciaka skinął głową jego mamie. – Wejdź do tamtego pomieszczenia co zawsze i przebierz się w wygodniejszy strój, a ja zaraz przyjdę – mrugnął do niego i usiadł przed swoim biurkiem wpisując coś do kart pacjentów.
*Nie mam bladego pojęcia jak to wygląda za granicą, więc ustalmy na potrzeby wątku, że jest tak jak w Polsce (a tak BTW - oby nie xD).
[ Możemy tak zrobić ale oczywiście też nie chce od razu robić wątku, że przyjmie ową propozycję. Niech sobie trochę ponarzeka na to jaką to okropną pracę itp. Ja jakoś nie jestem przekonana do tego zdjęcia i nie wiedzieć czemu szukam czegoś innego. ]
OdpowiedzUsuńCora
[ Dzięki :) już nie mogę się doczekać! ]
OdpowiedzUsuńjohanna
Gdy Rosa zjawiła się w gabinecie Damiena razem z synem mężczyzna od razu zauważył, że dzieciak nie jest jakoś specjalnie radosny. Cóż, nikt nie byłby, gdyby ciągle musiał na siebie uważać i nie obciążać za bardzo. A już zwłaszcza dziecko. Hudson doskonale rozumiał niezadowolenie małego z tego ciągłego chuchania i dmuchania na niego. Wiele dzieci zjawiało się w jego gabinecie, bo choć na początku swojej kariery zarzekał się, że chce pracować z dorosłymi, to jakoś wyjątkowo maluchy całkiem nieźle się z nim dogadywały i rzetelnie wykonywały jego polecenia. Może to znak, że kiedyś byłby dobrym ojcem, kto wie. Wracając do tematu Vincenta – noga chłopca była już prawie całkowicie sprawna. Pozostało jedynie zacząć normalnie funkcjonować, a wszystko powinno samo się naprostować.
OdpowiedzUsuńDamien uniósł głowę znad swojej papierkowej roboty by przyjrzeć się uważnie matce chłopca. Widać było od razu, że jest wykończona i fizycznie, i psychicznie. Trochę zrobiło mu się jej żal. Pewnie nie miała chwili dla siebie, ale to akurat nie była jego sprawa i nie powinien się wtrącać.
- Spokojnie – uśmiechnął się do niej pokrzepiająco. – Mały może już zacząć biegać – zapewnił ją. – Oczywiście na początku może czuć dziwny dyskomfort, bo przez ostatnie tygodnie chronił tą nogę w obawie przed bólem i organizm przyzwyczaił się do takiego „utykania”, ale wypracowaliśmy już równe obciążanie nóg – wyjaśnił najlepiej jak potrafił. Czasami miał problem z tym by wyjaśnić martwiącym się matką co i jak wygląda w jego pracy z dzieckiem. Najwyraźniej powinien znowu zacząć czytać, bo czasami brakowało mu odpowiednich słów. – Także bez obaw proszę mu pozwolić na zabawę z tym, że powinien teraz jeść dużo produktów bogatych w wapń i magnez przede wszystkim – dodał po chwili namysłu.
Wtedy też rozdzwonił się telefon. Damien skinął jej głową z przepraszającym uśmiechem i odebrał. Chwilę słuchał słów kobiety, która aktualnie tłumaczyła mu, że nie może zjawić się na masażu tego dnia, po czym pożegnał się i odłożył słuchawkę.
- W takim razie będę miał przerwę – wzruszył ramionami, mówiąc do siebie i skreślił z grafiku jeden z masaży, po czym w końcu podniósł się i zaprosił kobietę do gabinetu, gdzie miał pracować z jej synem. Godzina ćwiczeń minęła bardzo szybko. Chłopiec z radością wykonywał każde ćwiczenie, widać było że był aktywnym maluchem i ruch był dla niego bardzo ważny.
- Jeśli masz ochotę możesz jeszcze pobawić się na tych wielkich piłkach – zaproponował Damien, zdejmując z UGULa piłki rehabilitacyjne o naprawdę dużych rozmiarach. – Dzisiaj już nikt się raczej nie zjawi – wyjaśnił pogodnie. – A panią… - wskazał ręką na drzwi. – Zapraszam na masaż – zaproponował z przekonującym uśmiechem.
Damien
[ Albo mi się wydaje, albo miałaś inne zdjęcie w karcie? ;> I było lepsze, tak mi się wydaje. ;) ]
Usuń[Jak widać, nie tylko ja go uwielbiam ♥ Nienawidzę niedziel. Mój mózg wtedy przestawia się na inny tryb. Co do wątku, bardzo chętnie jednakże pragnę wiedzie, czy życzysz go sobie z powiązaniem, czy bez?]
OdpowiedzUsuń[Wpadł mi do głowy szalony pomysł, lecz wpierw chce zapytać. Co z ojcem Vincenta?]
OdpowiedzUsuńW szkole średniej długo zastanawiał się nad tym, co tak naprawdę chce robić w przyszłości – kim chce być, co chce osiągnąć i jak przysłużyć się światu. Jak sprawić by ludzie go zapamiętali nie za to kim jest, a jaki jest i co zrobił by świat stał się choć odrobinę lepszy. Nie miał jakichś wygórowanych marzeń, nie chciał być sławny i bogaty, nie potrzebował uwielbienia. I wtedy zdarzyło się coś, co zmieniło jego życie, a przynajmniej tak mu się wówczas wydawało. Jego młodsza siostra po poważnym urazie trafiła na stół operacyjny pod nóż jednego ze znanych Włoskich chirurgów. Niestety lekarz pomylił się co do jej urazu i nie podołał. Uszkodził prawą rękę dziewczyny dokonując niemożliwych do naprawienia szkód. Rodzina Hudsonów nie była w stanie udowodnić winy lekarza, a żaden inny nie chciał się wypowiedzieć w tej sprawie. Wiadomo jak to jest w środowisku lekarskim – ręka rękę kryje, wszyscy boją się skrytykować znane postaci by przypadkiem się im nie narazić. Nie pomogły ortezy mające naprostować skrzywienie, z resztą ból przy ich noszeniu i niewygoda nie pozwalały dziewczynce funkcjonować normalnie. Zrezygnowali z tego, a mała choć praworęczna nauczyła się posługiwać lewą ręką. Dzieci szybko się przyzwyczajają. Damien był wściekły i obiecał sobie, że kiedyś naprawi to, co inni spieprzyli. Cóż, po zakończeniu studiów było już za późno. Okres wzrostu się skończył i zmiany na dobre się utrwaliły. Nie pomogły umiejętności chłopaka. Dziewczynka oświadczyła, że jest dobrze tak jak jest i żeby Damien przyzwyczaił się do jej pewnego stopnia niepełnosprawności. Poddał się, lecz pierwszy i ostatni raz, jak ją później zapewnił. Obecnie trzynaście lat młodsza siostra żyje swoim życiem i wydaje się być szczęśliwa. W końcu jej starszy braciszek nie pozwoliłby jej nikomu skrzywdzić i skutecznie prostuje tych, którzy mają jej coś do zarzucenia.
OdpowiedzUsuńPotrząsnął lekko głową powracając myślami do chwili obecnej. Ostatni raz zerknął na chłopca, który świetnie się bawił, powtarzając ćwiczenia, które poprzednio wykonywali wspólnie. Po tym opuścił pomieszczenie, lecz drzwi pozostawił otwarte na wszelki wypadek. Rosę natomiast zaprosił do gabinetu masażu.
Zdezynfekował ręce i umył dokładnie, wytarł leżankę i opuścił ją, by młodej kobiecie łatwiej było się na nią wspiąć. Nakrył chłodny materiał dużym jednorazowym ręcznikiem a jeden z miękkich, białych ręczników, które chował w szafie podał kobiecie.
- Rozbierz się i połóż, a ja za chwilę wrócę. Muszę przynieść olejek – uśmiechnął się przyjaźnie. – I zerknę do Vinniego. Może zrobię mu coś do picia – zaproponował i już go nie było. Dał jej dokładnie pięć minut w trakcie których zrobił i nieco ostudził herbatę dla chłopca oraz podpatrzył co też ten mały robi. Całe szczęście chyba nie miał zamiaru roznieść gabinetu Damiena. Po tym wrócił do Rosy.
[Jak dla mnie wcale nie wygląda aż tak młodo, ale co ja się tam znam :P ]
[A ja z chęcią ją przyjmę xD Bądź co bądź dzieci zbliżają xD]
OdpowiedzUsuńGabriella Leone
[ Mój kochany człowieku od szablonu ♥
OdpowiedzUsuńCzy mogłabyś powiększyć czcionkę w spisie postaci? Bo mnie to przerasta, a dostałam skargę :) ]
[O stanowczo Federico będzie chciał spędzać z nią czas ;D wymyślmy tylko coś fajnego :D]
OdpowiedzUsuńFederico C. Winstone.
[Przyjaźń jest super o ile Rosa zniesie humorki Federico. Swoją drogą może zostańmy na tym, a co się potem wyklaruje to już zobaczymy co Ty na to? ;D]
OdpowiedzUsuńFederico C. Winstone.
[Bardzo chętnie! Ryby Federico uwielbia więc trafiłaś w 10! chcesz może zacząć? ;D]
OdpowiedzUsuńFederico C. Winstone.
[Piżama party powiadasz? Boziuuu, jak aj dawno na piżama party nie byłam xD]
OdpowiedzUsuńGabriella Leone
Za wiele to przygotowywać się nie musiała, bo ostatecznie po pojawieniu się Damien i tak musiał poprawić wysokość kozetki, podłożyć jej wałek pod stawy skokowe czy poprawić ręcznik. Kiedy w końcu stanął w progu gabinetu uśmiechnął się pod nosem. Zwykle pacjenci rozbierali się „do rosołu” pozostając jedynie w dolnej części bielizny, wówczas Damien okrywał ich pośladki i kończyny dolne ręcznikiem odsłaniając dodatkowo kość krzyżową, która również musiała zostać rozmasowana, a właściwie nie tyle sama kość co mięśnie i więzadła w jej pobliżu.
OdpowiedzUsuńNic nie powiedział, po prostu sięgnął po dwa ręczniki oraz ułożył na szafce olejek. Chwilę się zastanawiał nad czymś po czym w końcu raczył się odezwać.
- Muszę trochę obsunąć pani spodnie – powiedział spokojnie. Musiał ją uprzedzić. Nie było to dla niego nic nowego. Część pacjentek, które z trafnych spostrzeżeń Coralie, przychodziły do niego tylko dlatego, że wpadł im w oko i były nieco zaskoczone, gdy traktował je w sposób czysto profesjonalny bez względu na to jak idealne miały ciało. To była jego praca, a ciało ludzkie znał doskonale, więc widok czyichś pośladków nie robił na nim żadnego wrażenia.
Nie czekał na jej reakcję. Papierowymi ręcznikami osłonił dolne części jej garderoby, które mogłyby mieć styczność z olejkiem i zabrał się do pracy. Wylał pachnący olejek na dłonie i roztarł go, w ten sposób nadając mu nieco ciepła, a dopiero po tym powoli zaczął głaskać określone pasma na jej plecach. Robił to powoli, tak jak był uczony. Bocznie, a później coraz bliżej kręgosłupa, rozluźniając najbardziej napięte odcinki jej mięśni. Wyczuł pod palcami, że mięśnie w okolicy jej barków były okropnie napięte. Podobno w tym miejscu zbierały się wszystkie stresy.
- Może zaboleć – ostrzegł, chwytając palcami fałd skóry i mięśni, po czym mocno go ścisnął, odnajdując punkt spustowy. – I proszę się rozluźnić oraz powiedzieć, kiedy ból ustanie. Wtedy ścisnę mocniej i tak trzy razy – tłumaczył cierpliwie. To samo zrobił po drugiej stronie. Po owym zabiegu wyczuwalna była zmiana napięcia. Zadowolony z siebie przeszedł dalej. Masaż trwał dobre dwadzieścia minut, po których plecy kobiety były naprawdę mocno rozgrzane. – To wszystko – powiedział na koniec, okrywając ją ręcznikiem. – Musi pani chwilę poleżeć. Oczywiście uprzedzam, że po tym masażu mogą panią jutro boleć plecy, mogą wystąpić zakwasy lub po prostu może się pani źle czuć – umył ręce, które były tłuste od olejku. – Ale później powinno się poprawić i podejrzewam, że pani humor również się polepszy.
Damien
[ Trzy razy to wysyłałam! Oo. Głupi blogspot! ]
Usuń[ Okej, jak najbardziej. :) Pomysł dobry. ]
OdpowiedzUsuńNathan, z rękoma w kieszeniach eleganckiego płaszcza, przechadzał się wąskimi alejkami parku. Temperatura wynosiła coś około 9°c, ale wiało chłodnym wiatrem i było dość nieprzyjemnie. On jednak nie zwracał na to zbytniej uwagi; od dziecka był jak piecyk, przez co wszyscy lubili się do niego w ciągu późnej jesieni czy zimy przytulać. Nie przeszkadzało mu to.
W pewnym momencie, gdy mijał prawdopodobnie matkę ze swoim synem, który hasał sobie gdzieś dalej, wiatr wyrwał z kobiecych dłoni kartkę papieru, jaką czytała. Prawnik chwycił, jak zauważył, pismo komornicze. Pomyślał sobie, że jego ostatnia klientka miała podobną sytuację. Wygrał sprawę. W tej samej chwili usłyszał głos dziecka, który chyba chciał odzyskać własność rodzicielki. Nathan uśmiechnął się lekko.
Nathan
[ Jesteś najsłodsza <3
OdpowiedzUsuńSprawdzisz jeszcze maila? Taka drobna sprawa.
Odpiszę Ci jeszcze dzisiaj za tą Twoją dobroć! :* ]
A./C.
Jego pub na początku też miał niemałe problemy. Trzeba było znaleźć jakichś docelowych klientów. Trzeba było też znaleźć pracowników. I tym trzeba było też płacić. Po dwóch miesiącach Curt chciał rzucić to wszystko w kiebieni matry. Ale jak to mawia jego matka "Cierpliwość popłaca". On zaś uważał, że dobre rzeczy przychodzą do tych co czekają.
OdpowiedzUsuńI najwidoczniej wszystko zaczęło się układać. Nie zawsze jest kolorowo, ale Kehl jakoś daje sobie z tym wszystkim radę.
- Spokojnie. Nie jest aż tak bardzo naprzykrzający się- uśmiechnął się do niej- Znam dużo gorsze osoby, a twój syn bynajmniej nie jest jedną z nich- puścił do niej oczko- Widzę, że radzisz sobie coraz lepiej z tym przybytkiem- powiedział pół żartem, pół serio- Może dałabyś się zaprosić w piątek na jakieś wyjście?- zapytał jej.
- Nie no, nikomu nie powiem! - obiecała od razu. - Jeśli zbankrutujesz stracę szanse na darmową kawę. Nikomu nie pisnę nawet słówka - dodała. Podobno czasami trzeba być egoistą. Inaczej nie miało się szans by przeżyć w dzisiejszym świecie. Sama nie wiedziała, czy to prawda. Ale momentami bywała samolubna. Jak każdy chyba, a przynajmniej większość.
OdpowiedzUsuńStrój, który jej przyniosła, wyglądał w porządku. Wiadomo, że właścicielka małej cukierni nie będzie nosić ciuchów od prywatnego krawca, a nawet jeśli miałaby takie w szafie, to już na pewno nie rozdawałaby tego niezadowolonym klientkom, zbombardowanym przez jej syna. W sumie ciekawe, czy tylko ona miała takiego pecha, czy chłopiec często wpadał na klientów.
Poszła do łazienki i dopiero wtedy uświadomiła sobie jakie to dziwne. Bo przecież nie znała tej kobiety. Ona nie znała jej. Matka dzieciaka mogła ją po prostu przeprosić, dać ciastko jako wynagrodzenie i zapomnieć o sprawie. A ona tymczasem nie dość, że obiecała jej "odszkodowanie", to zaprosiła do swojego domu i dała jej własne ciuchy na przebranie! Claudia nie podejrzewała, że tacy ludzie w ogóle istnieją. Widać nieznajoma była tym gatunkiem na wymarciu - dobrych, bezinteresownych ludzi. Ubrała się szybko i umyła. Na szczęście, to głównie ubrania nie jej skóra ucierpiały, więc nie miała dużo pracy. Wróciła do salonu i uśmiechnęła się lekko do kobiety.
- W sumie to nawet wygodniejsze od spódniczki i koszuli - powiedziała. Spodnie na gumce zawsze były fajniejsze od wyjściowych strojów. Ale póki co Claudia nie była aż tak zniechęcona do wszystkiego, by odpuścić sobie chociaż lekkie strojenie się. Jakby nie było miała nadzieję, że kiedyś tam spotka kogoś z kim zwiąże swoje dalsze losy. A w dresie raczej nie wyglądałaby zachęcająco.
Wcale tego nie planował, zresztą gdyby nagle zaczął zapisywać cokolwiek można byłoby stwierdzić, że Ferderico zachorował albo w jego życiu naprawdę coś się zmieniło bo mimo iż wiele razy powtarzał sobie, że stanie się porządnym facetem, który nie będzie zapominał o rocznicach czy też inny ważnych sprawach, zawsze kończyło się z tym samym skutkiem. W jego mieszkaniu nie przeżyłby ani jeden kwiatek ani zwierzak dlatego po pierwszym pogrzebie – gdy zagłodził rybkę w wieku dziewięciu lat, przyrzekł, że nie podejmie się opieki nad nikim. Jedynym wyjątkiem był Vincent, piegowaty ośmiolatek, który był połączeniem dorosłego osobnika i dzieciaka, którego Fe tak bardzo potrzebował w swoim życiu.
OdpowiedzUsuńGdyby tylko Winstone zdawał sobie sprawę jak wiele załatwiania czeka go przed wyjazdem, z pewnością zrezygnowałby z weekendu za miastem, bo niestety należał do części facetów, która miała więcej wad niż zalet i większość pomysłów zwykle lądowała w koszu bo wymagała od bruneta większego zaangażowania, które jemu samemu, niespecjalnie było na rękę. Niestety tym razem został postawiony pod ścianą słysząc radosny głos Vincenta i równie akrobatyczne spojrzenie Rosy na cały ten, lekko irracjonalny pomysł. Co prawda pogoda nie rozpieszczała o tej porze roku jednak jeśli wszyscy postawią na kilka warstw ciepłych ubrań, a po kilkugodzinnym przesiadywaniu nad brzegiem napiją się grzanego wina – oczywiście pomijając nieletniego chłopca – nie powinni nabawić się zapalenia płuc czy innego okropnego choróbska. Z pewnością nikt z nich nie chciał podupaść na zdrowiu, jednak Federico szczególnie. Szczerze nienawidził bólu gardła, a o katarze myślał jak o największym wrogu toteż stosował wszelkie możliwe sposoby by zwiększyć swoją odporność – wychodziło mu to z lepszym lub gorszym skutkiem.
Pakowanie. Kolejna z czynności, zaraz obok sprzątania, która przyprawiała Winstona o zawrót głowy toteż kilka dni szybciej wypytał Rosy co mogłoby przydać im się w ciągu praktycznie dwudniowego odcięcia od zgiełku i dogodności miasta. Całe szczęście starsza kobieta wszystko mu podyktowała i jeszcze kilka razy upewniła się, że Federico zdążył wszystko zanotować. Pech chciał jednak by brunet zgubił listę i z dumy i niechęci przyznania się do porażki postanowił, zapakować się na własną rękę. Jak na razie w jego przestarzałym vanie leżał zestaw do wędkowania, kilka świeżych przynęt, które odebrał przed śniadaniem i walizeczka, w której można było znaleźć najróżniejsze rzeczy: począwszy od ubrań aż po przyprawy i makaron. Może i Winstone nie należał do wybitnych kucharzy jednak to jedno naprawdę lubił robić i choć zwykle po kilku godzinach gotowania jego kuchnia obrastała brudem, a naczynia leżały w zlewie przez kilka następnych dni – aż nie skończyły się czyste – to i tak brunet miał wiele frajdy i zabawy z samego procesu gotowania. Jako totalny niejadek – przez samego siebie nazywany, smakoszem – musiał nauczyć się łączyć poszczególne smaki by jego dieta została choć w jakimś małym stopniu zbilansowana.
Nim Winston zdążył porządnie obrzucić obelgami swój samochód był już na miejscu i zakładając na głowę jedną ze swych uszatych czapek wyszedł na zewnątrz by nie tylko przywitać się z najlepszymi towarzyszami podróży o jakiś tylko mógł marzyć, ale także by zapakować ich walizki do bagażnika.
W standardowy sposób przywitał się z Rosą – całując jej chłodny, zaróżowiały policzek, natomiast z Vincentem wymienił specyficzne klaśnięcia i stukanie dłoni, które potrafili powtórzyć jedynie oni dwaj. – Cześć młody! – rzucił po chwili i wyszczerzył się w ten specyficzny, nieco dziecięco uroczy, sposób. Poprawił palcem wskazującym lekko padające z nosa, okulary i widząc niemrawą minę małego chłopca szybko pociągnął temat, który ułaskawiłby go w oczach dziecka, bowiem Vin nie znosił, gdy Federico podkreślał różnicę wieku między nimi. Byli kumplami bez względu na to w którym roku się urodzili.
Usuń- Mam nadzieję, że mama nie będzie nam zbytnio przeszkadzać, bo kupiłem dziś świeżutkie mady i rasówki, więc z pewnością wszystkie ryby tylko czekają aż zanurzymy nasze haczyki. A i zapomniałem dodać, że zabieram Cię dziś na małą przejażdżkę łódką, bo przecież na pomoście to zawsze można łapać ryby. – dodał dumny z siebie i zezując pociągnął nosem. – Mama też z nami popłynie jak zasłuży. – dodał nieco zgryźliwie, jednak wesoło i spojrzał na brunetkę by chwilę później wskazać podbródkiem swój samochód.
Federico C. Winstone.
[Oczywiście, że pasuje :D]
Za każdym razem przypomniał sobie czemu lubił przychodzić w to miejsce. Nie chodziło oczywiście jedynie o genialne wypieki (chociaż i to było dobrym powodem by pojawiać się tutaj regularnie). Tylko tutaj mógł sobie pozwalać na swobodę. Długi czas w okolicy to on był "tym nowym". Miasto niby duże, wielotysięczne jednak na ulicy gdzie swoje interesy prowadziło wieku sklepikarzy mieszkających w mieście od pokoleń, był traktowany i tym samym czuł się jak obcy. Te zasady nie dotyczyły Cukierni. To była jego mała ucieczka na drugą stronę ulicy.
OdpowiedzUsuńWidząc jak Rosa mruga do niego a dosłownie po ułamku sekundy reflektuje się a w myślach za pewnie ruga nie potrafił nie uśmiechnąć się. Drobnostki które poprawiały mu humor.
- Czuje że jutro będę potrzebował dużo cukru więc moim życzeniem jest ciasto przepełnione toffi, karmelem, kajmakiem, czekoladą.. czymkolwiek zechcesz je przyozdobić - wypalił specjalnie przy słowie 'dużo' przeciągając samogłoski. Może nie inspirował ale na pewno potrafił jasno określić na co ma ochotę. Cukier w cukrze polany cukrem. To będzie jego mieszanka na jutro.
- Impreza pod tytułem "Pracujmy całą noc - po co komu sen" - westchną jednocześnie dwoma palcami przecierając przemęczone już oczy - Czeka mnie praca do końca zmiany, całonocne przyjmowanie dostaw i układanie wszystkiego na półkach. Poza tym jutro jest mini spotkanie literackie z lokalnymi pisarzami którym patronuje, muszę przygotować księgarnie pod wizytę ich i ich fanów, znajomych.. - wytłumaczył wszystko na jednym oddechu. Wszystko byłoby dobrze gdyby dziewczyna pracująca dla niego mogła dzisiaj byc w pracy. W takim wypadku wszystko spada na niego. Nie chciał się nad sobą użalać za bardzo, wiedział że dużo ludzi musi pracować znacznie ciężej od niego.
Felix
[Whoa, whoa, whoa, jakie śliczne zdjęcie. Witam Włoszkę! Niech sobie mówią po dialekcie tak, że żaden nie-Włoch ich nie zrozumie. Głębsze pomysły?]
OdpowiedzUsuńAndrea R.
[ Spokojnie, dziś dostaniesz odpis :>]
OdpowiedzUsuńCora
[Nikt jeszcze nie pochwalił? Zazdroszczą.
OdpowiedzUsuńAndrea zawsze poleci swoim kochanym turystom coś, co pochodzi od włoskiej rodziny. Pomysł idealny i jestem niemalże pewna, że mam zacząć. Postaram się!]
Andrea R.
Zaczął zauważać że coś w jego życiu było nie tak gdy w sobotnie wieczory siedział w mieszkaniu tylko dlatego, że jego znajomi woleli spędzać czas ze swoimi drugimi połówkami, a on oczywiście nie był skory do siedzenia w kinie obok całującej się pary i do wyglądania jak ostatni idiota. Gdy jako jedynego towarzysza miał własnego psa, wcale nie miał im tego za złe... No dobrze, może trochę. Trochę bardzo. Czy naprawdę musieli spędzać wszystkie weekendy z tą jedną osobą? Nie nudziło im się to? Nie mieli ochotę na coś innego, przynajmniej od czasu do czasu? W swojej podświadomości życzył im wszystkim kryzysu związku, a on sam zaczął rozmawiać z ludźmi poprzez czaty internetowe, jakkolwiek głupio, dziecinnie i beznadziejnie to mogło wyglądać dla osób trzecich. Wpisywał swoje miejsce zamieszkania i miał nadzieję, że jego brak znajomych nie zobowiązanych w żadne uczuciowe gierki wreszcie miał szansę zniknąć.
OdpowiedzUsuńDopiero gdy znalazł dziewczynę która wydawała się dość sympatyczna i wcale nie aż tak męcząca jak większość tych, które znał, doszedł do wniosku że może sam mógł zacząć bawić się w tę grę. Nie chciał niczego zobowiązującego, głównie chciał zająć czymś swój wolny czas i doskonale o tym wiedział, przez co we własnych oczach był jeszcze bardziej idiotycznym stworzeniem, ale z drugiej strony nigdy nie traktował relacji rozpoczętych przez internet poważnie. Dlaczego więc nie spróbować? Nie miał nic do stracenia, w każdym momencie mógł po prostu wtopić się w tłum dla tej jednej osoby już na zawsze.
Miejscem spotkania był klub bilardowy. Opis ubrania jako wskazówka do rozpoznania jego nowej znajomej zapamiętany. Mógł już tylko czekać i ewentualnie starać się domyśleć, czy nie został wystawiony na wiatr już przed pierwszym spotkaniem twarzą w twarz.
Andrea R.
[Nie no pomysł z wypiekami jest taki.. fajny, neutralny, nieudziwniony. Podoba mi się, bo jest prosty i może się różnie potoczyć, także jestem bardzo za.]
OdpowiedzUsuńCesare
Czuł się nieco dziwnie obserwując każdą osobę wchodzącą lub nawet kręcącą się po lokalu, szukając pomiędzy nimi białego topu i rozpiętej koszuli, ale tego wymagała sytuacja. Starał się na żadnej kobiecie nie zawieszać wzroku na dłużej nie tylko dlatego, że w każdej chwili z jakiegoś kąta mógł wyskoczyć na niego mafioso i wybić mu z głowy gapienie się na istoty płci żeńskiej, ale przede wszystkim z powodu szczerości – był tu przecież na randce, jakim człowiekiem by był, gdyby tymczasem rozglądał się za innymi? W odróżnieniu od niektórych mężczyzn, miał jeszcze swój honor i trochę oleju w głowie.
OdpowiedzUsuńCzas upływał, a on czuł się coraz dziwniej. Zapewne nie wyglądał aż tak głupio, jednak ta sytuacja była dla niego całkiem nowa i nie do końca wiedział jak sobie z tym poradzić; umówił się z nieznajomą i nawet nie wiedział czy byłby w stanie rozpoznać ją w tłumie, czy w ogóle by się zjawiła. Tak naprawdę minęło zaledwie parę minut, ale to były minuty w zakłopotaniu we własnych myślach i w próbach udawania jak najbardziej pewnego siebie.
W pewnym momencie westchnął cicho i rzucił wzrokiem w stronę jednego ze stołów do gier, chcąc przyglądnąć się rozgrywce; w tym samym ułamku sekundy kątem oka zarejestrował jeansowy kolor mieszany z białym. Automatycznie spojrzał na swoją wybrankę, podczas gdy zbliżała się do niego i jej twarz była coraz bardziej mu znana... Cholera.
Rosa, właścicielka lodziarnio-cukierni do której tak bardzo lubił przychodzić i którą za każdym razem polecał swoim turystom, ściągnęła granatowy płaszczyk i rozejrzała się dookoła, jakby kogoś szukając. Andrea jeszcze przez ułamek sekundy postarał się przekonać samego siebie, że coś mu się pomieszało i opis ubrania kobiety z którą miał się spotkać wcale nie był identyczny do tego, co akurat nosiła na sobie Lucchese, a jednak... Chyba musiał to zaakceptować.
Ruszył się ze swojego miejsca wiedząc, że ona nie miała żadnych wskazówek co do tego kim mógł być. W zasadzie to pozwalało mu uciec i nigdy więcej nie wspomnieć o tym wydarzeniu nawet przed lustrem, ale nie był osobą, która zrobiłaby coś podobnego. Podszedł do kobiety i uśmiechnął się ciepło na przywitanie, chociaż ta sytuacja była jeszcze bardziej dziwna niż na samym początku.
- Ładna jeansowa koszula, biały top, brązowy pasek i wiązane botki – wyrecytował z opisu ubrań.
Andrea R.
Nathan spojrzał na małego i na jego matkę, po czym jego uśmiech na jego ustach jeszcze trochę się poszerzył.
OdpowiedzUsuń- Twojej mamy? W takim razie proszę. - Podał dzieciakowi kartkę, a sam spojrzał na kobietę.
Fakt faktem, musiała mieć dość spore problemy. Małe dziecko (w zasadzie nie takie małe, coś około ośmiu lat), a teraz jeszcze sprawa komornicza. Wyglądało to dość kiepsko, co do tego nie miał żadnych wątpliwości.
- Pewnie panią zdziwię... bo sam siebie zdziwię. Jestem prawnikiem. - Włożył wolną dłoń między czarne, gęste loki. - I mógłbym pani jakoś pomóc.
Tak, to było dziwne. To było bardzo dziwne, ale w Nathanie obudziło się coś, co kazało mu to zrobić. Być może wpływ na jego nietypową propozycję miała pewna sytuacja w przyszłości, która co prawda wydarzyła się dość dawno, ale bardzo go zmieniła.
Nath
Problem polegał na tym, że Damien nie zwykł rzucać do nowych pacjentów ot tak: „Rozbierze się pani do naga?” Zabrzmiałoby dwuznacznie no i nie każdy miał na to ochotę, a wolał nie wdawać się w zbędne dyskusje, gdy czekała go kolejka innych osób. Z resztą, jakoś sobie radził.
OdpowiedzUsuńRosa nie miała się czym przejmować. Jej ciało naprawdę wyglądało bardzo dobrze, zwłaszcza po ciąży. Nie żeby mężczyzna aż tak zwrócił na to uwagę, musiał przestać myśleć w taki sposób o ciele człowieka, bo przychodziły do niego nie tylko młode i urodziwe kobiety, ale również albo raczej przede wszystkim – starsi i schorowani, bo to oni najbardziej tego potrzebowali, w końcu był to gabinet rehabilitacji, a nie odnowa biologiczna czy SPA.
Każdy pacjent lubił co innego, każdy fizjoterapeuta inaczej wykonywał swoją pracę, zatem ciężko było się dostosować do wymagań. Damien robił wszystko tak, jak został nauczony i może czasem wkładał w masaż trochę więcej siły niż powinien, jednakże efekty były widoczne już po kilku zabiegach.
- Wybacz, to z przyzwyczajenia, takie skrzywienie zawodowe – uśmiechnął się, gdy go poprawiła, nalegając by mówił po imieniu. – Jeśli było za mocno trzeba było krzyczeć, a i owszem… poprawisz się nieco z anatomii mięśni – powiedział jeszcze lekko rozbawiony, nim wyszedł.
Wrócił do niej po około dziesięciu minutach. Uznał, że to wystarczający czas by tkanki odetchnęły po takiej pracy jaką im zafundował.
- Możesz wstać – powiedział niezbyt głośno, na wypadek gdyby nie spodziewała się jego najścia i się wystraszyła. – Tylko powoli, żeby nie zakręciło się w głowie – poinstruował ją, opierając się o ścianę przy drzwiach. – Vincent jeszcze się bawi, ale w sumie jest już przebrany i gotowy do wyjścia – wyprzecie jej ewentualne pytania o dziecko.
Współpraca z małym sprawiła mu wiele przyjemności. Chłopiec był naprawdę ruchliwym dzieckiem i nie dziwił się Rosie, że obawiała się kolejnych tygodni, w trakcie których młody byłby unieruchomiony i marudny. Żadne dziecko nie lubiło gdy coś ograniczało jego ruchy.
[ Bez przesady ;) Dopiero się uczę, ale tak masz rację, mam z tym wiele wspólnego. Jestem na drugim roku ;) ]
Damien
W sumie Claudia też nie była najbardziej elegancką osobą na świecie. Ale gdy wychodziła na miasto, gdzie miała spotkać więcej osób, być może takich ciekawych, chciała wyglądać co najmniej znośnie. I wbijała się w rurki, ubierała obcasy, albo robiła ze sobą coś, by nie straszyć. W granicach rozsądku oczywiście. Daleko było jej do plastikowych modniś. Bywały też dni, i to często, gdy na myśl o wybieraniu stroju robiło się jej niedobrze i ubierała zwykłe dżinsy i bluzę. Tylko wtedy modliła się, by nie wpaść na żadnego przystojniaka.
OdpowiedzUsuńJej irytacja już praktycznie zniknęła. Nawet uśmiechnęła się, widząc, jak dzieciak biega sobie beztrosko po salonie. Zazdrościła mu w sumie. Też chciałaby się cofnąć o te kilkanaście lat i grasować po domu bez najmniejszej troski.
Gdy usłyszała jego słowa, zerknęła niepewnie na jego matkę i zaśmiała się. Bo chłopczykowi brakowało tylko garnituru, by wyglądać jak Jake, czekający na Rose przy schodach przed kolacją w Titanicu. Czy coś. Dobra, był nawet słodki. Bez lodów już nie miała nic przeciwko niemu.
- Ależ pan uprzejmy! - powiedziała, jakby wcale nie rozmawiała z dzieckiem, tylko mężczyzną trochę starszym od niej. A nuż to był jej przystojniak na dziś, z którym mogła się dobrze bawić? Nieco inaczej niż z dorosłym mężczyzną, ale też mogło być fajnie. - Prawdziwy z pana dżentelmen. To będzie dla mnie zaszczyt towarzyszyć panu - dodała jeszcze z szerokim uśmiechem na ustach. - O ile nie będzie pan jadł przy mnie lodów - zaznaczyła jeszcze. Jednak wolała się do niego nie zbliżać, gdy jadł.
[ Świat nas nienawidzi. Skończyłam odpowiedź i w tym momencie wybiło prąd. Ale oszukałam przeznaczenie i użyłam telefonu, o! ]
[ Dziękuję za powitani.;)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, Jason jest do schrupania;)
Ochota na wątek zawsze jest, gorzej z jakimś pomysłem.]
Graham
[ Taka mała nauczka dla mnie za ograniczanie się ;) Po ostatnich kilku dniach na uczelni, Damien stał się męczący ;) Wątek z Lucą jak najbardziej, w końcu jestem Ci to winna ;) Jakiś pomysł? ;> ]
OdpowiedzUsuńLuca
[ To może tak: Luca i Rosa znają się od dziecka, mogliby się nawet przyjaźnić w czasie dzieciństwa. Może Luca kiedyś, zanim Rosa zaszła w ciążę nawet podkochiwał się w rok starszej koleżance. Wtedy w ciągu roku spadło na niego naprawdę wiele. Jego rodzice zginęli w wypadku, a chłopak praktycznie wylądował na ulicy i jeszcze jego obiekt westchnień wpadł po uszy w kłopoty. Oczywiście duma nie pozwoliła mu nadal być blisko Rosy, jedynie ukarał należycie faceta, który ją skrzywdził (tu powiedzmy, że pomogli mu znajomi z ulicy) i odszedł w cień. Po latach spotykają się znowu, Luca nawet bardzo polubił syna Rosy. Oczywiście nie wiedział, że piekarnia której klientów okrada należy do niej. Kiedy sprawy zaczną się sypać, wycofa się nieco i nawet spróbuje jej pomóc odbudować reputację firmy oraz zebrać trochę pieniędzy na poprawę sytuacji finansowej cukierni.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy to jest choć trochę logiczne ;) ]
Luca
[ nie wiem skąd mi się ta piekarnia wzięła xD ]
Usuń[ Oczywiście, że odrzucał jej pomoc! Przecież był dorosłym, samodzielnym facetem, który potrafi nawet wodę przypalić ;) Ale przecież się nie przyzna - ego większe niż wzrost! I nie chodziło mi o to, że Vinnie jest owocem gwałtu, tylko właśnie owego romansu, który przecież dobrze się nie skończył. I o to Luce chodziło, bo przecież ktoś taki jak Rosa zasługuje na happy end, a ten pożal się boże turysta jej tego nie zapewnił. Chyba, że nie wiedział o jej ciąży, ale nawet jeśli to Luca też przecież nie wiedział, że tamten nie wie. Tak czy siak w rozumieniu młodego L. tamtemu należało się manto xP
OdpowiedzUsuńMożemy zacząć od tego, że się spotykają i Rosa zwierza się ze swoich problemów, a genialny Luca zaczyna kojarzyć fakty i zachodzić w głowę jak to wszystko naprawić. ;) ]
Luca
[Cześć! Rosetta z pewnością uwielbia lody truskawkowe i maślane ciasteczka z pobliskiej lodziarnio-cukierni ;)]
OdpowiedzUsuńArturo
Usuń[Myślę że Julian bardzo polubi synka Rosy. Fak faktem, niestety, swoich dzieci się nie doczekał, ale myślę, że da sobie radę. Potem możemy wplątać samą Rose. Jakiś pomysł? Vincent może być małym uciekinierem, zaplątać się gdzieś w pobliżu restauracji w której pracuje Julian, poczym Julian zaprowadzi go do domu?]
OdpowiedzUsuńJulian Blake
[ Mnie tam wsio ryba gdzie się spotkają. Luca to włóczykij, więc pewnie mogłaby go spotkać w każdym miejscu, o ile nie będzie to 5 gwiazdkowy hotel, no chyba że i tam by się włamał :) Zaczniesz? *____* ]
OdpowiedzUsuńLuca
Zbliżając się do miejsca spotkania niemalże pustym o tej porze autobusem, nawet na moment nie przemknęła koło niego myśl, że mógłby spotkać kogoś znajomego. Modena była przecież dużym miastem, jakie szanse miał na ujrzenie znanej mu twarzy? Oczywiście pomyślał, że może widział kiedyś nieznajomą kobietę gdzieś w tłumie, że jej obraz umknął mu już kompletnie z pamięci, ale że może jednak jej oczy byłyby w stanie mu coś podpowiedzieć w momencie ich spotkania – ale Rosa?
OdpowiedzUsuńZ początku poczuł się nieco zażenowany tym, że faktycznie umówił się z kimś przez internet. Natura tego spotkania miała być tajemnicą przed jego znajomymi, bo przecież tyle razy w pierwszej osobie powtarzał, że nie wierzył w coś takiego, jak związek rozpoczęty w wirtualnym świecie. A teraz dowiedziała się o tym córka dobrej przyjaciółki jego rodziny, która z uśmiechem przyjmowała go do wyśmienitej cukierni i skrupulatnie zajmowała się swoim synem... Gdy Andrea pomyślał o tym aspekcie jej życia, udało mu się nieco bardziej zrozumieć te całe poszukiwania. Samotne wychowywanie dziecka z pewnością nie było bułką z masłem.
Postarał się zagrać to ze spokojem, jakby wszystko od początku do końca miało intencje czysto koleżeńskie. Ten wieczór nie mógł przecież zmienić się w kompletną katastrofę, prawda? Większe zakłopotanie odczuwałby dopiero przy ich następnym spotkaniu, gdy obydwoje zdaliby sobie do końca sprawę z tego, że randkując los chciał, aby natrafili akurat na siebie.
- Jest w porządku – odpowiedział od razu i dopiero po tym rzucił ostrożniejszym okiem na jej wystrój. Wcale nie było takiej potrzeby, bo od jej wejścia do lokalu zdążył po jeansowej koszuli i białym topie przesunąć wzrok już parę razy, nie chcąc mu uwierzyć, jakby płatał mu figle.
- Nawet bardzo w porządku – uśmiechnął się delikatnie. Musiał zachować się naturalnie. Musiał przekonać samego siebie, że ten wieczór wcale nie był dziwny, ale zwyczajnie koleżeński. - Wszystko u was okej? Jak tam mały?
Andrea R.
[A to idealnie się składa bo moja pani nie ma nikogo takiego! Swoją drogą nawet teraz będzie miała jej dużo do opowiedzenia więc może jakiś wieczór przy winie? ;D Natasha zaprasza!]
OdpowiedzUsuńNatasha Julie Hamilton.
[Wino najlepiej czerwone półsłodkie! A no i Natasha oczywiście mieszka w kamienicy, 2 piętro ;D]
OdpowiedzUsuńNatasha Julie Hamilton.
[A dziękuję bardzo <3
OdpowiedzUsuńHmm, a powiedz mi coś więcej o tej lodziarnio-cukierni? To rodzinny biznes? Silas od niedawna pracuje w DR, więc wcześniej mógł dekorować i piec torty u Rosy, bo w końcu łapał się wszelkich posad związanych z gastronomią, byleby się poduczyć i trochę pieniędzy zarobić. To mógłby być punkt zaczepienia, chyba, że Rosa ma ten przybytek od niedawna i nie należał od do jej krewnych. Wtedy będziemy myśleć dalej :)]
Silas
Ten, kto uważał, że w życiu dostaje to, na co się zasługuje, chyba nie do końca to przemyślał. W końcu czym mogą zawinić dzieci, porzucane w śmietnikach? Czym mogą sobie zasłużyć wszyscy biedni i głodujący? Co innego, gdy mowa o tych, którzy przez własną głupotę stracili wszystko i wszystkich w swoim życiu, a teraz klną się na los. Luca nigdy nie narzekał, choć życie dało mu niezłego kopa już na samym początku, gdy zamiast cieszyć się dzieciństwem musiał jak najszybciej dorosnąć, musiał stać się twardy i samowystarczalny. Tułał się od jednej rodziny do drugiej, nigdzie nie zagrzał miejsca, a ostatecznie po osiemnastych urodzinach został wykopany na bruk. W ręce miał tylko dziesięć euro i cały swój dobytek spakowany w jeden, stary plecak. Całe szczęście, że wcześniej ulica nie była mu obca i miał już kilka kontaktów, dzięki którym nie wylądował na ławeczce w parku.
OdpowiedzUsuńOd tego czasu minęło już parę lat w ciągu których chłopak łapał się różnego rodzaju dorywczych prac by jakoś przeżyć. Nocował często na kanapach znajomych, którzy choć zapewne mieli go już powyżej uszu, to nigdy nie zamykali mu drzwi przed nosem. Cóż, trzeba przyznać szczerze – Luca nie zdobyłby nagrody dla najlepszego współlokatora, bo wszędzie zostawiał ogromny bałagan, opróżniał lodówki i jedynym co mógł zaoferować w zamian było swoje towarzystwo i poczucie humoru, które rzadko go opuszczało. Poprzednią noc spędził u jednej z koleżanek, którą znał jeszcze z czasów szkolnych, prawie spalając jej małe mieszkanko. No, ale to akurat była jej wina, bo nie miała zamiaru usmażyć Luce naleśników, a że on jest totalnym beztalenciem kucharskim to wyszło mu to, jak wyszło. W ten oto sposób musiał szybko zniknąć jej z oczu, przynajmniej na najbliższe kilka dni.
Gdy wchodził w jedną z parkowych alejek, nie spodziewał się spotkać tam Rosy. Minęło tyle czasu odkąd widzieli się po raz ostatni. Oczywiście on czasami obserwował ją z ukrycia, będąc ciekawym jak jej się układa, ale nigdy nie zdecydował się podejść bliżej i zapytać jej o to osobiście. Bał się? A może wstydził tego, gdzie wylądował? Nieważne. O tej porze nie spodziewał się nikogo tam spotkać. Szedł przed siebie, nie patrząc pod nogi. Chłodne ręce wciśnięte miał w głębokie kieszenie swojej kurtki, a w słuchawkach, które miał w uszach grzmiała jakaś smętna melodia. W pewnym momencie nawet zaczął sobie nucić powtarzające się kilkakrotnie wersy. I wtedy to się zdarzyło – okrążał fontannę, by dotrzeć do drugiego końca parku, lecz nie dotarł nawet do połowy drogi, gdy przed nim wyrosła jak z podziemi pewna drobna postać. Luca przełknął głośno ślinę, gdy kobieta uniosła spojrzenie i spojrzała w jego kierunku.
[ Nie zadawaj mi głupich pytań :) Przecież wiesz, że tak może być ;P ]
Każdy lubił plotki, a już szczególnie kobiety, które w zapracowany tydzień zbierają przeżycia, by przy wolnym wieczorze wypluwać z siebie informacje jak wulkan, lawę. Te wieczory miały dla Natashy szczególnie ważny wydźwięk bo choć zwykle prawniczka była porządną i twardą kobietą, która uwielbia przewodzić, potrzebowała odskoczni w postaci zwykłej rozmowy z osobą, która nie tylko ma tą samą płeć ale także poglądy. Żadna inna kobieta nie rozumiała prokurator tak jak Rosa i choć ich przyjaźń zaczęła się dość niewinnie bo przez wizytę blondynki w lodziarnio-cukierni, to w tej chwili tydzień bez wieczornych pogaduch czy też spotkania przy kawie był wręcz nie do przyjęcia.
OdpowiedzUsuńHamilton nie lubiła się zwierzać. Szczerze mówiąc wolała siedzieć i słuchać, ewentualnie wtykać swoje zdanie pomiędzy poszczególne wypowiedzi współtowarzysza, jednak sama nigdy nie zaczynała rozmowy, która dotyka jej sfery osobistej. Dopiero Rosa, dając jej pełną swobodę bycia sobą, nauczyła ją, że wobec siebie mogą być zawsze szczere, nawet jeśli jedna z nich paskudnie wygląda w danej rzeczy, to ma to zostać wypowiedziane, a nie pominięte. Na tym polegała przyjaźń. Oczywiście wyglądało to trochę inaczej, niż uczucie, które łączyło ją i przyrodniego brata, bo Rosy, blondynka nie wyzywała, gdy tylko o coś się pokłóciły, jednak relacja była na takiej samej, ważnej dla pani prokurator, płaszczyźnie.
Co prawda młoda kobieta nie przygotowywała się jakoś specjalnie, no może prócz wykorzystania Silasa, by upichcił im coś dobrego i zakupił sporą ilość alkoholu bo choć zwykle poprzestawały na winie, są dorosłymi kobietami i mogą od czasu do czasu nieco poszaleć, nawet jeśli następnego dnia kac morderca nie da im formalnie funkcjonować.
Całe szczęście brunet wpadł do jej mieszkania kilka godzin przed jej powrotem i szczegółowo na kartce opisał co i jak blondynka ma podgrzać, bo choć względnie potrafiła ugotować obiad, przy trudniejszych potrawach zaczynała się gubić. Silas przygotował latanię i łososia, które wystarczyło podgrzać i nieco posolić tuż przed podaniem, by obie potrawy smakowały wyśmienicie. Natasha miała to szczęście, że jej brat był wyśmienitym kucharzem i z kliku niby mało skomplikowanych składników, wyczarowywał dosłowne pyszności. Sprawę słodkości i babeczek blondynka zostawiała Rosie bo wyroby z jej cukierni były nieporównywalnie dobre z tym co robiła ona sama czy nawet Silas.
Umyta, ze związanymi włosami prawniczka wynosiła ostatnie szpargały na biurko bo dosłownie przed chwilą skończyła odpisywać na mejle służbowe i wypadało wreszcie skończyć na dzisiejszy dzień, pracę. Wszyscy myśleli, że prawnik pracuje jedynie 8 godzin dziennie, a resztą dnia może spędzić na leżeniu i wyglądaniu, niestety mijało się to z prawdą. Co prawda blondynka mogłaby olać większość wiadomości, jednak niektóre sprawy były na tyle pilne, że brak natychmiastowego odzewu kończyłby się zmianą adwokata.
Z kuchni wydobywały się piękne zapachy przygrzewanych potraw, a ubrana w dres młoda kobieta krzątała się starając zostawić jak najmniejszy bałagan. - Wchodź! – krzyknęła słysząc dobrze sobie znany dźwięk dzwonka i wkładając grubą rękawicę kuchenną wyciągnęła z piekarnika gotową do podania latanię. Oczywiście oszczędziła sobie zbędnych ozdób na stole bo i tak przeważnie siedziały jak im było wygodnie na kanapie i nie przejmując się wyciągniętymi czy lekko ubrudzonymi ubraniami, celebrowały małą ucztę.
Nad wyraz uśmiechnięta prawniczka podeszła do stoliczka w salonie z gorącym naczyniem i ustawiła je na blaszanym stojaczku. Oczywiście zapomniała, że porozrzucane ubrania nie należą tylko do niej, ale do faceta, który powoli wywracał jej życie do góry nogami. I po co znów się w to wpieprzała?
Natasha Julie Hamilton.
Sama Claudia nie spodziewała się tego po sobie. W końcu przed chwilą się wściekała, bo miała na sobie pełno lodów. Ale była kobietą. Powiedzmy, że to jest dobre usprawiedliwienie na huśtawki nastroju. I na wszystko ogólnie. Kobiety to popieprzone stworzenia.
OdpowiedzUsuńZaśmiała się, widząc, jak chłopczyk się rumieni. Teraz już wyglądał naprawdę słodko. Chyba nie myślał, że dziewczyna się zgodzi i potraktuje go aż tak poważnie. Oczywiście, tylko w żartach traktowała go poważnie. Była normalna i nie miała żadnych skrzywień w tą złą, okropną wręcz stronę. Co by nie było niedomówień. Na spacer mogła z nim jednak iść.
Zaśmiała się, słysząc, że właśnie została dziewczyną tego małego przystojniaka. No cóż... Jak na razie na lepszy związek nie miała co liczyć. Może się okaże, że to będzie najlepszy ze wszystkich jakie dotychczas miała? Przynajmniej nie zapowiadał żadnego dramatu.
- Claudia - przedstawiła się z uśmiechem i uścisnęła najpierw dłoń kobiety, a później chłopca. - I oczywiście, możesz z nami iść. Na pierwszej randce powinna być przyzwoitka - powiedziała z powagą, ale po chwili uśmiechnęła się szeroko. Nie była pewna ile chłopiec z tego wszystkiego rozumie. Dzieci często były albo wyjątkowo inteligentne, albo wyjątkowo głupie.
[ Spoko. Wolę krótkie, ale z sensem niż lanie wody na trzy strony :) ]
Claudia
Pierwsze miesiące były najgorsze. Luca odizolował się od wszystkiego i wszystkich. Nie chciał utrzymywać kontaktu z dobrymi znajomymi, nie chciał widywać swoich przyjaciół. Nie potrzebował litości, nie chciał ich pomocy, a kiedy już spotkanie bywało nieuniknione, to uśmiechał się ponuro i żarliwie zapewniał, że wszystko jest dobrze, że jakoś sobie radzi. Gówno prawda. Nic nie było dobrze i wcale sobie nie radził. Pogrążał się coraz bardziej, wpadał w kolejne tarapaty. Wciągało go bagno, z którego do tej pory nie wyszedł, ale najwyraźniej już się przyzwyczaił. Teraz przestał udawać, że jest okej – po prostu sam w to uwierzył. Podobno kłamstwo bez przerwy powtarzane w końcu staje się prawdą.
OdpowiedzUsuńNajbliższy tydzień miał być dla niego decydującym. Poznał kogoś, kto mógłby stać się pomocnym w jego szemranych interesach. To mógł być pewnego rodzaju przełom w jego życiu. Mógł w końcu odbić się od dna, ale kto wie czy to w ogóle ma jakiekolwiek szanse na powodzenia. Jeden dzień to zbyt mało by przesądzać o czymkolwiek, więc Luca zdecydował się, że przestanie o tym myśleć. A przynajmniej się postara. Miał plan na dziś. Chciał udać się na parking znajdujący po drugiej stronie parku i zwinąć jeden ze stojących tam samochodów. Nie były to bóg wie jakie cuda, ale pieniądze ze sprzedaży auta mogły mu pomóc w znalezieniu jakiegoś tymczasowego lokum, więc gra była warta świeczki. Los jednak bywa złośliwy i zamiast pozwolić Luce na realizację planu, postanowił postawić przed nim Rosę. Jeszcze jak na złość musiała go rozpoznać. Przecież zmienił się w ciągu tych kilku lat, wyrósł, wydoroślał, zmężniał. Nie był tym samym szczeniakiem, który ukradkiem się w niej podkochiwał.
Jej spojrzenie i głośne nawoływanie, które słyszał pomimo głośno ryczącej w słuchawkach muzyki, sprawiło, że coś ścisnęło go w gardle. Miał ochotę uciekać. Wziąć nogi za pas i zwiewać nim kobieta zbliży się do niego, jednak zastygł jak posąg. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Może w głębi duszy chciał się z nią spotkać, chciał porozmawiać. Jednym szarpnięcie wyciągnął słuchawki, wyłączył muzykę i włożył telefon razem z nimi do kieszeni kurtki. Dopiero po tym uniósł powieki tak, by móc na nią spojrzeć zza naprawdę długich rzęs.
- Cześć, Rosa – odezwał się, głębokim nieco schrypniętym głosem, przerywając ciszę, która panowała w parku, oczywiście nie licząc szumu wody w fontannie i przejeżdżających gdzieś daleko samochodów.
Luca
[Właśnie Cię pokochałam za to <3 Tulę cię tak przez komputer :D
OdpowiedzUsuńWątek, zawsze. Adam mógł być nianią Vincenta, a chłopak tak go polubił że czasem dalej nalega żeby Adaś przychodził mimo tego że już nie pracuje w tym fachu?]
Adaś.
[ Zgodzę się ;D W Teen Wolf przeuroczy ♥ A pomysł, jej, strasznie mi się podoba, aż poczęstuję cię czekoladą ;P Mam zacząć czy ty to zrobisz? Tylko jak ja to ostrzegam że mogę to zrobić dopiero jutro :)]
OdpowiedzUsuń[Hah, dziękuję za zwrócenie uwagi, no i witam się serdecznie. Błąd już poprawiony, a co do Emmy, zgadzam się. Dlatego też ją wybrałam, pasuje mi do pozytywnej Camille. Wątek? Powiązanie?]
OdpowiedzUsuńCamille
Na pierwsze stwierdzenie, które wyrwało się z ust brunetki, Hamilton buchnęła gromkim śmiechem. Ona i gotowanie? Dobre sobie. Podstawowe dania potrafiła przyrządzić jednak te, które właśnie znalazły się na stoliku do kawy stanowczo przewyższały jej umiejętności, toteż nie mogła uwierzyć, że jej przyjaciółka wpadła na tak irracjonalny pomysł. – Powiedzmy, że pomagałam! – krzyknęła, widząc, że Rosa automatycznie kieruje się w stronę łazienki – swoją drogą młoda matka wyglądała świetnie w szpitalach i eleganckich ubraniach, co oczywiście nie zmieniało faktu, że na ich wspólne wieczory obowiązywał dress code, w postaci dresu i wygodnej koszulki.
OdpowiedzUsuń- Wiesz, że przez te Twoje słodkości będę musiała zrobić dodatkowy trening na siłowni? – zadała pytanie retoryczne i powróciła do kuchni po korkociąg do wina, oraz butelkę procentowego trunku, który stał w barku, w przedpokoju. Zazdrościła przyjaciółce. Co prawda ona nigdy nie miała dziecka i nie myślała jakby było gdyby nagle okazało się, że jest w ciąży, jednak posiadanie syna było sprawą cudowną. Vinnie nie rzuci kąśliwej uwagi na temat kilku kilogramów więcej. Nie schowa tabliczki czekolady z orzechami przed matką. Nie zostawi Rosy, kiedy weźmie nadgodziny w cukierni. Jego nie obchodzi cellulit, który powoli pojawia się na kobiecych nogach. Pozwoli jej oglądać po raz tysięczny Dziennik Bridget Jones, zadowalając się telewizorem w swoim pokoju. Rosa jest jego matką. Najpiękniejszą i najlepszą na świecie. A Natasha? Sama musi pilnować diety, spędza samotne wieczory i udawaje, że kilka misi z dzieciństwa, które nadal stoją na jednej z półek w jej sypialni, chcą słuchać jak paskudny dzień przeżyła, jak bardzo nie znosi deszczu i że po raz kolejny musiała obrzucać kogoś błotem na sali sądowej, bo bez tego z pewnością by nie wygrała. Fajnie było mieć ważną osobą w życiu. Fajnie było mieć się dla kogo starać i dla kogo zachowywać dobrą minę do złej gry.
- Naprawdę? – młoda prawniczka odezwała się udając zdziwienie po czym sama podniosła pogniecioną koszulkę i przystawiła ją sobie do twarzy. Chcąc nie chcąc na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech bowiem zapach, który otulił jej nos, był uwodzicielki i doskonale znajomy. – Mówi to tylko tyle, że nosił ją jakiś facet.. – dodała wzruszając ramionami po czym pozbierała wszystkie ciuchy i pchnęła nimi w miętowy fotel – mebel który totalnie nie pasował do tego białego, nowoczesnego wnętrza, jednak Nat zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia i nie wyobrażała sobie, że jej przestrzeń może zostać pozbawiona tak urodziwego i wygodnego mebla.
Ona sama zajęła miejsce obok Rosy na sofie i podciągając kolana pod brodę wtuliła się w puchatą poduszkę. Oczywiście mogła skłamać, że Silas zapomniał wziąć swojego ubrania jednak później nie potrafiłaby spojrzeć przyjaciółce w twarz, toteż przez krótką chwilę po prostu milczała.
- Poznałam kogoś. I gdyby nie fakt, że jest cholernie przystojny, totalnie w moim guście, – w tym momencie chodziło Nat o to, że facet, który pojawił się w jej życiu pociąga ją nie tylko ze strony fizycznej ale także intelektualnej. Jakby to powiedział Silas: Nat znów spotyka się z jakimś dupkiem, bałwanem i nabuzowanym testosteronem samcą alfa. - no i jest młodszy, to może mogłoby coś z tego wyjść. – blondynka wzięła talerz by móc jak najszybciej zapchać sobie usta lazanią i choć na chwilę przestać mówić. Co prawda spotykała się z brunetem dopiero krótki czas i rzecz jasna starała się nie angażować w coś, co nie ma racji bytu, jednak summa summarum i tak się do niego przywiązywała.
Natasha Julie Hamilton.
Czuł zakłopotanie płynące do kobiety i to, paradoksalnie, nieco go uspokoiło. Świadomość nie bycia jedyną osobą czującą się niezręcznie w tej sytuacji była dobrą wiadomością, która pozwalała mu na nieco śmielsze oddechy i rozluźnione uśmiechy. Rosa była znajomą z dzieckiem i to spotkanie nie mogło w żaden sposób zniszczyć tej żelazno przybitej do swojego miejsca relacji, prawda? Z drugiej strony, nie miał pojęcia w jaki sposób kobieta odbierała ich dwójkę przebywającą w klubie bilardowym, co było efektem wirtualnego spotkania.
OdpowiedzUsuńUśmiechnął się delikatnie słysząc to, co już podejrzewał. Tak naprawdę nigdy wcześniej odwiedzając lokal o tym nie myślał, jednak życie młodej Lucchese z ośmioletnim dzieckiem nie mogło być proste; ale to nie były jego sprawy, nie powinien się wtrącać i osobiście nigdy by tego nie zrobił, bo to po prostu nie było w jego stylu.
- W porządku, sam nie przepadam za tym rodzajem rozrywki – odezwał się z uśmiechem, podążając za kobietą w stronę baru. Zajęli swoje miejsca i zaczekali na odrobinę uwagi barmana, który akurat obsługiwał jeden ze stołów do gry, przy którym grupa mężczyzn wydawała się być maksymalnie skoncentrowana na czarnej kuli. - Starałem się wybrać jakiś neutralny grunt dla spotkania, ale jeśli będziesz chciała, zawsze mogę cię poduczyć.
Andrea R.
Na pewno to nie miała być najgorsza pierwsza randka w jej życiu. Chyba każda kobieta miała w głowie spotkanie z facetem, którego nie chciała wspominać. Claudia miała takich kilka. I wątpiła, by chłopiec był w stanie przebić któregoś z tamtych mężczyzn. Chyba, że wywróciłby na nią sto kubeczków z lodami. Wtedy by to rozważyła.
OdpowiedzUsuńZaśmiała się, słysząc pełne zakłopotania wyjaśnienia chłopca. To było urocze. Choć to zdecydowanie nie miało przypominać pierwszej randki. Wątpiła, by przy Vinnim panowała tak drętwa atmosfera, skrępowanie i ciągłe zadręczanie się myślami, czy na pewno coś tam.
- No pewnie - przytaknęła i mrugnęła do dzieciaka.
- Nie ma problemu - zwróciła się z kolei do kobiety, a chwilę później znalazła się w lokalu. Mężczyzna stojący przy kasie, właśnie obsłużył ostatniego klienta. Claudia z Vinnim przekazali mu, że Rosa kazała już zamykać. Powyłączali i pozamykali wszystko, po czym z radością cała trójka wyciągnęła na stolik wszystkie słodkości jakie zostały z tego dnia. Najbardziej z tego nie cieszył się wcale Vinni, ale Alfonso. Olbrzymi mężczyzna wyglądał, jakby Mikołaj przyniósł mu prezent o kilka dni za wcześnie.
Zajadając wypieki (tym razem żaden nie wylądował na nikim), czekali na przyjście właścicielki. W sumie było to całkiem miłe towarzystwo. Takie ludzkie. Bez zbędnej sztuczności, naturalni, weseli. Mogłaby się z kimś takim zaprzyjaźnić. Kobieta przyszła, moment po tym jak Claudia dokończyła jeść swoją babeczkę. Vinnie podbiegł do mamy z jedną, której pilnował specjalnie dla niej. Alfonso dwa razy chciał mu ją podkraść, ale mały rycerz dzielnie walczył o przysmak dla swojej rodzicielki.
- To gdzie mnie zabierasz? - spytała Claudia chłopca, wstając z miejsca. W końcu to on ją zaprosił, prawda? Jako facet musiał umieć podejmować decyzje.
Dorośli? Luca wcale nie był dorosły. Owszem fizycznie był już prawdziwym mężczyzną, ale mentalnie najwyraźniej zatrzymał się na etapie nastolatka. Bo nie można było nazwać dorosłym kogoś, kto unikał konfrontacji z problemami, kto zamiast je rozwiązywać uciekał od nich, kto robił wszystko by tylko nie wziąć odpowiedzialności za swoje czyny i decyzje. Luca Bonasera na pewno nie był dorosły i Rosa pewnie by o tym wiedziała, gdyby nie zerwał kontaktu z nią. Teraz stał przed nią zupełnie skołowany nie mając pojęcia co zrobić. Nagle zapomniał nawet jak się mówi, nie mógł otworzyć ust, a tak wiele mieli do nadrobienia. Chciał jej powiedzieć, że ten jej „letni romans” z przed lat dostał za swoje, że choć nie był obecny w jej życiu to czuwał zawsze gdzieś blisko, ale czy to by komukolwiek pomogło, czy to miało w ogóle jakikolwiek sens. Nie wiedział.
OdpowiedzUsuńKiedy zrobiła parę kroków, zmniejszając diametralnie dystans między nimi, przełknął głośno ślinę. Z jednej strony chciał uciec, a z drugiej… miał ochotę ją wyściskać i zabrać gdzieś, gdzie mogliby na spokojnie porozmawiać, gdzie mógłby jej wytłumaczyć swoją nieobecność w jej życiu i jakoś naprawić to, co zepsuł między nimi.
- Trochę czasu minęło odkąd ostatni raz się widzieliśmy – zabrał w końcu głos. Odchrząknął znacząco i przeczesał palcami niesforne kosmyki trochę już przydługich włosów. Nie była to komfortowa sytuacja, dla niej pewnie też. Tkwił tam w bezruchu jeszcze dobrych kilka chwil, aż w końcu zdecydował się na niespodziewany ruch. Nie miało już sensu unikanie kogokolwiek. Przykleił do twarzy lekki uśmiech i po prostu przygarnął ją do siebie, burząc mur, który wybudował wokół swojego serca. – Też za Tobą tęskniłem – zapewnił ją, nie wypuszczając młodej kobiety przez dłuższy czas z mocnego uścisku.
Miał wiele pytań, sam też mógłby jej wiele opowiedzieć. Co prawda może na początku trochę by się bał przyznać do popełnionych błędów, ale po pewnym czasie na pewno chciałby poznać jej zdanie na ten temat. On również wolałby wrócić do okresu, gdy nie mieli żadnych zmartwień, a jedynym problemem było to czy tym razem będą bawić się w chowanego, a może w coś zupełnie innego. Życie dziecka było naprawdę fenomenalne, o ile miało się kochającą rodzinę, która nie pozwalała Ci na smutki i przejmowanie się problemami dnia codziennego.
Luca
[Pamiętam <3
OdpowiedzUsuńChwilowo jestem jednak niedysponowana, więc zacznę jutro, jak tylko będę miała chwilę wolnego, dobrze? :)]
Silas
Silas zawsze bardzo cenił sobie ludzi, którzy pozwolili mu znaleźć się teraz w magicznym miejscu, które można było opisać jednym, prostym słowem - stabilizacja.
OdpowiedzUsuńDo dziś miał w pamięci, jak rozpaczliwie wyszukiwał w gazetach jakichkolwiek ofert pracy w gastronomii i ile razu mu odmówiono, bo nie skończył porządnej szkoły. Ba, nie skończył żadnej szkoły poza lokalnym liceum, bo wolał skupić się na pracy, niż bezsensownym traceniu czasu na głupoty. W pewnym sensie mu się to opłaciło. Co prawda przez wiele lat żył wręcz w skrajnej nędzy, pracował na dwie zmiany i spał po trzy godziny dziennie, ale nie spotkał się jeszcze z żadnym innym kucharzem, który w wieku dwudziestu ośmiu lat zostałby szefem całej kuchni w dobrej restauracji. W końcu, w przeciwieństwie do absolwentów prestiżowych szkół gastronomicznych, miał dziesięć lat doświadczenia w pracy od kuchni. Tego nie można było przeliczyć na żadną szkołę.
No, ale nie zawsze można robić to, co się lubi. Szczególnie, jak grożą, że wyłączą ci prąd.
Dlatego Silasowi zdarzyło się nawet pracować w cukierni, gdy przyszedł kryzys w jego budżecie. Nie to, że nie lubił piec, ale wolał skupiać się na szlifowaniu innych umiejętności kulinarnych, niż akurat na tej cukierniczej.
Swoją drogą, to doświadczenie wiele mu dało, głównie przez fakt, że na rozmowie w sprawie pracy w Dark Restaurant, właściciel, a zarazem znany kucharz, poprosił go o podanie deseru. Gdyby nie doświadczenie zdobyte w cukierni nie wiedział, czy by podołał i mógł teraz całkiem przyzwoicie zarabiać.
Głównie dlatego był tak wdzięczny Rose i jej rodzinie za to, że dali mu szansę, pomimo faktu, że nigdy zawodowo nie zajmował się wypiekaniem babeczek, czy chlebów, to postanowili mu zaufać i dać pracę, gdy wszyscy inni wokół się wykręcali.
Nie opisałby słowami tej wdzięczności, dlatego starał się wpadać do cukierni w każdej wolnej chwili i w razie potrzeby wesprzeć ich wszelkimi siłami. Silas był jaki był, zdarzało mu się być złośliwym, zdarzało mu się wybuchać gniewem i być nieco nieprzystępnym w rozmowie, ale umiał okazać wdzięczność komuś, kto przyczynił się do jego sukcesu.
Dlatego, gdy tylko znalazł wole popołudnie, od razu udał się do starego miejsca pracy, a znajoma twarz za ladą mimowolnie wywołała uśmiech na jego twarzy.
- Cześć. Macie może babeczki Silasa? - spytał wesoło, choć po prawdzie nigdy nie nazwali tych babeczek w ten sposób. Jedynie Goldman żartobliwie je tak nazywał, bo zmodyfikował jeden z przepisów z ich książki kucharskiej, tworząc coś całkiem nowego w repertuarze cukierni, trochę na przekór właścicielce, która chciała trzymać się tradycji. Na szczęście Silasa jego babeczki miały większe powodzenie, niż te tradycyjne, dlatego Rose przestała się burzyć i wprowadziła je do obiegu.
No, miał szczęście i to nie byle jakie, bo mogła go przecież wylać za taką niesubordynację.
Jak to się mówi - głupi ma zawsze szczęście.
Silas
Słuchając jej propozycji bił się z myślami. Propozycja kobiety była bardzo, ale to bardzo kusząca i bardzo chciałby z niej skorzystać jednak Rosa też miała swój interes, którego musiała doglądać. Poza tym była matką Vincenta, nie mógł odbierać chłopcu cennych chwil spędzonych z matką. Sam wiedział jak bardzo są cenne, miał świadomość jak bardzo chciałby cofnąć czas i spędzić więcej czasu ze swoimi rodzicami
OdpowiedzUsuń- Dziękuję bardzo - dodał już na głos, uśmiechając się do kobiety - Jednak chyba nie mogę cie az tak obciążać. Wiąże się to z zarwaną nocą.. a nawet jeśli byś przyszła byłbym twoim dozgonnym dłużnikiem i nie wiem kiedy miałbym okazje to spłacić - uśmiechnął się sięgając po kolejny kęs ciasta. - Mimo to na rano chciałem zamówić kilka słodkości jeśli byłabyś tak dobra.. - dodał na sam koniec. Pomysł z poczęstunkiem był genialny i wiedział że jak najbardziej się sprawdzi. Jednak jesli miałby az tak wykorzystywać kobietę.. nie miał pojęcia jak miałby się jej odwdzięczyć.
Felix
[ Może Rosa codziennie dostarcza kilka opakowań lodów do deserów? I stąd się znają, zawsze coś tam pogadają? :) Tylko by trzeba było wymyślić jakiś punkt zwrotny dla tej znajomości :P ]
OdpowiedzUsuńO! Tego mi było trzeba! Bo Cesare jest beznadziejnym ojcem! Nic nie potrafi, a kolejne opiekunki, które wylatują z jego domu w trybie ekspresowym, bo coś mu w nich nie pasowało, patrzą na niego z politowaniem. Może Rosa potrzebowałaby dorywczej roboty, a on płaciłby grubo i pozwalałby jej przychodzić z synem. W sumie Cesare mógłby całkiem dobrze dogadywać się z Vincentem, w końcu to jednak chłopiec i trochę starszy i nie tak kruchy i w ogóle mogliby razem tłuc w perkusję ;)
OdpowiedzUsuńCesare Mazzini
Cesare jest posiadaczem dużego domu z ogrodem, to na pewno. Stać go na to. Kilka sypialni, ogromna kuchnia z której właściwie nie korzysta, basen, siłownia, garaż z kilkoma samochodami. Trochę sława uderzyła mu do głowy ;)
OdpowiedzUsuńCesare
Nie wiem czemu, ale znalazłam zdjęcie, które strasznie mi do Twojej Rosy pasuje. ;)
Usuńhttp://40.media.tumblr.com/34691b443895c592b075367d2c6d0ef3/tumblr_neieybqYV81rrn1f6o1_500.jpg
Zobacz i oceń ;)
[ Mogą być oczywiście pozytywy, mnie to obojętne, a lepiej, żebyś Ty się dobrze czuła :) z autopsji wiem, że wątków męczących nie chce się prowadzić :P ]
OdpowiedzUsuń[ Spoko, damy radę :P mam zacząć? ]
OdpowiedzUsuńBradley potrafił wyczarować naprawdę cudowne jedzenie. Może dlatego, że było one proste i tradycyjne i zawsze wykonane z najświeższych produktów. Ale jak w każdej dobrej knajpie nie mogło zabraknąć deserów. On sam niestety nie potrafił ich przygotowywać, ale od tego miał Marię - która zajmowała się wypiekami. Nie wyobrażał sobie jednak, aby miał podawać zwykłe kupne lody, dlatego zamawiał je u lokalnej cukierniczki. Były zdecydowanie najlepsze w mieście.
OdpowiedzUsuńRosa przywoziła je zawsze późnym wieczorem, gdy już zamykał lokal i mógł wreszcie odsapnąć. Dziś jednak miał więcej gości niż zazwyczaj i był dopiero w połowie sprzątania kuchni. Wiedział, że czeka go długa noc.
Od pewnego, dość długiego już czasu, życie Cesare toczyło się według pewnego, oklepanego schematu. Mężczyzna budził się gdzieś w miękkiej, pachnącej świeżością pościeli, otulony delikatnymi ramionami jakiejś kobiety, której imienia nawet nie znał i pamiętać nie musiał, bo zaraz po przebudzeniu nakazywał jej się wynieść. Nie pomagał płacz i histerie. Mazzini zawsze określał się jasno – nie szukał nikogo na stałe. Potrzebował tylko gorącego seksu. I wszystkie te kobiety zgadzały się bez słowa, by dopiero rano odstawiać niepotrzebne cyrki. Cesare nie miał jednak skrupułów przed tym by poprosić ochronę o wyprowadzenie nieproszonego gościa. One zaklinały się i przeklinały go, krzycząc że kiedyś tego pożałuje, lecz przez ładnych parę lat nic takiego nie nastąpiło. Dopiero jakieś dwa miesiące temu coś się zmieniło.
OdpowiedzUsuńAdwokat Mazziniego zadzwonił do niego późnym wieczorem, gdy Cesare wybierał się na kolejne „polowanie”. Prosił o pilne spotkanie i to nie następnego dnia, a już w tej chwili, najlepiej to od razu po odsłuchaniu wiadomości. Zdziwiony Cesare od razu oddzwonił i choć wypytywał mężczyznę, ten nie chciał mu nic powiedzieć przez telefon, więc wściekły mężczyzna wsiadł w samochód i stawił się w kancelarii tuż po jedenastej wieczorem. To, czego się wtedy dowiedział sprawiło, że jego idealny świat został wywrócony do góry nogami, a on sam stracił grunt.
- Wczorajszej nocy w Hesperia Hospital urodziła się dziewczynka, której matka zmarła z powodu komplikacji poporodowych.
Cesare spojrzał na mecenasa tak, jak gdyby miał go zaraz zamordować. Co do jasnej cholery miał wspólnego z tym wydarzeniem? Owszem, to była swego rodzaju tragedia, ale nie jego. Jego bezpośrednio nie dotyczyła.
- Była fanką zespołu i mamy wysłać kondolencje jej rodzinie?
Mecenas odchrząknął znacząco i wyjął z faksu dokument, który najwyraźniej niedawno przyszedł. Odwrócił go w stronę Mazziniego i wskazał palcem odpowiedni fragment, a mianowicie fragment, w którym pojawiło się jego nazwisko. Mało tego, jego nazwisko pojawiło się w rubryce „dane ojca”. Cesare zakrztusił się własną śliną.
- Nie wiem na ile może być to prawda, ale chyba musimy poczynić pewne kroki w tym kierunku, nie sądzisz? – mężczyzna splótł palce i oparł dłonie na swoim biurku, nie spuszczając Cesare z oka. – Proponuję wykonać test DNA nim media zwęszą sensację – zaproponował.
- Jasne – zgodził się perkusista bez wahania. Nie miał pojęcia, że ta zgoda będzie początkiem serii niefortunnych zdarzeń z nim i maleńką dziewczynką w roli głównej. Przez myśl mu nie przeszło to, że maleństwo faktycznie mogłoby być z nim spokrewnione. A jednak los bywa przewrotny i tak właśnie się zdarzyło. Test potwierdził ojcostwo Cesare, a opieka społeczna przywiozła dziewczynkę do niego, uprzednio sprawdzając czy ma on możliwości finansowe do utrzymania i siebie i dziecka. Oczywiście, że miał, ale nie miał żadnego doświadczenia związanego z dziećmi. Nic więc dziwnego, że już pierwszego dnia zatrudnił pięć nianiek i projektanta wnętrz, który w ciągu kilku dni miał wraz z ekipą remontową przemeblować jedną z sypialni na pokój dziecięcy.
Dni mijały, a kolejne opiekunki traciły pracę. Całe szczęście w tamtym okresie poznał przyjemną właścicielkę pobliskiej cukierni. Rosa, bo tak miała na imię owa kobieta, wzbudzała w nim zaufanie, a i sam Cesare naprawdę ją polubił, więc któregoś popołudnia gdy zjawił się w cukierni z małą by zakupić jakieś ciastka, zaproponował kobiecie pracę. Miała przychodzić tak często jak mogła by zajmować się jego córką. W zamian on płacił jej naprawdę spore sumy, które mogły pomóc jej utrzymać ukochaną cukiernię. I tak było też tego popołudnia. Cesare kręcił się po salonie z dziewczynką w ramionach. Był przerażony, bo nigdy aż tak długo nie przebywał z nią sam na sam. Nią, bo jeszcze nie wybrał imienia, choć dzieciątko miało już prawie dwa miesiące. Całe szczęście mała nie spieszyła się do ćwiczeń akrobatyki i grzecznie tuliła się do ramienia ojca. Nawet nie zapłakała ani razu. Dopiero, gdy dzwonek do drzwi zbudził ją z drzemki, po ogromnym domu rozniósł się jej płaczliwy głosik.
UsuńCesare pobiegł do drzwi i zaprosił stojącą tam Rosę wraz z synem do środka, po czym zamknął za nimi drzwi i niemalże wepchnął dziewczynkę w ramiona Rosy.
- Błagam zaczaruj ją, żeby już nie płakała – wymamrotał przerażony, że zrobił coś nie tak.
Cesare Mazzini
Wybacz za to monstrum ;)
On gdyby miał świadomość tego, jak potoczy się jego życie po tej felernej nocy pewnie by zrezygnował z owej chwili przyjemności. Zamiast zaciągać dziewczynę do łóżka po prostu wyrzuciłby ją za drzwi i zatrzasnąłby je przed jej nosem. Jego życie do tej chwili było niemalże idealne – miał swój zespół, którego utwory podbijały listy przebojów nie tylko we Włoszech, ale i całej Europie, miał wielki dom z ogrodem, o który dbało kilku ogrodników i ludzi sprzątających, miał konta bankowe, na których zero goniło zero, a teraz… teraz miał też córkę, którą nie umiał się zająć. Do tego była mu potrzebna właśnie Rosa, bo sama miała jakieś pojęcie o opiece i wychowaniu, w końcu sama była rodzicem. Oczywiście komuś takiemu jak on ciężko było w pierwszej chwili poprosić o pomoc. Przyznać się do tego, że czegoś nie potrafi. Jednak dobro maleńkiej istotki jednak leżało mu na sercu i musiał poczynić wszelkie kroki by zapewnić jej jak najlepszą opiekę i dogodne życie, przecież miała tylko jego, a przynajmniej tak mu się wówczas wydawało.
OdpowiedzUsuńNie spodziewał się również tego, że częste odwiedziny Rosy i Vincenta sprawią, że i oni staną się częścią świata małej dziewczynki, ba… nie tylko niej. Cesare również przywykł do ich obecności. W pewnym sensie imitowali zwyczajną Włoską rodzinkę, albo raczej byli jej dziwaczną karykaturą. Nie mniej jednak nie przeszkadzało mu to ani trochę. Polubił Vincentra, a kontakt z nim przychodził mu o wiele łatwiej niż z jego własną córką, może było to spowodowane tym, że był to jednak chłopiec, a może po prostu tym, że był starszy i wbrew pozorom nie byłby w stanie go nieświadomie skrzywdzić.
I nie przeszkadzało mu, że Vinnie buszuje po całym domu zaglądając w każdy nawet najmniejszy kąt, bo w sumie to nie było tam co oglądać, a przynajmniej tak wydawało się Mazziniemu, więc nie oponował gdy młody spacerował po piętrach i biegał po schodach, chcąc się wyszaleć. Kiedy w końcu jego ręce były wolne, a Rosa zajęła się dziewczynką, Cesare odetchnął z ulgą. To nie to, że wcale nie chciał się nią zajmować. Po prostu nie potrafił. Obawiał się, że zrobi jej krzywdę, bo przecież była ona tak diabelsko krucha, taka malutka.
- Jasne, mały – Cesare zgodził się bez szemrania na propozycję chłopca. – Pogramy, ale najpierw zamówimy coś do jedzenia, umieram z głodu – uśmiechnął się w kierunku malca, pozwalając się ciągnąć za rękaw.
Z uwagą obserwował jak Rosa otula dziewczynkę kocykiem, a ta przestaje krzyczeć i tylko pomrukuje niezadowolona leżąc w jej ramionach. Tego jeszcze nie praktykował i najwyraźniej będzie musiał w chwili, gdy dziecko zacznie budzić go po nocach, bo całe szczęście jak do tej pory mała przesypiała je prawie w całości.
- Głodna? To tak jak ja – Cesare skinął głową i odwrócił się w stronę kuchni, złapał Vincenta za nogi i przerzucił sobie sprawnie przez ramię jak worek ziemniaków, po czym pomaszerował do aneksu kuchennego, niosąc małego nogami do góry, ku jego uciesze zresztą.
Odstawił go dopiero na miejscu, sadzając na jednym z blatów, a sam wyjął z szafki mleko w proszku, jakie poleciła mu znajoma pani doktor. Oczywiście już się nauczył ile tego trzeba wsypać do wody i że należy sprawdzić na ręce czy aby nie jest za gorące, za każdym razem też wlewał trochę na język by być pewnym w stu procentach, po czym szybko płukał usta. To coś było ohydne. Z gotową butelką i Vincentem wrócił do salonu, gdzie podał butelkę Rosie.
- Macie ochotę na coś szczególnego? – zapytał, mając na myśli oczywiście coś do jedzenia i chwycił za telefon by wystukać zaraz odpowiedni numer na klawiaturze.
Cesare Mazzini
Ej tak myślę sobie... może to Vinnie znalazłby imię dla córki Cesare? Po prostu nieświadomie nazwałby ją jakoś i już tak by zostało? ;>
OdpowiedzUsuńCesare
Bradley wielokrotnie zignorował sugestie rodziców, którzy chcieli, żeby zatrudnił jakąś sprzątaczkę do pomocy. Był pracoholikiem, często kładł się spać w środku nocy, a już rano musiał pędzić do kuchni. On jednak stanowczo odmawiał. Zbliżał się koniec sezonu, a to oznaczało, że niedługo ich obroty spadną o połowę, bo turyści wyjadą. Miejscowi uwielbiali ich knajpkę, ale przychodzili zazwyczaj tylko w weekendy. Co prawda, zazwyczaj były to rodzinne biesiady, ale zyski i tak były mierne. Cała jego rodzina miała zbyt miękkie serce i dawała zbyt duże rabaty znajomym twarzom. Stwierdził, że na czymś muszą oszczędzić. Zresztą, nie wyobrażał sobie, żeby jakaś obca kobieta pałętała się po jego kuchni i nie daj boże jeszcze coś mu poprzestawiała. Więc zostawiał zawsze dwóch pomocników i razem byli w stanie ogarnąć wszystko całkiem sprawnie.
OdpowiedzUsuńZmęczenie dawało mu się jednak we znaki. Dzisiaj wyjątkowo. Wszystko robił o wiele wolniej, niż zazwyczaj, co chwilę coś przewracał, albo coś mu leciało z rąk. Wkurzał się na siebie niemiłosiernie i czekał tylko, aż wreszcie się położy.
Dlatego też przez kilka pierwszych sekund nie był w stanie ogarnąć sytuacji w jakiej właśnie się znalazł. Gar z sosem, który właśnie niósł, jakimś cudem wylądował na podłodze, a znajoma cukierniczka zaczęła się rozbierać. Dopiero po chwili zrozumiał co się stało i szybko złapał ją za łokieć i pociągnął na zaplecze, gdzie był prysznic.
- Cholera jasna! - krzyknął i puścił pod nosem wiązankę angielsko-włoskich przekleństw. Odkręcił zimną wodę i bez zastanowienia skierował strumień na kobietę.
Myślę, że możesz na spontana coś rzucić ;) Chyba nie mam żadnych uprzedzeń, byle nie było to jakieś długie imię, bo tego jestem pewna że ktoś jak Cesare by nie zapamiętał :D
OdpowiedzUsuńMazzini
[Nie każdy za nim przepada ;) Skoro się przyda, to zapraszamy. Kombinujemy coś z powiązaniem, czy po prostu zaczynamy?]
OdpowiedzUsuń[Zależy na co masz ochotę. Może to być znajomość rozwijająca się w coś więcej, bądź czysto przyjacielska relacja. Rosa mogłaby być jego stałą klientką, przez co już trochę zdążyli się poznać.]
OdpowiedzUsuń[Zgubiłam Twoja odpowiedź, przepraszam :(]
OdpowiedzUsuńFakt, Silas miał całkiem spore doświadczenie, niestety nie w pieczeniu, dekorowaniu i wyrabianiu lukrowego kremu. Oczywiście, nie na papierze, bo w domu bardzo często wypiekał różne specjały dla rodziny na święta, czy ot tak, dla przyjemności,
Tak drogie panie, są na świecie mężczyźni, którzy gotują dla przyjemności!
A potem wychodzą z tego hurtowe ilości jedzenia, które trzeba rozdawać wszystkim wokoło, bo nie mieszczą się w lodówce...
No, ale siłę przekonywania to zawsze miał. Skoro przekonał Anayę do małżeństwa...
Nie, to oczywiście był żart.
Szczerze powiedziawszy, sam nigdy nie oszukiwał ani siebie, ani nikogo, że zostanie w cukierni na dłuższy czas. Osobiście uwielbiał małe, przytulne lokale, mające stałych klientów i tylko kilka osób do obsługi. O wiele bardziej niż hipstersko modne, czyli niemodne Starbucksy, które wypierały rodzinne interesy z rynku.
Takie miejsca miały swoja historię, klimat, prawdziwą duszę.
Ale z dobrej atmosfery w pracy nie zrobisz sobie nic do jedzenia. A Silas jak nikt inny potrzebował pieniędzy. No i zawsze chciał być szefem kuchni w dobrej restauracji, więc... uciekł, kiedy tylko nadarzyła się ku temu okazja.
- A szarpnę się na ciastko. - odparł z uśmiechem, wchodząc za ladę i siadając na stołku, na którym Rosa zazwyczaj rozwiązywała krzyżówki, gdy nie było klientów. Podziękował za podany mu wypiek i rozejrzał się po cukierni z lekką obawą.
- Interes się nie kręci? - spytał, spoglądając na kobietę pytająco. - mogę wam podrzucić jakieś przepisy, żeby odświeżyć menu. - zaproponował jeszcze, choć bardziej z grzeczności, bo brunetka nigdy by się na taki zabieg nie zgodziła.
No, ale on zdecydowanie nie chciał, żeby kolejne zaplecze gastronomiczne, w którym się wychował poszło z torbami...
Silas
Gdyby Claudia zobaczyła Alfonsa na ulicy w środku, pewnie nieźle by się wystraszyła. Był ogromny. Jednak okoliczności, w których go poznała, pozwoliły jej zobaczyć w nim bardzo sympatycznego człowieka. Taki duży miś do przytulenia. Fajny musiał być z niego przyjaciel.
OdpowiedzUsuńSzybko dokończyła babeczkę. Była naprawdę smaczna. Taka domowa. Dawno takiej nie jadła, bo choć lubiła piec, to nie miała zazwyczaj dla kogo. A nie chciała wyglądać jak hipopotam po zjedzeniu samotnie całej blachy ciasta. Trzeba o siebie jakoś dbać.
Zaśmiała się, słysząc entuzjazm w głosie chłopca. Widać miał już cały plan szczegółowo ułożony. Naprawdę niektórzy powinni się od niego uczyć. A niby miał dopiero kilka lat...
- Super! - powiedziała zadowolona z jego pomysłu i posłała mu szeroki uśmiech. - Ale ostrzegam: nie masz żadnych szans w kręglach. Jestem mistrzynią!
Wyszła na zewnątrz, poprawiając płaszczyk. Równocześnie podziękowała małemu dżentelmenowi za przytrzymanie drzwi.
Kilka minut później znaleźli się na w parku, dokładniej na placu zabaw. Claudia żartowała z Vinnim, później trochę się z nim pobawiła. Mimo wszystko w końcu się zmęczyła. Lata nie te, starość się zbliża. Usiadła na ławce obok Rosy, uśmiechając się szeroko.
- Muszę przyznać, że jak na razie to jedna z lepszych randek w moim życiu - rzuciła wesoło do kobiety, obserwując chłopca, który bawił się teraz z innymi dzieciakami.
[Więc zgłaszam się po wątek :D Problem pojawia się w pomyśle, ponieważ nic prócz znajomości ze szkoły/lodziarni Rosy nie przychodzi mi do głowy :( ]
OdpowiedzUsuńAlison
[Hm... Pasują mi oba tak w sumie :D I dlatego najchętniej bym je jakoś ze sobą połączyła. W sensie, że najpierw jest ten wypadek z synkiem Rosy, a potem spotkają się na tym zjeździe i rozmowa zacznie się właśnie od tego synka :) ]
OdpowiedzUsuńAlison
[Da radę, oczywiście :D Ale jutro dopiero :) ]
OdpowiedzUsuńAlison
[Jakie cudne zdjęcie!]
OdpowiedzUsuńZamawiając lampkę białego wina, Andrea chciał rozpocząć swój proces nie myślenia nad całą sytuacją zbyt głęboko. Przyszedł tu w celu przeżycia sobotniego wieczoru w inny sposób, niż zazwyczaj, i właśnie to miał zamiar osiągnąć – sposób i ofiary zaliczone po drodze dla niego prawie w ogóle się nie liczyły. Został wychowany na człowieka który nie owijał w bawełnę i to czasami sprawiało pewne kłopoty jego otoczeniu.
Zanim wziął pierwszy łyk napoju przyjrzał się dokładnie jego barwie i zatonął w jego zapachu; mimo tego, że Emilia Romagna nie słynęła z najlepszej włoskiej produkcji, Romagnoli został w przeszłości obdarzony okazją do paru wycieczek po własnym kraju, podczas których doszlifował także swoją wiedzę. W żaden sposób nie skomentował wybór zamówienia Rosy, a przynajmniej nie na głos; upił trochę wina i zwrócił się w jej stronę z lekkim uśmiechem.
- Nie jest trudne, dopóki nie bierzesz tego zbyt na poważnie, jak wszystko w życiu – odezwał się, przekrzywiając delikatnie głowę aby móc położyć brodę na podtrzymującej ją dłoni. - Natomiast nigdy nie próbowałem grać w rzutki. Możemy się zamienić zdolnościami.
Andrea R.
[Wybacz mały poślizg. Miałam problem z końcówką :C ]
OdpowiedzUsuńPraca w budce nie była spełnieniem jej marzeń. Jednakże na chwilę obecną nic lepszego nie mogła znaleźć. Tak więc pracowała w tej budce i myślała, iż widziała już wszystko. Naćpanych nastolatków, pijanych bezdomnych, ludzi chcących wyżebrać uśmiechniętą bułkę, dzieci kłócące się z rodzicami i rodziców, którzy krzyczeli na dziecko, które nie potrafiło się zdecydować pomiędzy hot-dogiem z ketchupem a hot-dogiem z ketchupem i musztardą. Wiedziała również, że wielu rodziców przysyła swoje pociechy, aby same dokonały zakupu hot-doga. I nie było w tym nic dziwnego, ponieważ rodzice chcieli uniknąć kłótni.
Mały dżentelmen, jak zwykła go nazywać, przychodził do niej bardzo często. Aż się dziwiła, że jego rodzice pozwalają mu tyle wsuwać tego śmieciowego jedzenia. Inaczej tego nie było można nazwać. Chociaż tutaj pracowała, rzadko kiedy miała ochotę to jeść. Wszystko było co prawda świeże, jednak wątpiła aby w takiej parówce było więcej mięsa, niż tych wszystkich, dziwnych składników chemicznych. Ponadto te bułki, przynajmniej niektóre, też podejrzanie wyglądały. Alison była jednak typem małego, złośliwca, który dokuczał kiedy tylko miał ku temu okazję. Nie robiła tego zbyt często, ponieważ nie miała aż tylu nieprzyjaciół. Jednak kiedy już nielubiana ze szkoły panna X się zjawiła, dostawała najbardziej podejrzanie wyglądające jedzenie. Może to było nieco, a nawet bardzo dziwne, jednak Alison czuła pewnego rodzaju satysfakcję z tego powodu.
Jak co dzień siedziała w budce i rozwiązywała krzyżówki, kiedy zjawili się klienci. Małżeństwo z dzieckiem, młoda parka, starsza kobieta i mały dżentelmen. Uśmiechnęła się do niego delikatnie i po krótkiej rozmowie dała mu zamawianego hot-doga.
Usiadła na swoim poprzednim miejscu i już brąła krzyżówkę do ręki, kiedy usłyszała pisk opon. Poderwała się na równe nogi, a kątem oka zobaczyła grupkę ludzi, która stała i zawzięcie coś komentowała. Kierowana różnymi pobudkami, Alison opuściła budkę, którą szybko i niedbale zamknęła, i ruszyła w tamtym kierunku. Z początku przeraziła się. Jednak potem kamień spadł jej z serca.
- Pogotowie zaraz będzie - poinformował jakiś starszy mężczyzna. Leżący chłopczyk miał otwarte oczka, dzięki czemu Ali odetchnęła z ulgą. Bez większego zastanowienia, uklękła przy nim.
- Więc mówisz, że twoja mama sprzedaje ciastka, tak? - zapytała, chcąc nieco odstresować chłopczyka. Gdzieś kiedyś wyczytała, iż rozmowa pomaga w takich sytuacjach. I teraz właśnie chciała sprawdzić prawdziwość tego tekstu. - Nie ruszaj się tylko odpowiadaj - zaśmiała się. Co prawda dość nerwowo, jednak liczą się również i chęci.
Alison
[ Ale cudowne zdjęcie! ]
OdpowiedzUsuńBradley nie wyobrażał sobie interesu bez wsparcia najbliższych. Sam nie byłby w stanie tego ogarnąć, nawet gdyby pracował dzień i noc (co i tak przecież robił), a z kimś obcym nie potrafiłby nic zdziałać, bo nie miałby wystarczającego zaufania. O dobrą kelnerkę było cholernie trudno, a co dopiero o wspólnika. Na szczęście nie miał tego problemu. Czasem lepiej, czasem gorzej, ale zawsze wychodził na swoje. Nie mówiąc już o satysfakcji, jaką mu to sprawiało.
- Daj spokój, dzięki temu ci się nie pogorszy jeszcze bardziej! - warknął i może trochę za mocno przytrzymał ją pod wodą.
Z tylnej kieszeni spodni wyciągnął komórkę i jedną ręką wybrał numer do swojej siostry, która była pielęgniarką.
- Rosie, słuchaj, oparzyłem przypadkiem dziewczynę, przyjdź tutaj, bo nie wiem, czy zabierać ją do szpitala, czy nie. I weź jakieś swoje ciuchy - powiedział. - I suszarkę! - dodał w ostatniej chwili, nim kobieta się rozłączyła.
- Przepraszam cię najmocniej - jęknął i zmarszczył czoło. Naprawdę się martwił. O ile takie wypadki na kuchni były normą, a on sam doświadczył już niejednego poparzenia, o tyle to była niewinna kobieta. A on nigdy kobiet nie ranił.
[Co Ty nie powiesz? :D]
OdpowiedzUsuńChyba za to Silas najbardziej polubił Rosę, że nie siedziała na dupie i nie użalała się nad sobą i niesprawiedliwością świata. Szczerze powiedziawszy, Goldman nienawidził tego typu ludzi. Tak, jakby nic nie robienie miało im jakkolwiek pomóc w rozwiązaniu trudności. Albo jakby kompletny brak zaangażowania w cokolwiek miałby pomóc im zdobyć pracę.
No nie zdzierży tego nawet i za milion lat, bo w końcu za co można pochwalić nieroba i marudę?
Rosa może nie mówiła nikomu o swoich problemach, ale przynajmniej starała się robić cokolwiek. Co prawda, na pewno zabolałby go fakt, że nie poinformowała go, że ma teraz problemy, ale to nie zmieniało oczywistego stwierdzenia, że większość osób w jej przypadku już dawno by się poddała.
Albo podłożyłaby ogień po lokal, żeby dostać pieniądze z ubezpieczenia.
Podziękował za poczęstunek lekkim skinieniem głowy i wziął od niej talerzyk z babeczką jego autorskiego przepisu. No, trochę zmodyfikowanego, ale jednak jego.
Właściwie to Silas nigdy nie przepadał za słodyczami, może dlatego nie kusiła go początkowo praca w cukierni, ale wystarczyło kilka miesięcy spędzonych w biznesie Lucchese, aby przekonał się, że wypieki mogą być równie fascynujące jak sztuka kulinarna.
- Każdy orze jak może... - stwierdził krótko, wzruszając tylko ramionami na wiadomość o podniesieniu cen. Ludzie nie powinni się burzyć. W dobie kryzysu każdy cienko przędzie i niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że te zawirowania na rynku mają najbardziej niekorzystny wpływ na małych przedsiębiorców.
Jednak ludzie, którzy nie siedzą w temacie dalej będą uważać, że właściciele małych kawiarni i sklepików podnoszą ceny z własnego kaprysu.
- Co się dzieje? - spytał spokojnie, słysząc jak bardzo obojętnie brzmi głos Rosy. Chyba jeszcze nigdy nie widział jej tak niewrażliwej na jakiekolwiek zewnętrzne bodźce, nic więc dziwnego, że trochę go tym zaskoczyła. - chyba możesz mi zaufać, prawda?
Silas
[ Ależ cudowne zdjęcie. Patrząc na nie miałam ochotę zaproponować rychłe małżeństwo :3 (ale od przyjaźni też można zacząć :P) - ej, mam genialny pomysł... połączenie obu w wątku. Przyjeżdżają do Leo rodzice, którzy już od dawna narzekali na fakt, że ten nie znalazł sobie jeszcze żony. Zdesperowany Leo prosi Rosę by udawała jego narzeczoną, a w zamian obiecuje jej weekend wolny, kiedy to on zajmie się Vincentem, a ona będzie mogła pójść nawet do SPA na jego koszt ;) Co myślisz? Wiem, może to być trochę pokręcone, ale jest późno, no :< ]
OdpowiedzUsuńLeonardo
Państwo Valenti byli małżeństwem od przeszło trzydziestu pięciu lat. Nie młodnieli, a i naukowcy nie byli w stanie w najbliższym czasie wynaleźć czegoś, co zatrzymałoby to, co nieuniknione czyli śmierć. Chcieli się nacieszyć wnukami, ale ich jedyny syn nie był skory do założenia rodziny. Widać było, że uwielbia dzieci, w końcu został pediatrą, ale sam najwyraźniej nie miał zamiaru w najbliższym czasie dorobić się własnych i to ich nieco martwiło. Może dlatego ciągle go o to pytali, ciągle przedstawiali kolejne córki znajomych, ale żadna nie zagościła w życiu Leonardo dłużej niż kilka miesięcy. Para odnosiła ostatnimi czasy wrażenie, że ich syn po prostu nigdy tak naprawdę nie dorósł. Był takim mentalnym Piotrusiem Panem, który nie bardzo ma ochotę stanąć twarzą w twarz z konsekwencjami dorosłości. Może dlatego zdecydowali się przyjechać z Rzymu na kilka dni by sprawdzić, jak sobie radzi ich pierworodny. I to właśnie ta wiadomość, a raczej dziewięć słów, które usłyszał od automatycznej sekretarki sprawiły, że włos zjeżył mu się na głowie – „Przyjeżdżamy w piątek. Odbierz nas z lotniska o siedemnastej.”
OdpowiedzUsuńMieli zamiar kontrolować go do końca swoich dni? Niedoczekanie. Rzucił swój biały fartuch do pralki, do kieszeni spodni włożył portfel i z kluczami w dłoni wybiegł z domu. Wskoczył za kierownicę białego audi Q7 i ruszył w stronę cukierni Rosy. Miał nadzieję, że ją zastanie w domu. Zaparkował przed budynkiem i dosłownie w kilku susach pokonał strome schody. Załomotał do drzwi i czekał nerwowo przestępując z nogi na nogę.
- Rosa, otwórz – mruczał sam do siebie i znowu tłukł w drzwi.
[ Już bez przesady, okej? Nie wolno tak narzekać, a już zwłaszcza wtedy, kiedy w sumie nie ma na co ;) ]
OdpowiedzUsuńLeo urodził się i wychował w Rzymie, gdzie mieszkali nadal jego rodzice. Państwo Valenti byli prawdziwą, kochającą się parą, która długo oczekiwała na nadejście pierwszego i jak się później okazało jedynego dziecka. Sofia była malarką i prowadziła zajęcia artystyczne w jednej z prywatnych szkół, Mario natomiast był wziętym prawnikiem, który prowadził własną kancelarię adwokacką. Oboje pochodzili z bardzo zamożnych Włoskich rodzin, a ich ślub był przez nie zaangażowany i mimo początkowej niechęci młodych wówczas ludzi z czasem naprawdę się pokochali i stali się nierozłączni. Ot historia na całkiem ciekawą komedię romantyczną, jak zwykł mówić Leo. Mężczyzna naprawdę kochał swoich rodziców, ale byli ostatnimi czasy stali się naprawdę upierdliwi, a pan doktor od dłuższego już czasu szukał pomysłu jakby ich tutaj zbyć na dłużej. I tak oto wpadł na plan idealny. Dobrze, że miał się do kogo zwrócić z prośbą o pomoc w jego realizacji. Stąd jego obecność pod drzwiami Rosy i nachalne dobijanie się.
- Cześć – powiedział, nawet nie pytając o pozwolenie na wejście. Po prostu wpadł ja burza, taki już był i Rosa powinna się była do tego przyzwyczaić, w końcu nie od dziś się znają. – Mam mały problem z rodzicami – rzucił na wstępie i dopiero teraz się jej przyjrzał, na jego usta wstąpił rozbrajający uśmiech. – Ale jeśli chcesz dokończyć kąpiel to służę pomocą przy umyciu pleców – roześmiał się urokliwie, ale na wypadek gdyby młoda kobieta chciała go owym ręcznikiem trzepnąć cofnął się o dwa kroki. – A tak na serio… - spoważniał. – Przyjeżdżają moi rodzice.
Chyba opowiadał już Rosie nie raz i nie dwa, o mało dyskretnych próbach swatania go z różnymi dziewczętami. Opowiadał też o ich desperackiej potrzebie posiadania wnuków, najlepiej całej gromadki albo i przedszkola. Nie, oczywiście nie przybył tu z zamiarem oświadczenia się i błagania na kolanach by została matką jego dzieci i to w trybie natychmiastowym, choć mogłoby to zabawnie wyglądać, miał zupełnie inny pomysł.
- Potrzebuję pomocy.
Wypuścił ze świstem powietrze z ust i przeczesał palcami przydługie kosmyki włosów. Nie bardzo wiedział jak sprecyzować pytanie. Pewnie go wyśmieje i w ogóle wyrzuci za drzwi, ale chyba nie miał nic do stracenia.
- Zajmę się w następny weekend Vincentem, załatwię Ci pobyt w SPA, zrobię co zechcesz… - wyrzucił na wydechu. – Ale w ten weekend, potrzebuję byś udawała przed moimi rodzicami, że jesteśmy szczęśliwą parą, może nawet skombinuję pierścionek i oświadczę się… - widząc jej minę szybko się poprawił. – Oczywiście to tylko blef, by odpuścili sobie nieco.
Zapadła krępująca cisza, a Leo przestępował nerwowo z nogi na nogę, jakby czekał na wyrok.
[ Nie przejmuj się, mój też lubi płatać różne figle, akurat gdy potrzebowałabym, żeby działał sprawnie. ;) ]
OdpowiedzUsuńW bajeczkę odnośnie ukrywanego latami syna nigdy w życiu by nie uwierzyli, ale już w historię miłości od pierwszego wejrzenia i oczekiwania na odpowiedni moment by ją przedstawić bardziej, choć pewnie nie od razu uwierzą. Dlatego potrzebowali całego weekendu i trochę wysiłku by udowodnić, że się kochają. Co do ośmioletniego syna… Valenti obawiałby się, że mały Vinnie niechcący zdradzi sekret i wyda ich niecny plan oszukania jego rodziców, a to już byłaby klęska totalna i małżeństwo nie odezwałoby się do syna długo, długo. Leo chyba nawet miał gdzieś pierścionek, który kiedyś wręczyła mu matka z tekstem „że to skarb ich rodziny i aby przekazał go odpowiedniej kobiecie, a później swojej córce”, tak Sofia bardzo pragnęła mieć wnuczkę, której mogłaby pleść warkocze, uczyć malować i rozpieszczać jak księżniczkę. Wiadomo wnuka równie bardzo by kochała, no ale to było takie jej skryte marzenie, choć Leo już dawno ją rozgryzł.
Valenti odetchnął z ulgą, gdy młoda kobieta nie wyraziła sprzeciwu, ba… nawet w sumie się zgodziła na ten mały przekręt. Czyli dobrze trafił, a w dodatku utwierdził się w przekonaniu, że na przyjaciółkę taką jak Rosa można liczyć w każdej sytuacji, nawet tak absurdalnej.
- Chyba nie jestem aż tak tragicznym materiałem na przyszłego męża? – mrugnął do niej i uśmiechnął się znowu. Trzeba przyznać, że w sumie się ucieszył, bo mogła wyjść z tego dobra zabawa, a ostatnio potrzebował rozrywki.
Zdjął kurtkę i buty, po czym pomaszerował za Rosą i przejął od niej butelki. Zajął się otwieraniem piwa, gdy ta zniknęła na moment aby się ubrać.
- W sumie jak dla mnie nie musisz nic więcej wkładać – rzucił rozbawiony. – W końcu zostajesz moją przyszłą żoną – zawołał, kręcąc z rozbawieniem głową. Często sobie żartował, ale mimo wszystko traktował Rosę zupełnie poważnie i nigdy nie spróbowałby jej skrzywdzić. Nie zasługiwała na to.
- Historia… - zaczął, gdy kobieta wróciła. Podał jej jedną z butelek, a z drugiej upił łyka, odnotowując w pamięci, by przypadkiem nie wsiąść w auto w drodze powrotnej, będzie musiał się przejść lub zamówić taksówkę, a rano odbierze samochód. – Musimy omówić kilka rzeczy. Przede wszystkim w jakich okolicznościach się spotkaliśmy i jak długo to trwa – przesunął językiem po spierzchniętych wargach. – Niezłe – skomentował, pstrykając palcem w butelkę i zmieniając na moment temat. – Wspólne zainteresowania? Plany na przyszłość? I to, co pewnie najbardziej zainteresuje moją matkę, czyli kiedy ślub i maluchy – zakończył swój monolog. – Jakieś pomysły?
Na twarzy Leo zalśnił piękny uśmiech, gdy Rosa przyznała, że byłby wymarzonym materiałem na męża. Pomaszerował za nią i usiadł na kanapie tuż obok niej, przełożył rękę za jej plecami pokazując jej w ten sposób, że może się oprzeć o niego. Często tak siedzieli i oglądali różne filmy, gdy mieli chwilę czasu, a Vincent akurat żadnego z nich nie potrzebował do jakiejś zabawy. Aż dziw, że Leonardo naprawdę nigdy nie pomyślał o tym, że mógłby się z taką Rosą związać. Przecież była świetnym materiałem na żonę. I nie, na pewno nie przeszkadzał mu fakt, iż miała już syna, w sumie to nawet mu odpowiadało, bo zapewne szybko nie zechciałaby sobie sprawić kolejnych.
OdpowiedzUsuń- Nie martw się, Twoi przyszli teściowie będą Tobą zachwyceni, jestem pewien – zapewnił ją, popijając swoje piwo małymi łykami. Co do tego nie miał ni cienia wątpliwości. Jeżeli w ogóle łykną ten bajer, to pokochają Rosę jakby już stała się częścią ich rodziny. W tej chwili Leo nie myślał już o tym, jak później się z tego wyplączą. Na razie byli dopiero na starcie, a mety nie było widać. Opuszkami palców rysował jakieś wzory na jej ramieniu, rozmyślając nad tym co mówiła. – Może robiliśmy zakupy w tym samym supermarkecie, wyszłaś chwilę przede mną i siatki Ci się zarwały. Pomogłem Ci zbierać zakupy i zaoferowałem pomoc w zaniesieniu ich. Ty poczęstowałaś mnie ciastem i od tamtej pory przychodziłem na jakieś pyszności przynajmniej raz w tygodniu. Powiedzmy, że po kilku tygodniach w końcu zdecydowałem się zaprosić Cię na pierwszą randkę – dopracował jej pomysł, a przynajmniej tak mu się wydawało. – Okej, gdzie była ta pierwsza randka? Kino jest takie przereklamowane. O wiem! Pierwsza randka, piknik na dachu najwyższego budynku w mieście! Musiałem oczywiście przekupić ochronę by nas wpuścili, ale było warto – uśmiechnął się pod nosem. W sumie byłby w stanie tak zorganizować pierwszą randkę. – Byłby szampan, truskawki w czekoladzie i jakieś smaczne kanapki – upił łyk piwa i pokręcił głową rozbawiony. – Widzisz kochanie, jaki jestem romantyczny? – roześmiał się pogodnie. – Chcesz coś dodać do naszej pierwszej randki?
I tym różnili się od siebie Valenti i Lucchese – on nie miał ochoty pakować się w jakieś skomplikowane i wymagające poświęcenia związki, a ona… ona najwyraźniej chciała tego spróbować. Jego życie odpowiadało mu właśnie takie, jakie było w tej chwili. Nie musiał przejmować się tym, by wrócić na czas do domu, bo ktoś mógłby się o niego martwić, a często zdarzało mu się po prostu nie wrócić do mieszkania i zostać na noc w szpitalu. Bo po co miałby wracać, skoro rano znów miał tam wrócić? Choć może ktoś czekający na niego z kolacją byłby tym powodem, który sprawiłby iż mężczyzna z chęcią tłukłby się w korku. W tej chwili był zdania, że może jeszcze do tego nie dorósł.
OdpowiedzUsuńKiedy Rosa wtuliła się w niego, automatycznie przygarnął ją bliżej. Nie przeszkadzali sobie wzajemnie, właściwie doskonale się do siebie dopasowali. I jej było wygodnie, i jemu. Ciepło i odrobina dobrego piwa sprawiły, że humor mężczyzny jeszcze się poprawił.
- Okej, to kiedy i w jakich okolicznościach był ten nasz pierwszy pocałunek, Skarbie? – zapytał zerkając na nią z góry. Upił łyk piwa. Swojego pierwszego pocałunku w ogóle, już nawet nie pamiętał. Kojarzył, że było to chyba w szkole średniej i że dziewczyna ta była rok od niego starsza, ale strasznie mu się podobała. A ostatni pocałunek? Hmmm… zabawne, bo ostatniego też nie pamiętał, ale tym razem nie z powodu dużej odległości czasu, a dużej ilości alkoholu podczas wieczoru kawalerskiego jednego z kumpli. Rano obudził się w pokoju hotelowym, a obok niego leżała jakaś młoda kobieta. – I pierwszy raz, oczywiście? – uśmiechnął się dwuznacznie. Ciekaw był reakcji Rosy. Pewnie tym razem już mu się oberwie za głupie insynuacje, ale co tam. Najwyżej więcej nie zostanie poczęstowany takim dobrym piwem.
[Jasne :) rozumiem. Studia naprawdę są AŻ tak straszne? :C ]
OdpowiedzUsuńWiele osób narzekało na lokalizację budki. Jednak nie jej to była wina. Pan Zito załatwiał pozwolenie, więc stała tam gdzie jej kazano. W parku, koło cukierni, koło hotelu, koło mostu, przy barze, a nawet i na zupełnym odludziu, gdzie samotnie spędzała całe dnie, bowiem nikt tamtędy nie przechodził. Wiele osób jednak ją o to obwiniało. Zwalało całą winę na Alison, jakby co najmniej uśmiechnięte bułki z parówką w środku kogoś zabiły. Co prawda od zbyt częstego jedzenia mogło się umrzeć, lecz to już leżało we własnym zakresie, aby jakoś się pohamować.
Chłopczyk z blond czupryną o wdzięcznym imieniu Vincent bardzo często do niej przychodził z drobniakami na hot-doga. Sądziła, że jego rodzice o tym wiedzą i sami mu na to dają. Nie przychodził zbyt często, więc nie martwiła się o stan jego brzucha. Teraz jednak bardzo się zmartwiła jego stanem. W końcu potrącił go samochód, a przecież już samo delikatne puknięcie bywało bardzo groźne.
- niech pani go nie dotyka! - powiedziała prędko, widząc jak kobieta zaczyna głaskać chłopca po policzku. - Nie wiemy jak silne było uderzenie, więc nawet delikatny dotyk może mu zaszkodzić... - wytłumaczyła swoje zachowanie, ponieważ chyba zbyt ostro zareagowała. - Nie do końca wiem co się stało. Usłyszałam hałas i szybko tutaj przybiegłam. Vincent dopiero co opuścił budkę z hot-dogami, więc nawet nie sądziłam, że tak szybko mógł się tutaj znaleźć - niemal jęknęła, patrząc uważnie na chłopca. - Niech się pani uspokoi. Pogotowie jest już w drodze - powiedziała cicho, kładąc dłoń na plecach kobiety. Zaczęła delikatnie gładzić to miejsce, gdyż to mogło ją w pewien sposób uspokoić. Sama Alison miała ochotę panikować. Jednak byłoby z tego mniej pożytku, niż korzyści, więc starała się zachować zimną krew.
Alison
[No pewnie, że nie pogardzi, a nawet się ucieszy, jeśli któregoś wieczoru będzie mogła robić za nianię Vinniego. Uznajemy, że znają się od dawna, na przykład z podstawówki czy wolisz budować relacje od podstaw?]
OdpowiedzUsuń~ Nellie
No tak, Vincent. Silas często zapominał o fakcie, że Rosa jest matką. Może to właśnie ten fakt sprawiał, że była tak wytrwała w prowadzeniu cukierni? Inni na jej miejscu już dawno by się poddali. Albo spalili knajpę i zgarnęli pieniądze z ubezpieczenia. To zawsze było jakies wyjście.
OdpowiedzUsuńChoć o rodzicielstwie Silas nie mógł wiele powiedzieć. Bardzo chciał mieć dzieci, ale dla niego była to jeszcze odległa przyszłość, która być może gdzieś go tam czekała.
A tak? Zostawali znajomi ze swoimi dziećmi, ale fakt, że każdy z osobna był jednostką bardzo silną i wytrwałą chyba o czymś świadczył, czyż nie?
Mężczyzna miał jednak na tyle przyzwoitości, aby nigdy nie pytać o to, jak Vinnie wpłynął na je pracę. No i zdrowego rozsądku rzecz jasna, nie wkurza się swojego szefa, a już w szczególności nie wkurza się szefa, który jest kobietą.
Obserwował ją w milczeniu, bo sam doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak ciężko jest mówić o swoich problemach. Czasem, nawet jak chciał się komuś zwierzyć, to często kończyło się to wybuchem gniewu, który co prawda był spowodowany jego bezsilnością, ale i tak adresowany był do osoby, która w ogóle odważyła się do niego podejść w kryzysowej sytuacji. Dlatego chciał dać jej czas, żeby na spokojnie rozważyła to, czy chce w z nim rozmawiać, czy woli to zachować dla siebie.
Na jej pytanie pokręcił delikatnie głową na boki. Kawa kojarzyła mu się z tą setką nieprzespanych nocy i najgorszym okresem w jego życiu kiedy to zastępowała mu sen. Jeżeli ktoś uważa, że kawa nie może nikomu zbrzydnąć to grubo się myli...
- Szukaliście oszczędności? Partnera biznesowego? - spytał, bo zaciąganie kolejnego kredytu w obecnych okolicznościach było zwyczajnie bezsensowne. - możecie też spróbować fuzji, z tym, że wtedy będziesz musiała się podporządkować tej drugiej stronie, a to nie w Twoim stylu. - zaczął zastanawiać się na głos. Dla niego to nie było narzekanie i użalanie się nad swoją osobą. W końcu sam spytał i sam chciał wiedzieć co się dzieje. Ona tylko odpowiedziała, a Silas chciał jej pomóc z całego serca, choć szczerze powiedziawszy niewiele mógł zrobić. Co najwyżej zasugerować i przedyskutować z nią kilka rozwiązań.
[Nie zabij mnie że dopiero teraz, przepraszam bardzo! I zrobię może Adam odebrał Vincenta z szkoły, okej?]
OdpowiedzUsuńAdam niby już nie był niańką, a niby był, przynajmniej dla Vincenta, Adam nie miał pojęcia co było w nim takiego fajnego że chłopak tak go polubił, może powodem było to że Adam sam był takim dużym dzieckiem? Fan komiksów, superbohaterów, kreskówek i słodyczy, więc nic dziwnego że został przyjacielem ośmiolatka. Z budynku rozległ się donośny dzwonek i po paru minutach z szkoły wybiegł Vincent, który rzucił się na Adama.
- Dobra młody, pakuj się do auta - powiedział z śmiechem Adam, rozkopując włosy chłopaka. Poczekał aż Vincent wsiądzie po czym sam zasiadł za kierownicę, odpalił auto i włączył radio.
- Więc jak w szkole? - zapytał Adam - Jakieś oceny? - zmrużył oczy, wiedział że Vinnie czasem nie mówił wszystkich ocen swojej mamie, a i Adam czasem też nie mówił wszystkiego Rosie, nic co nie było jakoś mocno ważne. Wybijał o kierownicę rytm melodii która właśnie leciała w radiu i słuchał opowieści Vincenta, jak to Diego rozlał sok na sukienkę Jasmine, która mu się podoba, że dostał dobrą ocenę z matematyki i główną rolę z jasełkach z czego bardzo się cieszył, a Adam został zaproszenie na przedstawienie od chłopca. Gdy dojechali na miejsce, Vincent rzucił się do wejścia a Adam z śmiechem podążył za nim, zapukał parę razy do drzwi i czekał aż ktoś otworzy.
[Wiesz jak to mówią: chłopiec z gitarą byłby dla mnie parą... :D Twoja pani też niczego sobie, w ogóle mam słabość do tego imienia, śliczne jest.]
OdpowiedzUsuńVico
[Ja chyba najbardziej rosyjską wersję, ze względu na Rose i Dymitra :)
OdpowiedzUsuńPowiązanie... Ja w wymyślaniu kiepska jestem, wolę zaczynać, ale jeśli Rosa mieszka tu od dziecka, a że są w tym samym wieku, mogą się od czasów szkoły przyjaźnić. Odkąd ta najgorsza nauczycielka posadziła ich w jednej ławce, bo Alex się dokuczał, więc ukarała go siedzeniem z dziewczyną :D Potem standardowo, ciągnięcie za warkocze, szczypanie, takie tam. I samo poszło. Najlepsi przyjaciele na zawsze.]
Vico
Claudia lubiła święta. Uwielbiała atmosferę jaka je otaczała. Wszystko co było z nimi związane napawało ją radością. Do czasu. Z czasem wszystko traci magię, zwłaszcza jeśli nikt nie pomaga człowiekowi jej podtrzymać. Dlatego Claudia nie cieszyła się dłużej na wigilię.
OdpowiedzUsuńPo wizycie w szpitalu, a później bezsensownym kręceniu się po domu, uznała, że nie wytrzyma dłużej. Musiała wyjść. Gdziekolwiek, po cokolwiek. Ubrała się ciepło i ruszyła przed siebie. Właściwie nie miała planu. Nie wiedziała gdzie mogą ją ponieść nogi, ani co ma ze sobą zrobić. Wszyscy byli zajęci. Miała wrażenie, że w całym mieście jest tylko ona. Po pustych ulicach, tylko od czasu do czasu ktoś przebiegał, albo przejeżdżał samochód. Każdy jednak znikał tak szybko jak się pojawił, wyraźnie dokądś zmierzając.
Szła. Po prostu szła. Zamyślona, rozglądała się dookoła, ale w sumie nie widziała nic ciekawego. Znała to miejsce na pamięć. I nagle podskoczyła przestraszona. Niby nic strasznego się nie stało, ale jakiś dziecięcy głos, krzyczący twoje imię, gdy dookoła jest pusto, potrafi wystraszyć. Zwłaszcza, gdy jest ciemno. Obejrzała się, szukając źródła dźwięku. Dopiero po chwili dostrzegła Vinniego. Odetchnęła z ulgą. To jednak nie żadna scena z horroru.
- Cześć, mały - przywitała się, posyłając mu uśmiech. Przecież w święta należy się uśmiechać, prawda?
- Gdzie idziesz? - spytał. Jakim cudem dziecko potrafiło już pierwszym pytaniem zagiąć człowieka? W końcu nie miała pojęcia gdzie idzie!
Wzruszyła w odpowiedzi ramionami, co wyraźnie zdziwiło chłopca.
- Nie idziesz na wigilię? - zadał kolejne pytanie, wyraźnie nie rozumiejąc dlaczego dziewczyna jest sama.
- Nie, ale lepiej powiedz mi co ty tutaj sam robisz - odparła. Wolała zmienić temat.
- Szukam pierwszej gwiazdki! - zawołał z entuzjazmem, na co nie mogła się uśmiechnąć. - A jeśli nie masz gdzie iść, możesz przyjść do nas. Zrobiłem z mamą tyle jedzenia, że będziemy to jeść chyba rok! - zaproponował.
Przez chwilę się wahała, ale w końcu pokręciła przecząco głową. Nie chciała wchodzić w ich życie. Malec jednak nie ustępował. Po kilku minutach nie miała wyjścia. Musiała go posłuchać. Poszła z nim do jego domu. Gdy drzwi się otworzyła, zagryzła lekko dolną wargę i uśmiechnęła nieśmiało.
- Cześć - przywitała się zakłopotana. - Nie chcę przeszkadzać, ale Vinni wręcz mnie zmusił żebym tu przyszła... - powiedziała. Było jej zwyczajnie głupio, że zakłóca im to rodzinne święto.
[Jak na razie tylko 2 tomy, bo 3 nigdzie znaleźć nie mogę, ale to już coś :)
OdpowiedzUsuńHaha, może być, on na przyjęciu piżamowym... Wolę sobie tego nie wyobrażać, ale bardzo mi się podoba! Chcesz zacząć czy mam się tego podjąć?]
Vico
[Mój strach został w pewnym stopniu uśpiony :D No i dziękuję <3 To zdjęcie idealnie obrazuje mi postać Alison :D ]
OdpowiedzUsuńChciała nawrzeszczeć na kobietę, bo zachowywała się doprawdy mało rozsądnie. Przez jej dotyk coś mogło stać się chłopcu, a przecież tego nikt nie chciał! Alison jednak zachowała kamienną twarz i odskoczyła od niej. Ktoś musiał zachować zimną krew i niestety padło na największą panikarę na ziemi. Alison westchnęła, po raz kolejny zresztą.
- Nie może go pani dotykać - zaczęła spokojnie. - Może go pani uszkodzić, a tego nikt nie chce - dodała, z cichą nadzieją, że kobieta w końcu puści chłopca. Utuli go i wycałuje jeszcze wiele razy, bo w jego przeżycie Alison nie wątpiła. Martwiła się jednak o stan jego kości. Nie była lekarzem i się na tym nie znała, jednak strasznie źle to wyglądało.
- Tak - przytaknęła. - W budce z hot-dogami - dodała. - Był u mnie, kupił hot - doga, a potem powiedział ,że musi wracać. A potem był wypadek... - zazwyczaj zwracała uwagę na poprawną wymowę. Jednak teraz była w takim szoku, iż nie mogła odpowiednio pozbierać myśli i znaleźć odpowiednich słów.
Dźwięk karetki wyrwał ją z zamyślenia. Rozejrzała się wkoło, a na jej ustach pojawił się słaby uśmieszek. W końcu ktoś zajmie się chłopcem.
Panienka Merrick odpowiadała na wszystkie pytania najlepiej jak tylko potrafiła. Nie była jednak w stanie odpowiedziec na wszystkie pytania, dlatego jeden z ratowników zrobił szybki wywiad wśród gapiów, natomiast drugi zajął się ratowaniem chłopca.
- Ja... ja zawiozę je na pogotowie - powiedział nieco wystraszony sprawca wypadku. Kierowca dał mu adres, po czym odjechali.
- Chodźmy. Pojedziemy za nimi. Musimy się śpieszyć - powiedziała cicho Alison i lekko popchnęła matkę Vincenta w stronę samochodu.
Alison
[Wracam po Świętach!]
OdpowiedzUsuńPrzeciwnie do tego, co uważała dobra część jego znajomych, Andrea naprawdę miał życie poza pracą o które się troszczył - chociaż musiał przyznać, że w dość specyficzny sposób. On sam był dość specyficzną osobą, w swoich pragnieniach i działaniach; gdyby nie był skłonny do robienia wyjątków od swoich zasad, zapewne w ogóle nie byłby w posiadaniu tej grupki znajomych, która myślała o nim jak o pracoholiku.
Sądził, że spotkanie z Rosą mogło naprawdę dobrze na niego zadziałać. Mimo początkowego zaskoczenia i mieszanych emocji, powoli zaczynał mieć pozytywne przeczucia co do tego wszystkiego... Może dzięki lampce wina w dłoni, ale nie sposoby były ważne, a efekty.
- Nigdy - potwierdził z ledwo zauważalnym uśmiechem, po czym zerknął w bok. Mężczyźni, którzy przed chwilą grali, zdawali się kończyć partyjkę i odchodzić od stołu gry. - Może pierw pogłębimy twoją wiedzę o bilardzie?
Andrea R.
[Awww, czekałam, aż ktoś to zauważy :D Już cię uwielbiam! Gdybym miała wenę, od razu napisałabym ci wątek, ale z racji, że nie mam, czekam na jakiś pomysł :*]
OdpowiedzUsuńOlivier
[Czy prowadziłaś czasem Julkę na Amsterdamie? ;> I jak to możliwe, że mnie rozpoznałaś? <3]
OdpowiedzUsuńJason Lahane
[Jej, jesteś niesamowita, naprawdę! To bardzo miłe, że mnie pamiętasz. <3 Zdradź mi kim będzie nowa pani, to już pomyślę nad wątkiem. ;D]
OdpowiedzUsuńJason Lahane
[Już się nie możemy z Jasonem jej doczekać. <3]
OdpowiedzUsuńJason Lahane
[Z Flasha tylko jeden odcinek obejrzałam, fajne to :D? Właśnie z romansami to u niego średnio raczej, przynajmniej w tym okresie. Chyba, że cofniemy się do przeszłości. Ona mogła być przyjaciółką jego dziewczyny, (matki jego dziecka) i przespali się ze sobą, gdy Valerie była w ciąży. On miał z tego powodu wyrzuty sumienia, ona też, ale nigdy sobie tego nie wyjaśnili… Jakieś lepsze pomysły? :D]
OdpowiedzUsuńOlivier
[A są tam jakieś wątki jego prywatnego życia, czy niezbyt? :D Ja Arrow kocham za Oliviera i Felicity!
OdpowiedzUsuńHm, może tak być. Ona mu może czasem pomagać przy Felicity itd. :) A co do samego wątku, to może ona do niego przyjdzie i dowie się, że zawiózł Felicity do dziadków? (uważał, że sobie nie radzi z jej wychowaniem)]
Olivier
[Ja natrafiłam na nie pierwszy raz i bardzo mi się spodobało, więc trafiło do karty :P Dziękuję za miłe słowa, mam nadzieję że będzie tu miło :D Jakby była ochota na wątek to zapraszam]
OdpowiedzUsuńSophie
[Olivier bywa przemądrzały, ale i tak go lubię :D Najgorszą postacią z serialu jest Laurel!
OdpowiedzUsuńNo, tyle, że w jego przypadku bardziej chodzi o to, że on już nie chce opiekować się Felicity, nie radził sobie z tym i dlatego odwiózł ją do dziadków, alej już bardziej... na stałe :)]
Olivier
[No, gdybyś zaczęła, byłoby super <3 :D]
Usuń[Hej! Ślicznie dziękuję za przywitanie i miłe słowa pod kartą Cesare. Cieszę się, że tak go odbierasz, bo cóż... Taki miał być :D To naprawdę miły komplement dla mnie jako twórcy postaci :)
OdpowiedzUsuńTwoja pani ma za to przecuuuuuuuuudne zdjęcie (matko zazdroszczę tej kiecki! *0*). Jest bardzo urocze, tak samo jak 8-letni synek. I to imię. Jejuśku no szał! :3
Czy może miałabyś ochotę na jakiś wątek? Normalny lub mniej? :)
Ohhh z Mount Cartier? Czy mogę wiedzieć kogo tam prowadziłaś? :D Będzie mi prościej skojarzyć :D]
Cesare
[Ahhh Grace! Pisałam z tobą Loganem. I brałaś udział w tamtym epickim meczu hokejowym! :D Yay, miło cię znowu widzieć na blogu!
OdpowiedzUsuńAaa normalny wątek... Jakiś taki spokojny, bez zobowiązań. Cesare może pomóc jak się coś zepsuje w lodziarni, to chłop na schwał. Może po prostu zaglądać tam z mamą jak się będzie lepiej czuła czy coś.
Chyba, że wolisz jakieś boom i te pościgi, te wybuchy :D]
Cesare
Nie trzymał się najlepiej. Gdy musiał pożegnać się z Felicity, czuł, jakby łamało mu się serce. Była dla niego wszystkim, ale wiedział, że musi oddać ją do dziadków, dla jej dobra. Nie dość, że jego kondycja psychiczna znacznie podupadła po zwolnieniu z pracy, to nie miał pieniędzy praktycznie na nic. Wiedział, że czasem trzeba podejmować trudne decyzje, ale nie spodziewał się, że aż tak nie będzie sobie z tym radził. Potrzebował odskoczni. A dobrą odskocznią zawsze był alkohol i łatwe panienki.
OdpowiedzUsuńWyprosił grzecznie chudą blondynę ze swojego mieszkania. Nie spodziewał się gości, totalnie zapomniał o umówionym spotkaniu z Rosą. Krzątał się po mieszkaniu, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Dopiero zastanawiając się kto to, przypomniał sobie, kto ma go odwiedzić. Nie chciał pokazać się w takim stanie Rosie; chociaż nie wyglądał aż tak tragicznie, to jego zarost znacznie się wydłużył, poza tym widać było po jego twarzy zmęczenie. Niby nie było to nic niecodziennego, ale tym razem widać było również ogromny smutek.
- Cześć - obdarzył ją lekkim, wymuszonym uśmiechem. – Wejdź – zrobił jej miejsce w przejściu, by weszła do mieszkania. Od razu mogła zauważyć, że nie ma ciuchów Felicity, które walały się wszędzie.
Olivier
OdpowiedzUsuń[Ohhh, świetnie! :D Genialne pomysły.
OdpowiedzUsuńAż teraz wstyd, ale czy mogłabym prosić cię o rozpoczęcie? Mogę to zrobić, ale najprędzej jutro wieczorkiem, bo zrywam się do pisania pracy :c]
Cesare
Rosa była inteligentną kobietą i bardzo szybko domyśliła się, że coś jest nie tak, choć próbował zamaskować to uśmiechem. Wczoraj wieczorem już miał jechać po Felicity, ale po raz kolejny zmienił zdanie. Miał ogromne poczucie winy. Tęsknił za nią, a ona za nim, ale z drugiej strony, nie potrafił zapewnić jej godnego życia.
OdpowiedzUsuń- Fellie jest u dziadków – odparł, przecierając zmęczone oczy.
- Chyba nie chcę o tym rozmawiać. Napijesz się czegoś? – zapytał, wchodząc do kuchni. Być może chciał z nią porozmawiać, była matką, pomogła by mu podjąć odpowiednią decyzję. Wszystkie ejgo decyzje były motywowane tym, by jego córce było lepiej. Wiedział, że dziadkowie dobrze się nią zaopiekują, chociaż byli bardzo wymagający, ale z drugiej strony… Czy jej miejsce nie było u boku taty, który ją wychowywał?
[Hej, witam, dopiero wróciłam z urlopu i próbuję ogarnąć zaległości, i nie mam pojęcia, czy Ci zaczęłam już czy nie... Daj znać, dobra? :)]
OdpowiedzUsuńVico